Dynamika bez płetw. Elementy techniki dla początkujących
Dodane przez nitas dnia 07 lutego 2011
Prowadząc kursy freedivingu zauważyłem, że na basenie wielu osobom największy problem sprawia tzw. dynamika bez płetw - jedna z trzech dyscyplin (oprócz statyki i dynamiki w płetwach), których wraz z innymi zagadnieniami takimi jak techniki relaksacyjne, czy ćwiczenia oddechowe i rozciągające, uczę na kursach basenowych.

Termin dynamika w odniesieniu do nurkowania może wydawać się dość dziwaczny. Mnie przynajmniej wydał się takim kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem interesować się freedivingiem i usłyszałem go po raz pierwszy. Pochodzi on wprost od angielskiej nazwy dynamic stosowanej przez Anglosasów, i biorąc pod uwagę to, że język angielski zdominował wiele obszarów językowych, pewnie tak już zostanie. We freedivingu dynamika to nic innego jak najzwyklejsze pływanie na odległość tyle, że pod powierzchnią wody, a dynamika bez płetw to to samo tylko, że (oczywiście bez płetw) jakby zwykłą żabką. Jednak ta żabka nie do końca jest taka „zwykła” i osobom, które nigdy wcześniej jej nie próbowały, sprawia nieco kłopotu. W płetwach jest łatwiej, bo mają one taką powierzchnię, że nawet technicznie słaby nurek machnąwszy nimi choćby byle jak, będzie przemieszczał się do przodu. Bez płetw sprawy się komplikują, co nie oznacza, że „zwykli” ludzie (tj. nie będący freediverami) nie potrafią pływać żabką pod wodą. Rzecz w tym, że to co ci zwykli ludzie robią nie zasługuje na szlachetne :) słowo dynamika.

Zacznijmy od rzeczy najbardziej elementarnej, a mianowicie od wyważenia. Ten akurat termin doskonale znany jest nurkom sprzętowym, idea za nim stojąca powinna więc być dla nich łatwa do zrozumienia. Otóż aby dynamika rzeczywiście była dynamiką nurek musi być odpowiednio wyważony. Zwykły człowiek nabrawszy pełne płuca powietrza (a tak postępują prawie wszyscy zwykli ludzie, którym przyjdzie przepłynąć jakiś odcinek pod wodą na zatrzymanym oddechu) ma jak diabli dodatnią pływalność. Zachowuje się trochę jak spławik, który woda bezlitośnie wypycha na powierzchnię. W każdej chwili biedny nurek musi walczyć z dodatnią pływalnością poświęcając na tę walkę, zamiast na poruszanie się do przodu, znaczną część swej energii (i bezcennego w tych warunkach tlenu). Jego ruchy są gwałtowne, następujące jeden po drugim, bez wytchnienia, bo nawet krótka przerwa spowodowałaby nieuchronne – natychmiastowe wyniesienie na powierzchnię, a przecież nie o to w pływaniu pod wodą chodzi, prawda? Czy można temu zaradzić?

Oczywiście, że tak! Metody są dwie. Pierwsza, bardziej wymagająca polega na … nie nabieraniu powietrza do płuc lub jak kto woli, pływaniu na wydechu. Ludzkie ciało, gdyby pozbawione było płuc (a w zasadzie zgromadzonego w nich powietrza) miałoby pływalność ujemną i człowiek zawsze tonąłby w wodzie. Przyczyną, że się tak nie dzieje jest powietrze znajdujące się w płucach. Ono daje nam dodatnią pływalność, a zmieniając jego ilość możemy tę pływalność regulować. W szczególności możemy zrobić wydech pozostawiając tylko tyle powietrza, by nasza pływalność była zbliżona do zerowej.

Jednak pomysł z nabieraniem małej ilości powietrza przy nurkowaniu z zatrzymanym oddechem nie wszystkim musi się podobać  Stąd idea wyważenia tj. zrównoważenia dodatniej pływalności odpowiednio dobranym balastem. Dobrze wyważony freediver na głębokości „operacyjnej”, która w dynamice oznacza na ogół około jednego metra ma pływalność praktycznie zerową. Oznacza to, że nie tonie, ani nie jest wynoszony na powierzchnię i odbiwszy się mocno nogami od ściany basenu płynie na niezmiennej głębokości pokonując pięć, siedem, a czasem ponad dziesięć metrów w całkowitym bezruchu! Nie tracąc przy tym energii ani tlenu! Jakaż różnica w stosunku do „zwykłego” pozbawionego ciężarków człowieka, który na tym samym odcinku musi wykonać dwa, trzy a czasem i więcej cykli ruchów rękami i nogami, by utrzymać się pod powierzchnią wody!

Jednak właściwe wyważenie to nie tylko odpowiednia ilość kilogramów ołowiu. Równie istotne jest ich rozmieszczenie na naszym ciele. W sumie to podobna sytuacja jak w nurkowaniu sprzętowym – aby złapać prawidłowy trym balast musi znajdować się we właściwych miejscach. Tradycyjnym miejscem na ciężarki nurkowe jest talia nurka, ale we freedivingu basenowym nie jest to miejsce dobre. Znajdujący się tam pas balastowy ciągnie nurka w dół, podczas gdy wypychające ku górze powietrze zgromadzone jest w płucach. Te zaś znajdują się dużo wyżej niż talia. Per saldo więc u będącego w pozycji poziomej freedivera powstaje moment obrotowy sprawiający, że dolna część tułowia wraz z nogami opada na dno, a górna wraz z głową wynoszona jest na powierzchnię i mimo, że średnią pływalność nurek ma zerową, z dynamiki nic dobrego nie wychodzi. Prawidłowe wyważenie można uzyskać dopiero zakładając tzw. neckweight czyli ciężarek szyjny umiejscowiony, jak nazwa wskazuje, na szyi. Tylko w przypadku używania grubej (co w dynamice basenowej oznacza na ogół grubszej niż 1 – 1,5 mm) pianki pojawia się dodatkowo konieczność założenia niewielkiego obciążenia również na pas. Dopiero tak wyważony nurek, może pokusić się o wykonanie prawdziwej, dającej okazję do długich faz szybowania w bezruchu i dzięki temu dostarczającej mnóstwa satysfakcji, dynamiki bez płetw. Dlatego też na swoich kursach poświęcam czas na prawidłowe wyważenie kursantów, z których każdy otrzymuje na czas trwania kursu swój własny, odpowiednio dobrany neckweight.

Jednak samo, najlepsze nawet wyważenie, to jeszcze nie wszystko (och, gdyby życie mogło być tak proste!). Niestety, schody zaczynają się dopiero teraz.

Zacznijmy od rytmu. W żabce powierzchniowej rytm jest ciągły, kolejne ruchy następują praktycznie jeden za drugim: ręce, nogi, ręce, nogi, ręce, nogi … W dynamice podwodnej jest inaczej. Po każdym ruchu napędowym przychodzi faza długiego szybowania. Nurek pozostaje wtedy przez chwilę jakby w statyce. Nie wykonuje żadnych ruchów, a przemieszcza się wyłącznie siłą nadanego przed chwilą rozpędu. Zdobywa odległość pozostając na stałym pułapie, ale nie traci energii na walkę z pływalnością. Och, co za rozkosz! Przyznaję, że dla mnie to najpiękniejsza chwila i kwintesencja dynamiki bez płetw. Zapominam wtedy o całym świecie i szybuję, szybuję, szybuję … Rozmarzyłem się ale trzeba wracać do rzeczywistości. A więc w DNF rytm jest zupełnie inny: ręce, PAUZA, nogi, PAUZA, ręce, PAUZA, nogi, PAUZA itd. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to nic trudnego, ale w praktyce bywa z tym różnie. Ludzie są na ogół przyzwyczajeni do rytmu żabki powierzchniowej i „wklejenie” dodatkowych faz wyczekania sprawia im, zwłaszcza na początku, problemy. Na ogół, po przepłynięciu kilku długości basenu i wysłuchaniu uwag instruktora, problem znika, ale bywa i tak, że trzeba zalecić kursantowi dodatkowe ćwiczenia i dopiero one pozwalają mu na uporanie się z niesfornym ciałem, w którego pamięci mięśniowej zakodowany jest zupełnie inny rytm. Zdarzają się też kursanci, którzy próbowali wcześniej swoich sił w DNF i mają już tę kwestię wstępnie przyswojoną, wykonują pauzy ale … zdecydowanie za krótkie. Przekonanie ich, że nie muszą się donikąd śpieszyć i mogą, a nawet powinni pozwolić sobie na odrobinę luzu, spokoju i wydłużenie fazy szybowania, zajmuje trochę czasu oraz wymaga cierpliwości.

Pisząc o rytmie nie sposób nie wspomnieć o kwestii koordynacji. Poszczególne ruchy muszą być wykonywane w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim czasie. Powinno wyglądać to mniej więcej tak:

1. Płyniemy (np. po odbiciu od ściany basenu) w pozycji strzałki tj. całe ciało jest wyprostowane z rękami wyciągniętymi nad głowę. Szybujemy, szybujemy, szybujemy … :) i …

2. … gdy zaczynamy wytracać prędkość ręce wykonują pociągnięcie. Sposób jego wykonania to oddzielny problem, który wymaga specjalnego omówienia. Jednak na razie ograniczę się tylko do najważniejszego tj. do tego, że ręce przesuwają się znad głowy aż na sam dół, do ud. To zupełnie inaczej niż w żabce powierzchniowej, gdzie ruch napędowy kończy się mniej więcej na wysokości barków i od tej chwili dłonie zaczynają powrót do pozycji wyprostowanej nad głowę. Takie są wymogi stylu klasycznego, a ich złamanie w przypadku zawodów rozgrywanych pod auspicjami FINA (czyli m.in. na olimpiadzie) grozi dyskwalifikacją. U nas jest jednak zupełnie inaczej. U nas ręce zataczają pełny ruch, od wyprostu nad głową aż do sięgnięcia dłońmi do ud.

3. Po dotarciu dłoni do ud nie rozpoczynają one powrotu nad głowę, ale pozostają tam nieruchome, przyklejone do nóg, a nurek znów szybuje, szybuje, szybuje … w bezruchu.

4. Wreszcie jednak przychodzi moment, gdy trzeba z powrotem przenieść ręce nad głowę, a nogi podciągnąć pod pośladki, by móc wykonać nimi kopnięcie. I tu pojawia się kolejny mały problem, właśnie ze wspomnianą wyżej koordynacją. Przyzwyczajeni do żabki powierzchniowej kursanci mają nawyk, by powrót rąk i nóg rozpoczynać w tym samym momencie. W stylu klasycznym działa to bardzo dobrze, ale … u nas, jak zwykle sprawy mają się trochę inaczej. Rzecz w tym, by w chwili kiedy nogi wykonują kopnięcie, ręce były już wyciągnięte nad głowę tak, by sylwetka nurka była maksymalnie hydrodynamiczna. Inaczej znaczna część impetu jaki nadają nurkowi nogi zostanie zmarnotrawiona na pokonywanie oporów wody. W stylu powierzchniowym równoczesne rozpoczęcie powrotu rąk i nóg sprawdza się bardzo dobrze. Ręce przesuwają się z linii barków do pozycji wyprostowanej, a w tym samym czasie nogi pokonują mniej więcej taki sam dystans podciągając stopy pod pośladki. Kiedy rozpoczyna się kopnięcie, ręce są więc już wyprostowane. Tymczasem u nas ... ręce mają do pokonania miej więcej dwa razy dłuższą drogę! Powrót rozpoczyna się bowiem nie z linii barków ale z okolic ud. Nic więc dziwnego, że przy równoczesnym rozpoczęciu powrotu (rąk i nóg), kiedy nogi są już gotowe do kopnięcia, ręce dopiero mijają głowę! Pozycja jest daleka od optymalnej, a energia kopnięcia idzie w gwizdek. Żeby tego uniknąć trzeba … spóźnić start podciągnięcia nóg, w stosunku do przeniesienia rąk. I … znów trzeba się tego nauczyć, wypleniając stare nawyki. Niby proste, a w praktyce okazuje się, że potrafi to sprawiać nieco kłopotów. Okay. Nauczywszy się „spóźniania” nóg udało się przenieść ręce i nogi z zachowaniem odpowiedniej koordynacji. Teraz, z wyprostowanymi nad głową rękami następuje kopnięcie, po którym …

5. … oczywiście znów szybujemy, szybujemy, szybujemy, co oznacza, że … cały cykl zaczyna się od nowa i za chwilę znów będziemy mogli wykonać kolejne pociągnięcie rękami, po którym nastąpi ponowne szybowanie potem powrót rąk i nóg i kopnięcie i znów szybowanie, szybowanie, szybowanie … i tak bez końca (lub raczej do chwili gdy zapragniemy się wynurzyć)

Dobry nurek na jednej długości 25-metrowego basenu wykonuje zaledwie trzy, a czasem nawet tylko dwa takie cykle! I w ten sposób pokonuje sto kilkadziesiąt metrów! Czasem dla zabawy płynie jeden tylko basen starając się wykonać jak najmniejszą liczbę cykli. Jak na razie rekordowe osiągnięcie w tej „konkurencji” to ni mniej, ni więcej jak … pół cyklu na 25 metrów, a dokładnie odbicie od ściany, jeden ruch rękami i … nic poza tym! Oczywiście w ten sposób nie da się przepłynąć długiego dystansu, bo tempo poruszania się jest w tym przypadku zbyt wolne, jednak pozwala to wyobrazić sobie, co daje odpowiednie wyważenie w połączeniu z nienaganną techniką. Porównajmy to z pozbawionym balastu, wiosłującym raz za razem pływakiem, który by pokonać tej samej długości basen potrzebuje ośmiu, a czasem i dziesięciu nerwowo wykonywanych cykli, a będziecie już wiedzieli, dlaczego jego pływania nie nazywam terminem dynamika bez płetw :)

To co przedstawiłem powyżej to oczywiście tylko ułamek podstawowej wiedzy, czy może raczej należałoby powiedzieć umiejętności, jakie trzeba posiąść, by cieszyć się pełną przyjemnością jaką daje DNF. Problemów jest jeszcze całe mnóstwo m.in. związanych z odpowiednią pracą rąk, ich ułożeniem, pozycją stóp, startem, nawrotami itd. itp. Na szczęście korzystając z pomocy kompetentnego instruktora wszystkie je można stosunkowo szybko pokonać (choć potem należy doskonalić technikę przez całe lata). Więcej na ten temat ale również na temat dynamiki w płetwach, statycznego wstrzymania oddechu, technik relaksacyjnych, oddechowych, rozciągających, a także fizjologii nurkowania na zatrzymanym oddechu można dowiedzieć się i nauczyć na prowadzonych przeze mnie basenowych kursach

Autor tekstu: Tomek „Nitas” Nitka