Nawigacja

Facebook

Losowa Fotka

Aktualnie online

· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 16
· Najnowszy użytkownik: maro

Jonatan

Jonatan

Od dobrych kilku minut Jonatan wgniata? niedopa?ek w ziemi?. Powolnymi ruchami z namaszczeniem obraca? pi?t? w lewo i w prawo. Trwa?o to ju? wystarczaj?co d?ugo, by nie tylko zgasi? ?ar ale równie? wcisn?? resztki papierosa na kilka centymetrów w g??b rozmi?k?ej od wilgoci gleby. Czubek zwykle wypolerowanego, eleganckiego pó?buta marki Bata coraz bardziej pokrywa? si? b?otnistymi ?ladami. Jednak Jonatan nie zwraca? na to najmniejszej uwagi. Kontynuowa? nieskomplikowan? procedur?: pi?ta na zewn?trz i do ?rodka i jeszcze raz i jeszcze, bez ko?ca. Ta czynno?? absorbowa?a go w ca?o?ci. Odcina?a umys? od tego, co sta?o si? zaledwie przed chwil?. Stawa?a si? swego rodzaju azylem.

Jecha? mo?e troch? za szybko. Mia? powody. Dzi? rano Marianna znów zrobi?a to samo – wysz?a na zewn?trz, gdy przed swoimi oknami siedzia? ten gnojek Markus. Jak zwykle latem od ?witu stuka? w klawiatur? laptopa na swoim balkonie. Mieszkali na tym samym pi?trze, co on i s?siadowali ze sob?, a barierki ich balkonów oddziela?a zaledwie metrowa odleg?o??. Kiedy si? wprowadzili potrafili wieczorami rozmawia? we trójk? przez d?ugie godziny, jednak zmieni?o si? to od czasu, gdy Jonatan zauwa?y? jak Marianna patrzy na Markusa. Wszystkie baby to kurwy, wiedzia? o tym od ojca, wi?c nie musia? zastanawia? si?, co jej chodzi po g?owie. Nakaza?, by trzyma?a si? z daleka od s?siada. Zrazu udawa?a, ?e nie wie, o co chodzi, ale kilka delikatnie wymierzonych policzków przywo?a?o j? do porz?dku. Jak zawsze z kobietami. Trzeba trzyma? je krótko, wtedy chodz? jak po sznurku. Jednak z czasem zauwa?y?, ?e znów zaczyna wymyka? si? na balkon. Udawa?a, ?e podlewa kwiatki lub zamiata pod?og? ale on wiedzia? swoje. Musia? wi?c dobitniej da? jej do zrozumienia, jak powinna si? zachowywa?. By? uwa?ny by nie uszkodzi? swojej w?asno?ci, w ko?cu zaledwie dwa lata temu Marianna zosta?a wicemiss Mazowsza, a z takim towarem nale?y obchodzi? si? ostro?nie. Zawsze bi? wi?c otwart? r?k? tak, by nie powstawa?y nadmierne si?ce. Jednak dzi? nie zd??y? wymierzy? sprawiedliwo?ci. Musia? by? w pracy pó? godziny wcze?niej ni? zwykle. O dziewi?tej, jako pierwszy punkt dnia czeka?a go rozmowa z szefem, na któr? wcale nie mia? ochoty, a musia? jeszcze przygotowa? si? do niej.

Ca?y dzie? nie móg? skupi? si? na robocie. Rozbi? go poranny dywanik u dyrektora Koreckiego, od którego us?ysza? to, o czym sam doskonale wiedzia? - trzeci miesi?c z rz?du nie wyrobi? normy pozyskanych kredytów. Je?li powtórzy?oby si? to w miesi?cu kolejnym, by?by to koniec jego kariery w tym banku. Tymczasem przecie? wszystkiemu winna by?a Marianna. To przez ni? zamiast o frajerach, którym nale?a?o wcisn?? tak zwany niskooprocentowany kredyt, a potem wydoi? do cna, my?la? tylko o tym, co ta dziwka wyprawia z s?siadem. Teraz ?a?owa?, ?e sam zapewni? jej status niepracuj?cej ?ony. Chcia? mie? pewno??, ?e nie b?dzie mia?a okazji do romansów biurowych, a tymczasem … ka?dego dnia dawa? jej blisko dziesi?? godzin swojej nieobecno?ci na kurwienie si? z tym dupkiem. Markus nie pracowa?, a w ka?dym razie jak ona w ogóle nie rusza? si? z mieszkania - twierdzi?, ?e utrzymywa? si? z pisania krymina?ów. Gówno prawda! A z reszt?, jakie to mia?o znaczenie? Wa?ne, ?e ca?ymi dniami oboje byli tu? obok siebie, bez ?adnej kontroli.

Po us?yszeniu porannego ultimatum Jonatan powinien by? tkwi? przy swoim biurku do zmroku. Jednak nie móg? usiedzie? na krze?le. W g?owie wci?? kot?owa?y mu si? obrazy roznegli?owanej ma??onki w obj?ciach s?siada. Wyobra?nia podpowiada?a coraz bardziej perwersyjne pozy. A wi?c ona si? puszcza, a on ju? za miesi?c mo?e znale?? si? na bruku! Przez ni?, kurwa ma?! Wreszcie nie wytrzyma?. U?o?y? w my?lach zgrabn? historyjk? i zapuka? do drzwi gabinetu Koreckiego.
- Szefie, musz? pojecha? do klienta. By? umówiony u nas, ale w?a?nie dzwoni?, ?e okoliczno?ci unieruchomi?y go w domu. To powa?ny kontrahent. Wchodzi w rachub? kredyt na ponad dwa miliony. Chc?, ?eby wiedzia? jak bardzo nam na nim zale?y. Mog? do niego pojecha??
Korecki spojrza? na niego z niedowierzaniem.
- A co si? w?a?ciwie sta?o i co to za klient?
- Ca?kiem nowy, jeszcze nie wprowadzony do systemu. Wysiad?o mu BMW. Wie szef jak to jest z t? nowoczesn? technologi?. ?wieci si? „Check engine” i ?eby nie wiem co, nigdzie nie pojedziesz. Trzeba czeka? na autoryzowany serwis.
Dyrektor spojrza? na zegarek. Dochodzi?a czwarta wi?c by?o jasne, ?e Jonatan nie wróci ju? tego dnia do banku. Historyjka o BMW nie do ko?ca go przekona?a, ale w ko?cu rzuci? osch?e:
- Jed?. Tylko jutro rano od razu uzupe?nij dokumentacj?. I radz? ci, ?eby ten klient nie zmieni? zdania, jak Malinowski. – dorzuci? z sarkazmem.
- Jasne, szefie.
W my?lach przekl?? tylko na wspomnienie o Hubercie Malinowskim. Chodzi? wokó? niego przez ponad pi?? tygodni, by w ko?cu wszystko spieprzy?. Nie mia? do?? czasu i uwagi by dopilnowa? szczegó?ów. W g?owie ci?gle siedzia?a mu Marianna i Markus. Gdy przy kolejnym spotkaniu wysz?o na jaw, ?e znów nie ma przygotowanych wszystkich dokumentów Malinowski si? w?ciek?, trzasn?? drzwiami i wzi?? kredyt na pó?tora miliona w innym banku. Dobrze przynajmniej, ?e Korecki nigdy nie dowiedzia? si? o prawdziwych przyczynach jego wycofania si?. Uwierzy? w bajeczk? o nag?ej zmianie planów.

Maj?c zgod? na opuszczenie banku Jonatan zachowuj?c zewn?trzne pozory spokoju zebra? papiery z biurka, wy??czy? laptopa, spakowa? wszystko do teczki i wolnym krokiem wymaszerowa? z biura. Gdy tylko zamkn?? za sob? drzwi nerwowo przy?pieszy?. Nie czekaj?c na zawsze ?lamazarn? wind? zbieg? schodami cztery kondygnacje do podziemnego parkingu. Wskoczy? do swojego s?u?bowego Forda Mondeo i z piskiem opon ruszy?. Gdy wypad? na ulic? odkry?, ?e od rana pogoda uleg?a diametralnej zmianie. Zamiast s?onecznego popo?udnia na zewn?trz zacina? deszcz, a po jezdni przelewa?y si? strugi wody. Jednak Jonatan nie zwraca? na to uwagi. Wcisn?? peda? gazu i skr?ci? w g?ówn? drog?. Do domu mia? oko?o 30 kilometrów, na miejscu powinien wi?c by? nie pó?niej ni? o pi?tej. O dobre dwie godziny wcze?niej ni? normalnie. Do mieszkania wejdzie dyskretnie, inaczej ni? zwykle nie u?yje domofonu, na wszelki wypadek nie wjedzie nawet wind?. Wdrapie si? po cichu na pi?te pi?tro schodami. Marianna nic nie us?yszy, my?la? uk?adaj?c w g?owie plan dzia?ania. Nie b?dzie mia? dla niej lito?ci. O, nie! Nie tym razem. Teraz przy?apie j? na gor?cym uczynku, wi?c nie ograniczy si? do delikatnych klapsów po buzi. Wyci?gnie z szuflady stary wojskowy pas dziadka. B?dzie bi? klamr?. Po nogach, po ty?ku, po plecach. Zas?u?y?a? na to, suko! W planie nie by?o miejsca przewidzianego dla dla Markusa. Jednak w gruncie rzeczy nie o niego tu chodzi?o. On by? tylko rekwizytem niezb?dnym do wykazania prawdziwej natury Marianny. Ju? w pó? roku po ?lubie zacz??a oskar?a? Jonatana o chorobliw? i niczym nieuzasadnion? zazdro??. Nieuzasadnion?? Akurat! Owszem kontrolowa? jej komórk? i komputer. Sprawdza? sms’y i poczt? elektroniczn?, ale to chyba normalne? Przecie? ?adnej dziwce nie mo?na ufa?. Tym bardziej tak cwanej, jak jego ?ona, która musia?a sprytnie wykasowywa? korespondencj?, bo nigdy nic podejrzanego nie uda?o mu si? znale??. To jednak tylko utwierdza?o go w przekonaniu, ?e si? nie myli. Wreszcie mia?o si? to potwierdzi?.

Jecha? przez miasto przekraczaj?c dozwolon? pr?dko??, ale gdy min?? rogatki przy?pieszy? jeszcze bardziej. Zosta?o jeszcze tylko osiem kilometrów przez las i na koniec wjazd na nowe osiedle, gdzie dwa lata temu kupili stu dwudziestometrowe, eleganckie mieszkanie z balkonem i tarasem. Jonatan jeszcze mocniej wcisn?? akcelerator. Ostro wszed? w prawy zakr?t. Gdy wychodzi? z niego dostrzeg?, ?e po przeciwnej stronie jezdni z naprzeciwka nadje?d?a zakapturzona posta? na rowerze. Kogo, kurwa nosi w tak? pogod? na dwu?ladzie?! Pomy?la? i w tym momencie zda? sobie spraw?, ?e traci kontrol? nad samochodem. Na pokrytej warstw? wody jezdni rozp?dzone auto straci?o przyczepno?? i sun??o czteroko?owym po?lizgiem w poprzek drogi wprost w kierunku zbli?aj?cej si? sylwetki. Kurwa ma?! Zd??y? tylko krzykn?? i us?ysza? zgrzyt gniecionego roweru. Podci?te cia?o z impetem run??o na przedni? szyb? i przez chwil? Jonatan zobaczy? rozp?aszczon? na niej, sk?d? znajom? twarz. Trwa?o to tysi?czne u?amki sekundy, bo dalej ofiara przelecia?a nad dachem. Ford zsun?? si? do rowu, przekozio?kowa? obracaj?c si? trzykrotnie wzd?u? swej osi i wreszcie stan?? do góry ko?ami. D?u?sz? chwil? Jonatan nie móg? zrozumie?, co w?a?ciwie si? sta?o. Wisia? w pasach g?ow? w dó?. By? nieco obola?y, ale wkrótce odkry?, ?e w?a?ciwie nic mu si? nie sta?o. Poduszki powietrzne, pasy i strefy kontrolowanego zgniotu zrobi?y swoje. Szcz??ciem na drodze auta nie znalaz?o si? te? ?adne drzewo, bo akurat w tym miejscu w lesie by?a niewielka przesieka. Jonatan wypi?? pas, ci??ko opad? na ziemi? i zacz?? wygrzebywa? si? przez wybite okno w drzwiach kierowcy. Gdy znalaz? si? na zewn?trz poczu? gwa?towne uderzenia na ca?ym ciele. Sypa? obfity grad wielko?ci fasoli. Towarzyszy? mu zimny deszcz, który znów la? jak z cebra. Niebo zasnu?o si? spi?owymi chmurami. Zrobi?o si? ciemno, jak o zmroku i nagle zerwa? si? huraganowy wiatr. W oka mgnieniu wokó? rozp?ta?o si? piek?o. Jonatan sta? na chwiejnych nogach trzymaj?c si? karoserii tego, co jeszcze przed chwil? by?o najnowszym modelem Forda Mondeo. Po ca?ym ciele sp?ywa?y mu strugi wody. Pu?ci? karoseri? sk?adaj?c r?ce nad g?ow?, by os?oni? j? od gradu. Nie wiedzia?, co robi? dalej. Rozejrza? si? dooko?a. Szosa by?a pusta. Nic dziwnego, nikt przy zdrowych zmys?ach nie jecha?by w takich warunkach. Stara? si? przypomnie? sobie, co w?a?ciwie si? sta?o: deszcz, zakr?t, zakapturzony rowerzysta, po?lizg i … wreszcie dotar?o do niego, dlaczego twarz rozp?aszczona na przedniej szybie wyda?a mu si? znajoma – to by? Markus! O kurwa! Mo?e to i dobrze, pomy?la?. Niech ma, ?onojebca! Jeszcze raz zacz?? rozgl?da? si? wokó?, ale tym razem mia? ju? konkretny cel - znale?? cia?o. Wymieszany z gradem deszcz zacina? bez lito?ci, ale Jonatan przesta? zwraca? na? uwag?. Przeczesywa? trawy w lewo i prawo powoli zbli?aj?c si? do rowu melioracyjnego przy drodze. Gdzie ten Markus, kurwa jest?! Przecie? nie rozp?yn?? si? we mgle! Nagle potkn?? si? o co? mi?kkiego. Przewróci? si? na lewe kolano, którym wbi? si? w sam ?rodek brzucha spoczywaj?cych bezw?adnie zw?ok. A wi?c jeste?, pomy?la? z ulg? gdy tymczasem zw?oki j?kn??y. Trz?s?cymi si? r?kami odnalaz? kaptur i zerwa? go z g?owy le??cego. Przyjrza? mu si? uwa?nie. Tak, to by? Markus. Z rozkwaszonym po uderzeniu w szyb? nosem, podrapan? twarz? i siniakiem pod prawym okiem, ale niew?tpliwie to by? on. Co wi?cej, on wci?? jeszcze, kurwa ?y?! Co teraz?! Martwy Markus stwarza? znacznie mniej problemów, ni? ?ywy. Martwego nale?a?o po prostu zutylizowa?, oczywi?cie wraz z rowerem. Jonatan nie mia? na razie ?adnego pomys?u jak to zrobi?, ale wiedzia?, ?e to rozwi?za?oby nieuchronnie nadci?gaj?ce problemy z wymiarem sprawiedliwo?ci. Jednak z ?ywym Markusem kompletnie nie wiedzia?, co zrobi?. Ratowa? skurwysyna nie mia? zamiaru. Z drugiej strony, mimo i? by? damskim bokserem, to jednak nie by? zabójc?. Najlepiej by?oby, ?eby? teraz skona?, powiedzia? do siebie w my?lach. Jednak nic nie wskazywa?o na to, by Markus zamierza? spe?ni? to ?yczenie. Wr?cz odwrotnie:
- Pomó? mi – wyszepta? - Jonatan? To ty?! – prawie krzykn?? – Jak to dobrze, s?siedzie, ?e w?a?nie na ciebie trafi?em. Ratuj mnie. Jest z tob? Marianna?
I w?a?nie tego by?o za wiele. Gdyby Markus nie wymieni? jej imienia, mo?e Jonatan przemóg?by si? i wezwa? pomoc. Jednak to pytanie rozjuszy?o go na nowo. Nawet teraz zachciewa ci si? mojej ?ony! Ooo niedoczekanie, skurwielu! Jeszcze raz rozejrza? si? wokó? siebie. Nic nie uleg?o zmianie. Gradowy deszcz ci?? powietrze niesiony porywistym wiatrem. Panowa? mrok. Nikogo nie by?o wida? w zasi?gu wzroku. Zapa? Markusa za obie r?ce i zacz?? ci?gn?? w stron? lasu. Ten j?kn?? z bólu, ale Jonatan nie zatrzyma? si? ani na chwil?. Chcia? jak najszybciej znikn?? z pola widzenia ewentualnych kierowców, którzy pr?dzej czy pó?niej musieli pojawi? si? na drodze. Nie wiedzia?, co zrobi? dalej, ale na razie mia? jeden cel – czym pr?dzej znikn?? w g?stwinie. Gdy min?? pierwsz? lini? krzewów odetchn?? z ulg?. Tu by? bezpieczny. Przynajmniej przez jaki? czas. Móg? uspokoi? my?li i zastanowi? si?, co robi? dalej. Markus j?cza?.
- Co robisz – pyta? s?abym g?osem – Dok?d mnie ci?gniesz?
Jednak Jonatan ignorowa? go ca?kowicie. Jego umys? znów zaczyna? pracowa?. Trzeba rozejrze? si? po okolicy. Mo?e znajd? co?, co nada?oby si? na kryjówk?? Intensywnie my?la? i wci?? nie wiedzia?: u?mierci? go, czy … no, w?a?nie. Czy co? Wezwa? pomoc, narazi? si? na proces, a mo?e wi?zienie za zbyt szybk? jazd? i spowodowanie wypadku z ofiarami w ludziach? Czas p?yn?? nieub?aganie, a z ka?d? minut? zarzuty pod jego adresem musia?y stawa? si? coraz powa?niejsze. Dlaczego zwleka? z wezwaniem pomocy? Po co odci?gn?? ofiar? do lasu? Czy mia? z ofiar? porachunki? W my?lach ju? widzia?, jak te pytania stawia mu prokurator. Nie, nie mo?e sobie na to pozwoli?. Trudno panie Markus. Po takim uderzeniu pewnie i tak wykitowa?by? na stole operacyjnym, w sumie wi?c tylko skróc? ci cierpienia. A przy okazji rozwi??? problem kurwienia si? mojej ?ony. Tylko jak to zrobi??! Znów zacz?? rozgl?da? si? po okolicy. Wreszcie w odleg?o?ci zaledwie kilkunastu metrów dostrzeg? szary betonowy zarys zniszczonej budowli. Podszed? bli?ej i ju? wiedzia?. By? to stary poniemiecki bunkier pami?taj?cy czasy II wojny ?wiatowej. Na górze zia? ciemny otwór wej?ciowy. Jonatan wyci?gn?? komórk? z kompletnie przemoczonej kieszeni. Na szcz??cie by? fanem gad?etów surwiwalowych i w ramach tego hobby zawsze u?ywa? sprz?tu odpornego na wod? i kurz. Mimo deszczu jego Caterpillar CAT S40 dzia?a? wi?c bez zarzutu. W??czy? latark? i za?wieci? w g??b bunkra. To, co zobaczy? rozja?ni?o mu twarz. Dno pomieszczenia znajdowa?o si? g??boko, jakie? trzy metry ni?ej. Na nim k??bi?a si? z setka wyg?odzonych, w?ciek?ych szczurów. Rzuca?y si? na siebie nawzajem wydaj?c przera?liwe piski. Nie mog?o by? lepiej, pomy?la? u?miechaj?c si? do siebie. Kolacja zaraz b?dzie, przyjaciele. Wróci? do Markusa i z determinacj? zacz?? ci?gn?? go w stron? bunkra. Ten wyczu?, ?e sprawy obieraj? niekorzystny obrót.
- Co robisz? Dok?d mnie ci?gniesz?
Gdy znale?li si? przy otworze wej?ciowym Jonatan bez s?owa zacz?? spycha? go w czelu??.
- Jonatan, co ty robisz?! – wrzasn?? Markus.
- Pierdolisz moj? ?on?, kurwa! No, to masz, na co zas?u?y?e?! - warkn??
- Co? Nie rozumiem. O czym ty mówisz?!
Markus uczepiwszy si? brzegów otworu usi?owa? przeciwstawi? si? oprawcy. By? jednak zbyt s?aby po zderzeniu z Fordem. Przez chwil? wisia? jeszcze jakim? cudem utrzymuj?c si? jedn? r?k?. Wtedy Jonatan przypomnia? sobie s?ynny cytat z „Psów” i bardzo z siebie zadowolony wysylabizowa?:
-Pier-do-lisz mo-j? ko-bie-t?!
- Ja? Twoj? ?on?? O czym ty mówisz? Przecie? ja … ja jestem gejem - wyszepta? Markus i rozlu?ni? chwyt. Skowyt przera?enia, gdy cia?o spad?o na rozw?cieczone szczury wnet ust?pi? piskom dzikiej ekscytacji. Zwierz?ta oszala?e nag?? obfito?ci? po?ywienia rzuci?y si? na odkryte miejsca cia?a Markusa. Wyrywa?y cz?stki jego policzków, nosa, szyi. Jeden wyj?tkowej wielko?ci osobnik gwa?townym ruchem pozbawi? go lewego oka. Inne szczury szarpa?y za d?onie i wchodzi?y w r?kawy i nogawki dokonuj?c tam dzie?a zniszczenia. Markus wy?, a Jonatan przygl?da? si? temu z satysfakcj?. Jednak szybko ust?pi?a ona obrzydzeniu. Zwymiotowa? obok otworu, z którego dochodzi?y coraz s?absze j?ki, odwróci? si? i chwiejnym krokiem potoczy? si? w stron? wraku samochodu. Z wolna zaczyna?o do niego dociera?, co w?a?nie zrobi?. Dr??cymi r?kami si?gn?? do kieszeni po papierosy. By?y ca?kowicie przemoczone. Kurwa! pomy?la?. Mo?e co? zosta?o w Fordzie? Schyli? si? i wczo?ga? do wn?trza kabiny. Chwil? majstrowa? przy schowku i wreszcie z tryumfem w oczach wyci?gn?? paczk? suchych jak pieprz Marlboro. Wcisn?? zapalniczk? samochodow?, a gdy po chwili strzeli?a odpali? od niej papierosa. Zaci?gn?? si? g??boko. Resztki pracuj?cego umys?u podpowiedzia?y mu, ?e bezpieczniej b?dzie wy??czy? zap?on, a z papierosem wyj?? z wraku i oddali? si? od niego. Przekr?ci? wi?c kluczyk w stacyjce i ponownie wyczo?ga? si? na zewn?trz. Os?aniaj?c d?o?mi bezcenny ?ar przed wiatrem i deszczem odszed? kilka metrów. Dym w p?ucach przywraca? spokój i jasno?? my?lenia. Gdy sko?czy?, rzuci? niedopa?ek i z upodobaniem zacz?? wdeptywa? go w ziemi?. O jednego peda?a na tej ziemi mniej, pomy?la? z satysfakcj?.

Autor: Tomek Nitka

Opowiadanie pierwotnie (we czerwcu 2016 roku) zamie?ci?em pod loginem Donald Kikoder na portalu http://www.portal-pisarski.pl i na http://allarte.pl pod loginem donaldkikoder


Komentarze

Brak dodanych komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?
Wygenerowano w sekund: 0.02
1,899,399 Unikalnych wizyt