Nawigacja

Facebook

Losowa Fotka

Aktualnie online

· Go¶ci online: 1

· U¿ytkowników online: 0

· £±cznie u¿ytkowników: 16
· Najnowszy u¿ytkownik: maro

Jonatan

Jonatan

Od dobrych kilku minut Jonatan wgniatał niedopałek w ziemię. Powolnymi ruchami z namaszczeniem obracał piętę w lewo i w prawo. Trwało to już wystarczająco długo, by nie tylko zgasić żar ale również wcisnąć resztki papierosa na kilka centymetrów w głąb rozmiękłej od wilgoci gleby. Czubek zwykle wypolerowanego, eleganckiego półbuta marki Bata coraz bardziej pokrywał się błotnistymi śladami. Jednak Jonatan nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Kontynuował nieskomplikowaną procedurę: pięta na zewnątrz i do środka i jeszcze raz i jeszcze, bez końca. Ta czynność absorbowała go w całości. Odcinała umysł od tego, co stało się zaledwie przed chwilą. Stawała się swego rodzaju azylem.

JechaÅ‚ może trochÄ™ za szybko. MiaÅ‚ powody. DziÅ› rano Marianna znów zrobiÅ‚a to samo – wyszÅ‚a na zewnÄ…trz, gdy przed swoimi oknami siedziaÅ‚ ten gnojek Markus. Jak zwykle latem od Å›witu stukaÅ‚ w klawiaturÄ™ laptopa na swoim balkonie. Mieszkali na tym samym piÄ™trze, co on i sÄ…siadowali ze sobÄ…, a barierki ich balkonów oddzielaÅ‚a zaledwie metrowa odlegÅ‚ość. Kiedy siÄ™ wprowadzili potrafili wieczorami rozmawiać we trójkÄ™ przez dÅ‚ugie godziny, jednak zmieniÅ‚o siÄ™ to od czasu, gdy Jonatan zauważyÅ‚ jak Marianna patrzy na Markusa. Wszystkie baby to kurwy, wiedziaÅ‚ o tym od ojca, wiÄ™c nie musiaÅ‚ zastanawiać siÄ™, co jej chodzi po gÅ‚owie. NakazaÅ‚, by trzymaÅ‚a siÄ™ z daleka od sÄ…siada. Zrazu udawaÅ‚a, że nie wie, o co chodzi, ale kilka delikatnie wymierzonych policzków przywoÅ‚aÅ‚o jÄ… do porzÄ…dku. Jak zawsze z kobietami. Trzeba trzymać je krótko, wtedy chodzÄ… jak po sznurku. Jednak z czasem zauważyÅ‚, że znów zaczyna wymykać siÄ™ na balkon. UdawaÅ‚a, że podlewa kwiatki lub zamiata podÅ‚ogÄ™ ale on wiedziaÅ‚ swoje. MusiaÅ‚ wiÄ™c dobitniej dać jej do zrozumienia, jak powinna siÄ™ zachowywać. ByÅ‚ uważny by nie uszkodzić swojej wÅ‚asnoÅ›ci, w koÅ„cu zaledwie dwa lata temu Marianna zostaÅ‚a wicemiss Mazowsza, a z takim towarem należy obchodzić siÄ™ ostrożnie. Zawsze biÅ‚ wiÄ™c otwartÄ… rÄ™kÄ… tak, by nie powstawaÅ‚y nadmierne siÅ„ce. Jednak dziÅ› nie zdążyÅ‚ wymierzyć sprawiedliwoÅ›ci. MusiaÅ‚ być w pracy pół godziny wczeÅ›niej niż zwykle. O dziewiÄ…tej, jako pierwszy punkt dnia czekaÅ‚a go rozmowa z szefem, na którÄ… wcale nie miaÅ‚ ochoty, a musiaÅ‚ jeszcze przygotować siÄ™ do niej.

CaÅ‚y dzieÅ„ nie mógÅ‚ skupić siÄ™ na robocie. RozbiÅ‚ go poranny dywanik u dyrektora Koreckiego, od którego usÅ‚yszaÅ‚ to, o czym sam doskonale wiedziaÅ‚ - trzeci miesiÄ…c z rzÄ™du nie wyrobiÅ‚ normy pozyskanych kredytów. JeÅ›li powtórzyÅ‚oby siÄ™ to w miesiÄ…cu kolejnym, byÅ‚by to koniec jego kariery w tym banku. Tymczasem przecież wszystkiemu winna byÅ‚a Marianna. To przez niÄ… zamiast o frajerach, którym należaÅ‚o wcisnąć tak zwany niskooprocentowany kredyt, a potem wydoić do cna, myÅ›laÅ‚ tylko o tym, co ta dziwka wyprawia z sÄ…siadem. Teraz żaÅ‚owaÅ‚, że sam zapewniÅ‚ jej status niepracujÄ…cej żony. ChciaÅ‚ mieć pewność, że nie bÄ™dzie miaÅ‚a okazji do romansów biurowych, a tymczasem … każdego dnia dawaÅ‚ jej blisko dziesięć godzin swojej nieobecnoÅ›ci na kurwienie siÄ™ z tym dupkiem. Markus nie pracowaÅ‚, a w każdym razie jak ona w ogóle nie ruszaÅ‚ siÄ™ z mieszkania - twierdziÅ‚, że utrzymywaÅ‚ siÄ™ z pisania kryminałów. Gówno prawda! A z resztÄ…, jakie to miaÅ‚o znaczenie? Ważne, że caÅ‚ymi dniami oboje byli tuż obok siebie, bez żadnej kontroli.

Po usłyszeniu porannego ultimatum Jonatan powinien był tkwić przy swoim biurku do zmroku. Jednak nie mógł usiedzieć na krześle. W głowie wciąż kotłowały mu się obrazy roznegliżowanej małżonki w objęciach sąsiada. Wyobraźnia podpowiadała coraz bardziej perwersyjne pozy. A więc ona się puszcza, a on już za miesiąc może znaleźć się na bruku! Przez nią, kurwa mać! Wreszcie nie wytrzymał. Ułożył w myślach zgrabną historyjkę i zapukał do drzwi gabinetu Koreckiego.
- Szefie, muszę pojechać do klienta. Był umówiony u nas, ale właśnie dzwonił, że okoliczności unieruchomiły go w domu. To poważny kontrahent. Wchodzi w rachubę kredyt na ponad dwa miliony. Chcę, żeby wiedział jak bardzo nam na nim zależy. Mogę do niego pojechać?
Korecki spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- A co się właściwie stało i co to za klient?
- CaÅ‚kiem nowy, jeszcze nie wprowadzony do systemu. WysiadÅ‚o mu BMW. Wie szef jak to jest z tÄ… nowoczesnÄ… technologiÄ…. Åšwieci siÄ™ „Check engine” i żeby nie wiem co, nigdzie nie pojedziesz. Trzeba czekać na autoryzowany serwis.
Dyrektor spojrzał na zegarek. Dochodziła czwarta więc było jasne, że Jonatan nie wróci już tego dnia do banku. Historyjka o BMW nie do końca go przekonała, ale w końcu rzucił oschłe:
- Jedź. Tylko jutro rano od razu uzupeÅ‚nij dokumentacjÄ™. I radzÄ™ ci, żeby ten klient nie zmieniÅ‚ zdania, jak Malinowski. – dorzuciÅ‚ z sarkazmem.
- Jasne, szefie.
W myślach przeklął tylko na wspomnienie o Hubercie Malinowskim. Chodził wokół niego przez ponad pięć tygodni, by w końcu wszystko spieprzyć. Nie miał dość czasu i uwagi by dopilnować szczegółów. W głowie ciągle siedziała mu Marianna i Markus. Gdy przy kolejnym spotkaniu wyszło na jaw, że znów nie ma przygotowanych wszystkich dokumentów Malinowski się wściekł, trzasnął drzwiami i wziął kredyt na półtora miliona w innym banku. Dobrze przynajmniej, że Korecki nigdy nie dowiedział się o prawdziwych przyczynach jego wycofania się. Uwierzył w bajeczkę o nagłej zmianie planów.

MajÄ…c zgodÄ™ na opuszczenie banku Jonatan zachowujÄ…c zewnÄ™trzne pozory spokoju zebraÅ‚ papiery z biurka, wyÅ‚Ä…czyÅ‚ laptopa, spakowaÅ‚ wszystko do teczki i wolnym krokiem wymaszerowaÅ‚ z biura. Gdy tylko zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi nerwowo przyÅ›pieszyÅ‚. Nie czekajÄ…c na zawsze Å›lamazarnÄ… windÄ™ zbiegÅ‚ schodami cztery kondygnacje do podziemnego parkingu. WskoczyÅ‚ do swojego sÅ‚użbowego Forda Mondeo i z piskiem opon ruszyÅ‚. Gdy wypadÅ‚ na ulicÄ™ odkryÅ‚, że od rana pogoda ulegÅ‚a diametralnej zmianie. Zamiast sÅ‚onecznego popoÅ‚udnia na zewnÄ…trz zacinaÅ‚ deszcz, a po jezdni przelewaÅ‚y siÄ™ strugi wody. Jednak Jonatan nie zwracaÅ‚ na to uwagi. WcisnÄ…Å‚ pedaÅ‚ gazu i skrÄ™ciÅ‚ w głównÄ… drogÄ™. Do domu miaÅ‚ okoÅ‚o 30 kilometrów, na miejscu powinien wiÄ™c być nie później niż o piÄ…tej. O dobre dwie godziny wczeÅ›niej niż normalnie. Do mieszkania wejdzie dyskretnie, inaczej niż zwykle nie użyje domofonu, na wszelki wypadek nie wjedzie nawet windÄ…. Wdrapie siÄ™ po cichu na piÄ…te piÄ™tro schodami. Marianna nic nie usÅ‚yszy, myÅ›laÅ‚ ukÅ‚adajÄ…c w gÅ‚owie plan dziaÅ‚ania. Nie bÄ™dzie miaÅ‚ dla niej litoÅ›ci. O, nie! Nie tym razem. Teraz przyÅ‚apie jÄ… na gorÄ…cym uczynku, wiÄ™c nie ograniczy siÄ™ do delikatnych klapsów po buzi. WyciÄ…gnie z szuflady stary wojskowy pas dziadka. BÄ™dzie biÅ‚ klamrÄ…. Po nogach, po tyÅ‚ku, po plecach. ZasÅ‚użyÅ‚aÅ› na to, suko! W planie nie byÅ‚o miejsca przewidzianego dla dla Markusa. Jednak w gruncie rzeczy nie o niego tu chodziÅ‚o. On byÅ‚ tylko rekwizytem niezbÄ™dnym do wykazania prawdziwej natury Marianny. Już w pół roku po Å›lubie zaczęła oskarżać Jonatana o chorobliwÄ… i niczym nieuzasadnionÄ… zazdrość. NieuzasadnionÄ…? Akurat! Owszem kontrolowaÅ‚ jej komórkÄ™ i komputer. SprawdzaÅ‚ sms’y i pocztÄ™ elektronicznÄ…, ale to chyba normalne? Przecież żadnej dziwce nie można ufać. Tym bardziej tak cwanej, jak jego żona, która musiaÅ‚a sprytnie wykasowywać korespondencjÄ™, bo nigdy nic podejrzanego nie udaÅ‚o mu siÄ™ znaleźć. To jednak tylko utwierdzaÅ‚o go w przekonaniu, że siÄ™ nie myli. Wreszcie miaÅ‚o siÄ™ to potwierdzić.

JechaÅ‚ przez miasto przekraczajÄ…c dozwolonÄ… prÄ™dkość, ale gdy minÄ…Å‚ rogatki przyÅ›pieszyÅ‚ jeszcze bardziej. ZostaÅ‚o jeszcze tylko osiem kilometrów przez las i na koniec wjazd na nowe osiedle, gdzie dwa lata temu kupili stu dwudziestometrowe, eleganckie mieszkanie z balkonem i tarasem. Jonatan jeszcze mocniej wcisnÄ…Å‚ akcelerator. Ostro wszedÅ‚ w prawy zakrÄ™t. Gdy wychodziÅ‚ z niego dostrzegÅ‚, że po przeciwnej stronie jezdni z naprzeciwka nadjeżdża zakapturzona postać na rowerze. Kogo, kurwa nosi w takÄ… pogodÄ™ na dwuÅ›ladzie?! PomyÅ›laÅ‚ i w tym momencie zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że traci kontrolÄ™ nad samochodem. Na pokrytej warstwÄ… wody jezdni rozpÄ™dzone auto straciÅ‚o przyczepność i sunęło czterokoÅ‚owym poÅ›lizgiem w poprzek drogi wprost w kierunku zbliżajÄ…cej siÄ™ sylwetki. Kurwa mać! ZdążyÅ‚ tylko krzyknąć i usÅ‚yszaÅ‚ zgrzyt gniecionego roweru. PodciÄ™te ciaÅ‚o z impetem runęło na przedniÄ… szybÄ™ i przez chwilÄ™ Jonatan zobaczyÅ‚ rozpÅ‚aszczonÄ… na niej, skÄ…dÅ› znajomÄ… twarz. TrwaÅ‚o to tysiÄ™czne uÅ‚amki sekundy, bo dalej ofiara przeleciaÅ‚a nad dachem. Ford zsunÄ…Å‚ siÄ™ do rowu, przekozioÅ‚kowaÅ‚ obracajÄ…c siÄ™ trzykrotnie wzdÅ‚uż swej osi i wreszcie stanÄ…Å‚ do góry koÅ‚ami. DÅ‚uższÄ… chwilÄ™ Jonatan nie mógÅ‚ zrozumieć, co wÅ‚aÅ›ciwie siÄ™ staÅ‚o. WisiaÅ‚ w pasach gÅ‚owÄ… w dół. ByÅ‚ nieco obolaÅ‚y, ale wkrótce odkryÅ‚, że wÅ‚aÅ›ciwie nic mu siÄ™ nie staÅ‚o. Poduszki powietrzne, pasy i strefy kontrolowanego zgniotu zrobiÅ‚y swoje. Szczęściem na drodze auta nie znalazÅ‚o siÄ™ też żadne drzewo, bo akurat w tym miejscu w lesie byÅ‚a niewielka przesieka. Jonatan wypiÄ…Å‚ pas, ciężko opadÅ‚ na ziemiÄ™ i zaczÄ…Å‚ wygrzebywać siÄ™ przez wybite okno w drzwiach kierowcy. Gdy znalazÅ‚ siÄ™ na zewnÄ…trz poczuÅ‚ gwaÅ‚towne uderzenia na caÅ‚ym ciele. SypaÅ‚ obfity grad wielkoÅ›ci fasoli. TowarzyszyÅ‚ mu zimny deszcz, który znów laÅ‚ jak z cebra. Niebo zasnuÅ‚o siÄ™ spiżowymi chmurami. ZrobiÅ‚o siÄ™ ciemno, jak o zmroku i nagle zerwaÅ‚ siÄ™ huraganowy wiatr. W oka mgnieniu wokół rozpÄ™taÅ‚o siÄ™ piekÅ‚o. Jonatan staÅ‚ na chwiejnych nogach trzymajÄ…c siÄ™ karoserii tego, co jeszcze przed chwilÄ… byÅ‚o najnowszym modelem Forda Mondeo. Po caÅ‚ym ciele spÅ‚ywaÅ‚y mu strugi wody. PuÅ›ciÅ‚ karoseriÄ™ skÅ‚adajÄ…c rÄ™ce nad gÅ‚owÄ…, by osÅ‚onić jÄ… od gradu. Nie wiedziaÅ‚, co robić dalej. RozejrzaÅ‚ siÄ™ dookoÅ‚a. Szosa byÅ‚a pusta. Nic dziwnego, nikt przy zdrowych zmysÅ‚ach nie jechaÅ‚by w takich warunkach. StaraÅ‚ siÄ™ przypomnieć sobie, co wÅ‚aÅ›ciwie siÄ™ staÅ‚o: deszcz, zakrÄ™t, zakapturzony rowerzysta, poÅ›lizg i … wreszcie dotarÅ‚o do niego, dlaczego twarz rozpÅ‚aszczona na przedniej szybie wydaÅ‚a mu siÄ™ znajoma – to byÅ‚ Markus! O kurwa! Może to i dobrze, pomyÅ›laÅ‚. Niech ma, żonojebca! Jeszcze raz zaczÄ…Å‚ rozglÄ…dać siÄ™ wokół, ale tym razem miaÅ‚ już konkretny cel - znaleźć ciaÅ‚o. Wymieszany z gradem deszcz zacinaÅ‚ bez litoÅ›ci, ale Jonatan przestaÅ‚ zwracać naÅ„ uwagÄ™. PrzeczesywaÅ‚ trawy w lewo i prawo powoli zbliżajÄ…c siÄ™ do rowu melioracyjnego przy drodze. Gdzie ten Markus, kurwa jest?! Przecież nie rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ we mgle! Nagle potknÄ…Å‚ siÄ™ o coÅ› miÄ™kkiego. PrzewróciÅ‚ siÄ™ na lewe kolano, którym wbiÅ‚ siÄ™ w sam Å›rodek brzucha spoczywajÄ…cych bezwÅ‚adnie zwÅ‚ok. A wiÄ™c jesteÅ›, pomyÅ›laÅ‚ z ulgÄ… gdy tymczasem zwÅ‚oki jÄ™knęły. TrzÄ™sÄ…cymi siÄ™ rÄ™kami odnalazÅ‚ kaptur i zerwaÅ‚ go z gÅ‚owy leżącego. PrzyjrzaÅ‚ mu siÄ™ uważnie. Tak, to byÅ‚ Markus. Z rozkwaszonym po uderzeniu w szybÄ™ nosem, podrapanÄ… twarzÄ… i siniakiem pod prawym okiem, ale niewÄ…tpliwie to byÅ‚ on. Co wiÄ™cej, on wciąż jeszcze, kurwa żyÅ‚! Co teraz?! Martwy Markus stwarzaÅ‚ znacznie mniej problemów, niż żywy. Martwego należaÅ‚o po prostu zutylizować, oczywiÅ›cie wraz z rowerem. Jonatan nie miaÅ‚ na razie żadnego pomysÅ‚u jak to zrobić, ale wiedziaÅ‚, że to rozwiÄ…zaÅ‚oby nieuchronnie nadciÄ…gajÄ…ce problemy z wymiarem sprawiedliwoÅ›ci. Jednak z żywym Markusem kompletnie nie wiedziaÅ‚, co zrobić. Ratować skurwysyna nie miaÅ‚ zamiaru. Z drugiej strony, mimo iż byÅ‚ damskim bokserem, to jednak nie byÅ‚ zabójcÄ…. Najlepiej byÅ‚oby, żebyÅ› teraz skonaÅ‚, powiedziaÅ‚ do siebie w myÅ›lach. Jednak nic nie wskazywaÅ‚o na to, by Markus zamierzaÅ‚ speÅ‚nić to życzenie. WrÄ™cz odwrotnie:
- Pomóż mi – wyszeptaÅ‚ - Jonatan? To ty?! – prawie krzyknÄ…Å‚ – Jak to dobrze, sÄ…siedzie, że wÅ‚aÅ›nie na ciebie trafiÅ‚em. Ratuj mnie. Jest z tobÄ… Marianna?
I wÅ‚aÅ›nie tego byÅ‚o za wiele. Gdyby Markus nie wymieniÅ‚ jej imienia, może Jonatan przemógÅ‚by siÄ™ i wezwaÅ‚ pomoc. Jednak to pytanie rozjuszyÅ‚o go na nowo. Nawet teraz zachciewa ci siÄ™ mojej żony! Ooo niedoczekanie, skurwielu! Jeszcze raz rozejrzaÅ‚ siÄ™ wokół siebie. Nic nie ulegÅ‚o zmianie. Gradowy deszcz ciÄ…Å‚ powietrze niesiony porywistym wiatrem. PanowaÅ‚ mrok. Nikogo nie byÅ‚o widać w zasiÄ™gu wzroku. ZapaÅ‚ Markusa za obie rÄ™ce i zaczÄ…Å‚ ciÄ…gnąć w stronÄ™ lasu. Ten jÄ™knÄ…Å‚ z bólu, ale Jonatan nie zatrzymaÅ‚ siÄ™ ani na chwilÄ™. ChciaÅ‚ jak najszybciej zniknąć z pola widzenia ewentualnych kierowców, którzy prÄ™dzej czy później musieli pojawić siÄ™ na drodze. Nie wiedziaÅ‚, co zrobić dalej, ale na razie miaÅ‚ jeden cel – czym prÄ™dzej zniknąć w gÄ™stwinie. Gdy minÄ…Å‚ pierwszÄ… liniÄ™ krzewów odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ…. Tu byÅ‚ bezpieczny. Przynajmniej przez jakiÅ› czas. MógÅ‚ uspokoić myÅ›li i zastanowić siÄ™, co robić dalej. Markus jÄ™czaÅ‚.
- Co robisz – pytaÅ‚ sÅ‚abym gÅ‚osem – DokÄ…d mnie ciÄ…gniesz?
Jednak Jonatan ignorowaÅ‚ go caÅ‚kowicie. Jego umysÅ‚ znów zaczynaÅ‚ pracować. Trzeba rozejrzeć siÄ™ po okolicy. Może znajdÄ™ coÅ›, co nadaÅ‚oby siÄ™ na kryjówkÄ™? Intensywnie myÅ›laÅ‚ i wciąż nie wiedziaÅ‚: uÅ›miercić go, czy … no, wÅ‚aÅ›nie. Czy co? Wezwać pomoc, narazić siÄ™ na proces, a może wiÄ™zienie za zbyt szybkÄ… jazdÄ™ i spowodowanie wypadku z ofiarami w ludziach? Czas pÅ‚ynÄ…Å‚ nieubÅ‚aganie, a z każdÄ… minutÄ… zarzuty pod jego adresem musiaÅ‚y stawać siÄ™ coraz poważniejsze. Dlaczego zwlekaÅ‚ z wezwaniem pomocy? Po co odciÄ…gnÄ…Å‚ ofiarÄ™ do lasu? Czy miaÅ‚ z ofiarÄ… porachunki? W myÅ›lach już widziaÅ‚, jak te pytania stawia mu prokurator. Nie, nie może sobie na to pozwolić. Trudno panie Markus. Po takim uderzeniu pewnie i tak wykitowaÅ‚byÅ› na stole operacyjnym, w sumie wiÄ™c tylko skrócÄ™ ci cierpienia. A przy okazji rozwiążę problem kurwienia siÄ™ mojej żony. Tylko jak to zrobić?! Znów zaczÄ…Å‚ rozglÄ…dać siÄ™ po okolicy. Wreszcie w odlegÅ‚oÅ›ci zaledwie kilkunastu metrów dostrzegÅ‚ szary betonowy zarys zniszczonej budowli. PodszedÅ‚ bliżej i już wiedziaÅ‚. ByÅ‚ to stary poniemiecki bunkier pamiÄ™tajÄ…cy czasy II wojny Å›wiatowej. Na górze ziaÅ‚ ciemny otwór wejÅ›ciowy. Jonatan wyciÄ…gnÄ…Å‚ komórkÄ™ z kompletnie przemoczonej kieszeni. Na szczęście byÅ‚ fanem gadżetów surwiwalowych i w ramach tego hobby zawsze używaÅ‚ sprzÄ™tu odpornego na wodÄ™ i kurz. Mimo deszczu jego Caterpillar CAT S40 dziaÅ‚aÅ‚ wiÄ™c bez zarzutu. WÅ‚Ä…czyÅ‚ latarkÄ™ i zaÅ›wieciÅ‚ w gÅ‚Ä…b bunkra. To, co zobaczyÅ‚ rozjaÅ›niÅ‚o mu twarz. Dno pomieszczenia znajdowaÅ‚o siÄ™ gÅ‚Ä™boko, jakieÅ› trzy metry niżej. Na nim kÅ‚Ä™biÅ‚a siÄ™ z setka wygÅ‚odzonych, wÅ›ciekÅ‚ych szczurów. RzucaÅ‚y siÄ™ na siebie nawzajem wydajÄ…c przeraźliwe piski. Nie mogÅ‚o być lepiej, pomyÅ›laÅ‚ uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do siebie. Kolacja zaraz bÄ™dzie, przyjaciele. WróciÅ‚ do Markusa i z determinacjÄ… zaczÄ…Å‚ ciÄ…gnąć go w stronÄ™ bunkra. Ten wyczuÅ‚, że sprawy obierajÄ… niekorzystny obrót.
- Co robisz? DokÄ…d mnie ciÄ…gniesz?
Gdy znaleźli się przy otworze wejściowym Jonatan bez słowa zaczął spychać go w czeluść.
- Jonatan, co ty robisz?! – wrzasnÄ…Å‚ Markus.
- Pierdolisz moją żonę, kurwa! No, to masz, na co zasłużyłeś! - warknął
- Co? Nie rozumiem. O czym ty mówisz?!
Markus uczepiwszy siÄ™ brzegów otworu usiÅ‚owaÅ‚ przeciwstawić siÄ™ oprawcy. ByÅ‚ jednak zbyt sÅ‚aby po zderzeniu z Fordem. Przez chwilÄ™ wisiaÅ‚ jeszcze jakimÅ› cudem utrzymujÄ…c siÄ™ jednÄ… rÄ™kÄ…. Wtedy Jonatan przypomniaÅ‚ sobie sÅ‚ynny cytat z „Psów” i bardzo z siebie zadowolony wysylabizowaÅ‚:
-Pier-do-lisz mo-jÄ… ko-bie-tÄ™!
- Ja? TwojÄ… żonÄ™? O czym ty mówisz? Przecież ja … ja jestem gejem - wyszeptaÅ‚ Markus i rozluźniÅ‚ chwyt. Skowyt przerażenia, gdy ciaÅ‚o spadÅ‚o na rozwÅ›cieczone szczury wnet ustÄ…piÅ‚ piskom dzikiej ekscytacji. ZwierzÄ™ta oszalaÅ‚e nagÅ‚Ä… obfitoÅ›ciÄ… pożywienia rzuciÅ‚y siÄ™ na odkryte miejsca ciaÅ‚a Markusa. WyrywaÅ‚y czÄ…stki jego policzków, nosa, szyi. Jeden wyjÄ…tkowej wielkoÅ›ci osobnik gwaÅ‚townym ruchem pozbawiÅ‚ go lewego oka. Inne szczury szarpaÅ‚y za dÅ‚onie i wchodziÅ‚y w rÄ™kawy i nogawki dokonujÄ…c tam dzieÅ‚a zniszczenia. Markus wyÅ‚, a Jonatan przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ temu z satysfakcjÄ…. Jednak szybko ustÄ…piÅ‚a ona obrzydzeniu. ZwymiotowaÅ‚ obok otworu, z którego dochodziÅ‚y coraz sÅ‚absze jÄ™ki, odwróciÅ‚ siÄ™ i chwiejnym krokiem potoczyÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ wraku samochodu. Z wolna zaczynaÅ‚o do niego docierać, co wÅ‚aÅ›nie zrobiÅ‚. Drżącymi rÄ™kami siÄ™gnÄ…Å‚ do kieszeni po papierosy. ByÅ‚y caÅ‚kowicie przemoczone. Kurwa! pomyÅ›laÅ‚. Może coÅ› zostaÅ‚o w Fordzie? SchyliÅ‚ siÄ™ i wczoÅ‚gaÅ‚ do wnÄ™trza kabiny. ChwilÄ™ majstrowaÅ‚ przy schowku i wreszcie z tryumfem w oczach wyciÄ…gnÄ…Å‚ paczkÄ™ suchych jak pieprz Marlboro. WcisnÄ…Å‚ zapalniczkÄ™ samochodowÄ…, a gdy po chwili strzeliÅ‚a odpaliÅ‚ od niej papierosa. ZaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ gÅ‚Ä™boko. Resztki pracujÄ…cego umysÅ‚u podpowiedziaÅ‚y mu, że bezpieczniej bÄ™dzie wyÅ‚Ä…czyć zapÅ‚on, a z papierosem wyjść z wraku i oddalić siÄ™ od niego. PrzekrÄ™ciÅ‚ wiÄ™c kluczyk w stacyjce i ponownie wyczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ na zewnÄ…trz. OsÅ‚aniajÄ…c dÅ‚oÅ„mi bezcenny żar przed wiatrem i deszczem odszedÅ‚ kilka metrów. Dym w pÅ‚ucach przywracaÅ‚ spokój i jasność myÅ›lenia. Gdy skoÅ„czyÅ‚, rzuciÅ‚ niedopaÅ‚ek i z upodobaniem zaczÄ…Å‚ wdeptywać go w ziemiÄ™. O jednego pedaÅ‚a na tej ziemi mniej, pomyÅ›laÅ‚ z satysfakcjÄ….

Autor: Tomek Nitka

Opowiadanie pierwotnie (we czerwcu 2016 roku) zamieściłem pod loginem Donald Kikoder na portalu http://www.portal-pisarski.pl i na http://allarte.pl pod loginem donaldkikoder


Komentarze

Brak dodanych komentarzy. Mo¿e czas dodaæ swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj siê, aby móc dodaæ komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani u¿ytkownicy mog± oceniaæ zawarto¶æ strony

Zaloguj siê lub zarejestruj, ¿eby móc zag³osowaæ.

Brak ocen. Mo¿e czas dodaæ swoj±?
Wygenerowano w sekund: 0.02
1,978,648 Unikalnych wizyt