Extremall IV
Dodane przez nitas dnia 07 marca 2012
W sobotę 11 lutego 2012 r. na jeziorze Kortowskim w Olszynie odbyły się zawody w nurkowaniu podlodowym na zatrzymanym oddechu o groźnie brzmiącej nazwie Extremall. Była to już czwarta edycja tej nietypowej imprezy.

Pierwszy raz na Extremallu spotkaliśmy się w styczniu 2006 roku. Opracowując regulamin zawodów mieliśmy wtedy duży problem, bo jezioro, na którym mieliśmy nurkować nie oferowało tego, co stanowi clou wszystkich zawodów głębokościowych, a mianowicie … głębokości. Dno leżało zaledwie na 15 metrach, co dla freedivera nie stanowi żadnego wyzwania. Jak w związku z tym rozegrać zawody i wyłonić zwycięzcę, skoro do wspomnianych 15 metrów dotrą jeśli nie wszyscy, to z całkowitą pewnością prawie wszyscy zawodnicy? Koncepcje były różne jak nurkowania wielokrotne na tę skromną głębokość czy pływanie pomiędzy przeręblami jednak wszystkie one zostały odrzucone jako trudne do asekuracji i przez to niebezpieczne. W końcu ktoś wpadł na prosty pomysł: skoro brakuje nam głębokości to połączmy prawdziwe nurkowanie ze statycznym wstrzymaniem oddechu. Zadaniem zawodnika miało być więc zejście do talerzyka znajdującego się na głębokości 15 metrów, powrót do powierzchni i tu, uwaga, zamiast wynurzenia się, pozostanie wciąż w bezdechu, a więc wykonanie kończącej nurkowanie statyki. Zwycięzcą miał zostać ten, którego całe nurkowanie (łącznie zanurzenie do talerzyka i statyka przy powierzchni) będzie trwało najdłużej. Tak zrodziła się nietypowa konkurencja, która okazała się na tyle udana, że zakorzeniła się na stałe w kalendarzu imprez freedivingowych w naszym kraju. Zwycięzcą pierwszej edycji został znakomity w owym latach Fin Timo Kinnunen. Od tego czasu Extremall odbył się jeszcze dwukrotnie, pomału urastając do rangi imprezy kultowej, a w lutym bieżącego roku szykowaliśmy się do czwartego wydania.

Jego organizacji podjął się Akademicki Klub Płetwonurków „Skorpena” z Olsztyna i od samego początku impreza nabrała rozpędu. Już na etapie zapisów widać było, że będzie zupełnie wyjątkowa. Lista startowa błyskawicznie zapełniła się trzydziestu ośmioma nazwiskami i musiała zostać definitywnie zamknięta na miesiąc przed terminem zawodów! Coś takiego nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Nigdy wcześniej liczba śmiałków gotowych do zanurzania się w lodowatej wodzie nie przekraczała kilkunastu osób! Aby zdążyć z nurkowaniami tak dużej ilości startujących w ciągu jednego dnia trzeba było wyciąć nie jak do tej pory jeden, ale dwa przeręble, by równocześnie mogli startować dwaj zawodnicy. Ponadto trzeba było przygotować drugą piramidkę, z której opuszczana miała być druga lina opustowa. Z tym tematem wiąże się osobna historia. Jedną piramidkę ma nasze Stowarzyszenie, a drugą podjęła się przygotować Skorpena. Tymczasem na dwa dni przed zawodami człowiek, któremu powierzyła to zadanie skrewił, piramidki nie zrobił i … wyglądało na to, że zawody się nie odbędą. Jednak chłopacy ze Skorpeny nie pękli. Jeden z nich w trybie pilnym z pomocą znajomego wyczarował spawarkę do aluminium i po dwóch godzinach eksperymentów opanował sztukę posługiwania się tym urządzeniem. Sala wykładowa Skorpeny, w której odbywało się spawanie wyglądała podobno jak pobojowisko, ale piramidka była gotowa na czas.

W piątek wieczorem ściągnęli wszyscy zawodnicy, odbyła się pierwsza odprawa oraz wygłoszony przez Tomka Nitkę wykład na temat techniki pakowania we freedivingu oraz jej nieprzyjemnej konsekwencji jaką bywa tzw. packing blackout. Następnego dnia o godzinie jedenastej na oddalonym o zaledwie kilkadziesiąt metrów od bazy Skorpeny jeziorze Kortowskim zaczęły się nurkowania. Od samego początku, a właściwie to jeszcze wcześniej, bo już od poprzedniego dnia widać było efekty marketingowych zabiegów Skorpeny. Zawodnicy, sędziowie i organizatorzy nie mogli wręcz opędzić się od reporterów telewizji, rozgłośni radiowych, serwisów internetowych i gazet, którzy oblężyli okolice obu przerębli. Wszystkich ich fascynowało jak można włazić do wody przy ponad dwudziestostopniowym mrozie i zanurzać się na jednym oddechu pod taflę lodu o grubości 40 centymetrów! Takiej oprawy medialnej jeszcze nigdy zawody freediverów nie miały, a w relacji TVN 24 urosły one nawet do rangi Mistrzostw Świata w Nurkowaniu pod Lodem   Cóż, media 

Tymczasem rozpoczęła się rywalizacja i już prawie od samego początku pojawiły się kontrowersje. Wzbudził je sposób nurkowania zaprezentowany przez dwóch asów z Bydgoszczy: Adriana Kwiatkowskiego i Roberta Cetlera. Ci dwaj zawodnicy wykonali swoje nurkowania w odwrotnej kolejności tj. zaczynając od kilkuminutowej statyki, a dopiero na koniec zanurzali się do spoczywającego na kilkunastu metrach talerzyka, by po chwili błyskawicznie powrócić na powierzchnię. Wyglądało na to, że ten drobny trick był nader korzystny, bo osiągnięte czasy wyglądały naprawdę imponująco. Adrian dotarł do 4 minut, co było najlepszym czasem uzyskanym przez Polaka we wszystkich dotychczasowych edycjach Extremalla, ale prawdziwą sensację przyniosło dopiero nurkowanie Roberta, który sięgnął prawie 6 minut! Nawet najlepszy do tej pory Timo Kinnunen w 2006 roku ledwie przekroczył cztery i pół minuty. Niestety wszystko wskazywało na to, że metoda Adriana i Roberta nie była do końca zgodna z regulaminem, a już na pewno ze zdrowym rozsądkiem i zasadami bezpieczeństwa. Swoje zastrzeżenia zgłaszał między innymi główny konkurent do pierwszego miejsca Mateusz Malina. Jego nurkowanie odbywało się pod koniec zawodów. Po długim przygotowaniu Mateusz rozpoczął regulaminowo tj. zaraz na początku opadł po linie do talerzyka i zawisł tam w bezruchu. Czas płynął aż wreszcie … nadeszła trzecia minuta. I tu sędzia (którym byłem ja sam) stanął wobec dylematu. Regulamin przewidywał bowiem, że jeśli po 3 minutach od zanurzenia zawodnik nie powróci na powierzchnię, to podjęte muszą być środki bezpieczeństwa polegające na wyciągnięciu liny wraz z zawodnikiem. Niestety oznacza to jego dyskwalifikację. Dylemat zaś polegał na tym, że znając możliwości Mateusza (przypominam, że jest on aktualnym rekordzistą Polski w pięciu dyscyplinach i wicemistrzem świata), byłem w 100% pewny, że nic mu się nie stało i, że za chwilę bez najmniejszego problemu pojawi się on na powierzchni o własnych siłach. Regulamin jest jednak nieubłagany, zarządziłem więc wyciąganie liny, by po chwili przekonać się, że moje przypuszczenia co do nienagannego stanu Mateusza były całkowicie słuszne. Niestety szanse na dobry wynik zostały pogrzebane, a przyczyną było to, że Mateuszowi tak dobrze się nurkowało, że nie zwrócił uwagi na upływające sekundy. Kiedy się zorientował było już za późno 

Potem miał miejsce jeszcze jeden emocjonujący moment, kiedy po ogłoszeniu oficjalnych wyników grupa kilku startujących zgłosiła protest na sposób nurkowania Adriana i Roberta. Sędziowie rozpatrujący protest mieli nie lada orzech do zgryzienia. Z jednej strony wszystko wskazywało na to, że w ich przypadku regulamin (choć nie dość precyzyjny w tym akurat punkcie) rzeczywiście został złamany. Z drugiej zaś problem polegał na tym, że na odprawie przed zawodami podano taką interpretację ww. kluczowego punktu, że zawodnicy mogli zrozumieć ją opacznie. Nie mogę zdradzać tego co działo się w pokoju, gdzie wraz z dwójką pozostałych sędziów podejmowaliśmy decyzję. Powiem więc tylko tyle, że była to dla każdego z nas decyzja bardzo trudna, a niektórzy sędziowie wahali się z jej podjęciem do ostatniej chwili. Ostateczny werdykt (ustalany w wyniku tajnego głosowania) był taki, że protest oddalono, co zostało niezbyt przychylnie przyjęte przez część zawodników. Ale cóż, wiadomo było z góry, że żadna decyzja nie zadowoli wszystkich.

Ceremonia wręczenia medali i nagród odbyła się wieczorem nad przeręblami. Ciemności rozpraszały pochodnie oświetlające wycięte z tafli lodu podium, na którym stanęli oprócz triumfatora Roberta, jako drugi Adrian Kwiatkowski i trzeci Bartek Janiszewski z Warszawy. Oprócz nagród dla zwycięzców przyznano też nagrodę specjalną ochrzczoną Nagrodą dla Najbardziej Extremallnego Freedivera, a ufundowaną przez Internetowy Magazyn Nurkowy Nuras.info. Otrzymał ją głosami wszystkich startujących zawodników Radek Gaca, który jeszcze za dnia, w trakcie rozgrywek wprawił wszystkich w osłupienie włażąc do przerębli … w samych gaciach. Nic dziwnego, że ten wyczyn uznano za najbardziej extremallny 

I tak zawody dobiegły końca, co nie znaczy, że skończyła się impreza. Można wręcz powiedzieć, że impreza teraz dopiero się rozpoczęła Była ona wyjątkowo huczna, miała miejsce w siedzibie Skorpeny i trwała niemalże do białego rana.

Na koniec nie mogę się oprzeć by nie wypowiedzieć kilku słów najwyższego uznania i podziękowań dla organizatorów Extremalla tj. dla wszystkich zaangażowanych w przygotowania osób ze Skorpeny. Przykładem ich poświęcenia była wspomniana wcześniej historia z piramidką, ale trzeba powiedzieć, że była to tylko cząstka tego, co „skorpeniarze” całkowicie bezinteresownie, a jednocześnie niezwykle profesjonalnie zrobili dla freediverów i Extremalla. Byliście niesamowici! W imieniu wszystkich freediverów: dziękuję!