Nawigacja

Facebook

Losowa Fotka

Aktualnie online

· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 16
· Najnowszy użytkownik: maro

Dzie? niepodleg?o?ci

Dzie? niepodleg?o?ci

W tle s?ycha? by?o wybuchy petard. Narodowcy ?wi?towali 11 listopada w typowy dla siebie sposób. Jednak Robert nie zwraca? na to uwagi. Sta? na mo?cie i patrzy? w dó?. Przez chwil? pakunek nie chcia? si? zanurzy?.
- Co jest, kurwa?! - warkn??.
Starannie zawini?ta i ze wszystkich stron zaklejona silvertap’em plastikowa torba zamiast opa?? na dno rzeki wci?? unosi?a si? na powierzchni. W ?rodku le?a?a pozbawiona palców, a w?a?ciwie tylko ich ko?cowych paliczków prawa r?ka Maksa. Obci??enie z kamieni, jakie w?o?y? musia?o tym razem by? zbyt ma?e, a mo?e jakim? cudem w ?rodku znalaz?o si? powietrze? Robert sta? bezradnie dobre pi?? metrów nad lustrem wody i nie wiedzia?, co robi?. Jednak zanim zacz?? wpada? w panik? z torby wydoby? si? pot??ny b?bel, a w chwil? potem bezpowrotnie znik?a pod powierzchni?. Odetchn?? z ulg? i u?miechn?? si? do siebie. Wraz z zatopieniem ostatniego pakunku zamkn?? za sob? pewien etap.
Jeszcze dwa tygodnie wcze?niej ani jemu samemu, ani nikomu, kto zna? go cho? troch? nawet przez my?l by nie przesz?o, ?e zdolny jest kogo? zabi?. By? na to zbyt ?agodny i boja?liwy. Jednak wypadki potoczy?y si? zbyt szybko.

Maks by? praw? r?k? Maleny Szczepa?skiej, dyrektorki ich oddzia?u. Stanowisko jej asystenta otrzyma? mniej wi?cej pó? roku temu. By? typow? korporacyjn? kanali?, która pi??a si? po szczeblach kariery nie przebieraj?c w ?rodkach. Gdy tylko zosta? asystentem Szczepa?skiej przyst?pi? do owijania jej sobie wokó? palca. Nadskakiwa? jej, nie odst?powa? ani o krok i wyr?cza? w dziesi?tkach obowi?zków. Baby na niego lecia?y i wkrótce równie? Malena, która normalnie trzyma?a wszystkich na dystans zacz??a pozwala? mu na coraz wi?cej. Mia?a czterdzie?ci pi?? lat, a wi?c o dziesi?? wi?cej od niego, ale by?a doskonale utrzymana i te dziesi?? lat spokojnie mo?na by?o jej odj??. Pomi?dzy t? dwójk? z wolna zaczyna?o iskrzy?, co nie usz?o uwadze pozosta?ych pracowników oddzia?u. Wkrótce wszyscy powzi?li podejrzenia, ?e ich wzajemne relacje znacznie wykraczaj? poza charakter s?u?bowy. Robert mia? co do tego niezachwian? pewno??. Mniej wi?cej dwa miesi?ce temu zapomnia? zabra? z biurka dokumentów, które mia?y by? mu potrzebne na spotkaniu nast?pnego dnia rano. Musia? wi?c wróci? si? po nie do banku, a by?o to dobre trzy godziny po zako?czeniu dnia pracy. O tej porze w biurze nie powinno nikogo by?, tymczasem przechodz?c obok gabinetu Szczepa?skiej dostrzeg? smug? ?wiat?a wydobywaj?c? si? przez szczelin? uchylonych drzwi. Zatrzyma? si? i wtedy us?ysza? sapanie. Zdziwiony ju? mia? popchn?? klamk?, gdy nagle dotar?o do niego, co to sapanie oznacza. D?u?sz? chwil? ws?uchiwa? si? w niedwuznaczne odg?osy rozpoznaj?c w mi?osnych pomrukach dyrektork? i jej asystenta. Doczeka? do wyj?tkowo g?o?nego szczytowania i ostro?nie wycofa? si? korytarzem. Wychodz?c bezszelestnie zamkn?? drzwi wej?ciowe do biura i nie daj?c pozna? portierowi, ?e by? ?wiadkiem czego? znacznie odbiegaj?cego od s?u?bowej rutyny wyszed? z budynku. W samochodzie odetchn?? g??boko i u?miechn?? si? do siebie. Mia?by co opowiedzie? m??owi Szczepa?skiej.

Po przyje?dzie do domu wyci?gn?? piwo z lodówki i rozwali? si? w fotelu. Mia? wielk? ochot? w??czy? telewizor, ale wiedzia?, ?e musi jeszcze przygotowa? si? do jutrzejszego spotkania. Szlag by trafi? t? robot?, pomy?la?. Z niech?ci? si?gn?? po komórk?, by odtworzy? notatki g?osowe, które mia? w zwyczaju nagrywa?, gdy przysz?o mu co? wa?nego do g?owy, a nie mia? czasu na zapisywanie. Spojrza? na smartfona i … ze zdumieniem odkry?, ?e dyktafon, który w??czy? tu? przed wieczornym powrotem do biura wci?? ustawiony jest na nagrywanie. Cholera, musia?em go nie wy??czy?, pomy?la? i ze z?o?ci? nacisn?? stop. W??czy? odtwarzanie i us?ysza? swój g?os „Nie zapomnij wydrukowa? i zabra? raportu z ubieg?ego miesi?ca i prognozy wzrostu na nast?pny kwarta?”. Pami?ta?, ?e to by?o wszystko, co nagra? wi?c ju? mia? zatrzyma? dyktafon, gdy w g?owie za?wita?a mu przewrotna my?l. A mo?e sprawdzi?, czy utrwali?o si? co? z mi?osnych igraszek szefowej i jej asystenta? Przesun?? suwak o jakie? pi?? minut do przodu i wtedy dotar? do niego wyj?tkowo wyra?my g?os Maksa „Ssij dziwko, ssij! Dobrze, w?a?nie tak!”, a po kilku kolejnych sapni?ciach „Odwró? si?, teraz wezm? ci? od ty?u! Wsadz? ci w dup?!”. Po krótkiej przerwie na zmian? pozycji kontynuowa?, „Teraz zerzn? ci? naprawd? dobrze!” i w chwil? potem krzyk Maleny „G??biej, g??biej! O taaak! Jeszcze!”. Po kilku dalszych minutach ten g?o?ny spektakl zako?czy? si? okrzykami ?wiadcz?cymi o niew?tpliwie skutecznym i wspólnym osi?gni?ciu zamierzonego celu. Dalej nie by?o czego s?ucha?, cofn?? si? wi?c do samego pocz?tku, by utwierdzi? si?, ?e nagranie by?o zaskakuj?co czytelne i jednoznaczne. Dodatkowo nie ulega?o ?adnej w?tpliwo?ci do kogo nale?? g?osy obojga uczestników.

Robert zabezpieczy? nagrany materia? robi?c kopie na komputerze i dodatkowo na dysku zewn?trznym. Kto wie, czy kiedy? nie oka?e si? do czego? przydatny? Z Malen? nie mia? nigdy problemów, docenia?a jego wiedz? i zawsze liczy?a si? z jego zdaniem. Za to Maksowi nie mo?na by?o ufa?. W dodatku uznanie Szczepa?skiej dla innych pracowników dzia?a?o na niego jak p?achta na byka, bo chcia? mie? na ni? wy??czny i nieograniczony wp?yw. Ju? wcze?niej uda?o mu si? pozby? innego, bardzo kompetentnego analityka i Robert liczy? si? z tym, ?e za jaki? czas spotka to i jego. Maks lubi? b?yszcze? sam, a konkurencj? mia? w zwyczaju wypala? ?ywym ogniem. Tymczasem za dwa miesi?ce Robertowi ko?czy? si? terminowy kontrakt, co stwarza?o wyj?tkowo ?atw? okazj? do pozbycia si? go z firmy. Ju? kilka dni temu podj?? pierwsze dzia?ania w celu upewnienia si?, ?e jednak utrzyma stanowisko. Wiedzia?, ?e jego kwalifikacje i wyniki, jakie osi?ga? przemawiaj? za nim, ale po Maksie wszystkiego mo?na by?o si? spodziewa?.

Ju? wkrótce okaza?o si?, ?e jego obawy by?y uzasadnione. W?a?nie wtedy Maks zacz?? blokowa? Robertowi mo?liwo?? omówienia sprawy z Malen?. Rz?dzi? jej grafikiem i nigdy nie móg? znale?? w nim dla niego miejsca. Robert zaczyna? czu? pismo nosem. Coraz bardziej natarczywe nalegania spotyka?y si? z coraz bardziej zdecydowanym oporem. Raz uda?o mu si? dopa?? Malen? na korytarzu, ale natychmiast pojawi? si? Maks z informacj?, ?e jest nie cierpi?ca zw?oki sprawa, któr? szefowa musi natychmiast za?atwi?. Z rozmowy wi?c nic nie wysz?o. Czas p?yn?? nieub?aganie, a sytuacja Roberta wci?? by?a niewyja?niona. Wreszcie na pó? miesi?ca przed zako?czeniem dotychczasowej umowy uzna?, ?e nie mo?e d?u?ej zwleka?. Nie pytany skierowa? si? do gabinetu Maleny, ale oczywi?cie najpierw musia? przedrze? si? przez jej sekretariat, którym rz?dzi? Maks.
- Maks, za dwa tygodnie up?ywa moja umowa. Chc? wiedzie?, czy zostanie przed?u?ona. Od prawie dwóch miesi?cy zbywasz mnie. Nie zamierzam d?u?ej tego tolerowa?. ??dam rozmowy z dyrektor Szczepa?sk?.
Maks u?miechn?? si? przebiegle. Si?gn?? do du?ego, granatowego notesu le??cego na stole, przerzuci? kilka kartek przygl?daj?c si? im z uwag? i wreszcie podnosz?c wzrok … o dziwo powiedzia?:
- W poniedzia?ek o 10:00
- Dzi?kuj? - ch?odno odpowiedzia? Robert zdziwiony ?atwo?ci?, z jak? uda?o mu si? uzyska? po??dany efekt. Co? mi tu nie gra, pomy?la?, ale zobaczymy.

W poniedzia?ek punktualnie o 10:00 Robert wszed? do gabinetu dyrektorki. Samej Maleny nie by?o, a w jej fotelu siedzia? bezczelnie rozwalony Maks z obiema nogami na biurku.
- Gdzie dyrektor Szczepa?ska? – spyta? Robert
- Niestety, musia?a … wyjecha? w podró? s?u?bow? - z ewidentnie udawanym zak?opotaniem zakomunikowa? Maks
- Tak nagle?! Przecie? jeszcze w czwartek umawia?e? mnie z ni?!
- Có?, tak bywa - nag?a zmiana planów. Nic na to nie poradz?, ale nie obawiaj si?. Pani dyrektor nie zapomnia?a o tobie. Przekaza?a mi twoj? spraw?. Mam ci? poinformowa?, ?e twoje analizy nie podobaj? si? jej.
- Nie podobaj? si?? A co konkretnie si? nie podoba?
- Nie b?d? wnika?. To jej ocena i decyzja. W ka?dym razie twój kontrakt wygasa i przed?u?ony nie b?dzie. Zosta?o ci jeszcze dziesi?? dni pracy, ale masz si? tu wi?cej nie pojawia?. Mówi?c krótko wa?nie zako?czy?e? karier? w tym banku. ?wiadectwo pracy dostaniesz poczt?. Zabieraj swoje rzeczy i … spadaj - doda? z nieukrywan? satysfakcj?.
Roberta literalnie zatka?o. Mimo i? gdzie? w g??bi duszy liczy? si? i z takim rozwi?zaniem, to jednak nie dopuszcza? tej my?li do siebie. By? przekonany, ?e dojdzie do rozmowy z Malen?, a od dawna mia? przygotowan? ca?? list? argumentów przemawiaj?cych na jego korzy??. Nie by?o ?adnego racjonalnego uzasadnienia dla zako?czenia wspó?pracy. Bank czerpa? z niej wy??cznie korzy?ci. Jednak teraz móg? wszystkie te argumenty wrzuci? do kosza. Maleny nie by?o, nie mia? wi?c komu ich zaprezentowa?.

Wyszed? z gabinetu lekko chwiejnym krokiem. Gdy dotar? do swojego biurka opad? bezw?adnie na fotel. Kurwa ma?! Zakl??. Powinien by? ju? dawno zacz?? szuka? nowej roboty, w ko?cu od dwóch miesi?cy mia? wystarczaj?co du?o sygna?ów wskazuj?cych na to, ?e tak si? to mo?e sko?czy?. By? jednak leniwy, a ponadto wierzy?, ?e jego kompetencje oka?? si? wystarczaj?ce. Wiedzia?, ?e Malena go szanowa?a. Nie doceni? jednak Maksa. By? pewny, ?e o wyje?dzie dyrektorki jej asystent wiedzia? ju? w dniu, kiedy wpisywa? w kalendarz spotkanie z Robertem. To dlatego wyznaczenie terminu tym razem przysz?o mu tak ?atwo. Co za skurwiel! D?u?szy czas siedzia? wpatruj?c si? t?pym wzrokiem w ?cian? przed sob?. Przysz?o?? jawi?a si? w czarnych barwach. Zosta? na lodzie z kredytem hipotecznym, z którego mimo pomocy finansowej matki do sp?acenia pozosta?o blisko 180 tysi?cy. Nie mia? ?adnego zabezpieczenia, ?adnych rezerw. Jako wieczny singiel prowadzi? ?ycie z dnia na dzie? i do?? lekkomy?lnie zarz?dza? swoimi finansami. Tymczasem zdobycie nowej pracy, nawet z jego kwalifikacjami na pewno b?dzie ?atwe. O kurwa! Tak chujowo dawno nie by?o.

Siedzia? tak dobre dwadzie?cia minut na przemian to u?alaj?c si? nad sob?, to znów przeklinaj?c Maksa od najgorszych. Wtedy nagle w g?owie zapali?a si? lampka. Zaraz, zaraz. Przecie? mia? w komputerze zapis jego mi?osnych igraszek z Malen?! Mo?e da?oby si? co? z nim zrobi?? Tak, to by? pomys?! Uczepi? si? tej my?li, jak ton?cy brzytwy, cho? na razie poj?cia nie mia? jak wykorzysta? nagranie. Jednak ta koncepcja, cho? jeszcze niesprecyzowana, poprawi?a mu humor na tyle, ?e zacz?? zbiera? swoje rzeczy. Nie zwracaj?c uwagi na pozosta?ych pracowników, którzy równie? nie po?wi?cili mu ani chwili zainteresowania wymaszerowa? z banku.

By?o jeszcze przed po?udniem, ale bez zastanowienia wkroczy? do pobliskiego baru i zamówi? podwójn? szkock? z lodem. Kiedy w g?owie lekko mu zaszumia?o zacz?? zastanawia? si?, jaki u?ytek mo?e zrobi? z posiadanego materia?u. Przede wszystkim chcia? dokopa? Maksowi, ale nie wiedzia? jak. Maks by? singlem, wi?c ewentualny szanta? nie bardzo wchodzi? w rachub?. Nie mia? czym go szanta?owa?, bo pieprz?c si? z dyrektork? nikogo nie zdradza?. Co innego Malena – ona mia?a m??a i co wi?cej, publicznie obnosi?a si? z wielk? mi?o?ci?, jaka mia?a j? z nim ??czy?. Jednak Malenie nie chcia? robi? krzywdy. Zawsze by?a w porz?dku w stosunku do niego. Na razie brn?? wi?c w ?lep? uliczk?. Jednak w miar? kolejnych kolejek jego skrupu?y zaczyna?y topnie?. W sumie dlaczego ma si? przejmowa? t? zdzir?? Puszcza si? z najwi?kszym skurwielem w banku, w dodatku ca?kowicie da?a mu si? omota? i w dupie ma pracowników. Wprawdzie wierzy? w to, ?e jego zwolnienie nie by?o jej pomys?em, ale przecie? doskonale wiedzia?a, ?e ko?czy mu si? kontrakt. Sama wi?c powinna by?a zadba? o to, ?eby spotka? si? z nim. Tymczasem pozwoli?a na to, ?eby ten kutas wypierdoli? go z roboty. Co z tego, ?e sta?o si? to prawdopodobnie bez jej wiedzy. Nic jej nie usprawiedliwia! O, nie! Nie nale?a?a si? jej ?adna taryfa ulgowa! Ta konstatacja pozwoli?a mu przej?? na kolejny etap. Etap planowania, jak skopa? ty?ek Malenie, a przy okazji zabezpieczy? si? finansowo, przynajmniej do czasu znalezienia nowej roboty.

Plan jaki opracowa? w zaledwie kilkana?cie minut i b?d?c na lekkim rauszu nie móg? by? skomplikowany i taki nie by?. Wy?le do Maleny maila z anonimowego adresu, który jeszcze dzi? za?o?y sobie na jakim? ogólnodost?pnym portalu. Do maila doda za??cznik w postaci nagrania przyci?tego tak, by obejmowa?o tylko kluczowe minuty. Musia? wyci?? z niego cho?by swoj? notatk? i rozmow? z portierem, w której t?umaczy? si? dlaczego wraca do roboty po godzinie dwudziestej. W mailu w zamian za zachowanie nagrania w tajemnicy przed m??em za??da 250 tysi?cy z?otych w u?ywanych banknotach. Tu mia? problem, bo nie wiedzia? ile tak naprawd? mo?e z niej wydusi?. Szczepa?ska je?dzi?a najnowszym modelem Porsche Cayenne za blisko pó? miliona, a jej m?? by? prezesem wielkiej spó?ki gie?dowej. Mieszkali w pi??setmetrowej willi w Magdalence, wi?c ponad wszelk? w?tpliwo?? sta? j? by?o na wiele. Z drugiej strony jasne by?o, ?e b?dzie musia?a wyp?aci? pieni?dze w tajemnicy przed m??em. Tak wi?c po krótkich rozterkach postanowi? zgodzi? si? w?a?nie na ?wier? miliona. Pieni?dze schowane w plastikowej torbie Malena b?dzie musia?a wrzuci? do wybranego przez niego kosza na ?mieci, na jakiej? ruchliwej ulicy. On torb? podejmie i odjedzie w sin? dal na wypo?yczonym motorze. Plan by? prosty i niezawodny. Przynajmniej tak wydawa?o si? Robertowi. A najlepsze, ?e na koniec, po odebraniu gotówki b?dzie mo?na i tak wys?a? maila z nagraniem do wszystkich pracowników oddzia?u. Zw?aszcza ten ostatni pomys? wprawi? go w doskona?y nastrój. Nieco martwi?o go tylko, ?e jego samego nie b?dzie, kiedy wszyscy b?d? odtwarza? na swoich komputerach odg?osy mi?osnych uniesie? szefowej i jej zausznika. Jednak wizja dwustu pi??dziesi?ciu tysi?cy w gotówce rekompensowa?a t? niedogodno??.

Na drugi dzie? wieczorem Malena otrzyma?a mail od nadawcy ukrywaj?cego si? pod pseudonimem unasexbomber. Ods?uchanie nagrania w po??czeniu z faktem, ?e jej m?? – Hubert Szczepa?ski od pewnego czasu zachowywa? si? tak, jakby co? podejrzewa? wywo?a?o u niej md?o?ci. ?ycie na wysokim poziomie, do którego przywyk?a, drogie samochody, luksusowa willa, wakacje w najlepszych resortach na ca?ym ?wiecie nagle stan??o pod znakiem zapytania. Sama zarabia?a nie?le, ponad pi?tna?cie tysi?cy miesi?cznie, ale traktowa?a t? kwot? jak drobne na waciki. Ca?? reszt? zawdzi?cza?a dochodom m??a i na Boga nie, nie chcia?a tego straci?!

Musia?a temu zapobiec. Natychmiast chcia?a porozmawia? z Maksem, ale wola?a nie pot?gowa? podejrze? m??a, który w?a?nie wróci? z pracy. Lepiej b?dzie jak dzi? b?d? ca?y czas obok niego zamiast znika? z komórk? w r?ku, pomy?la?a. Ograniczy?a si? wi?c do wys?ania krótkiego sms’a: „B?d? jutro w robocie pó? godziny przed czasem. To BARDZO wa?ne”. Nazajutrz przyjecha?a na miejsce ju? pi?tna?cie po ósmej i nerwowo czeka?a na pojawienie si? Maksa. Gdy zawita? do biura i zobaczy? Malen? u?miechn?? si? szeroko.
- Pani dyrektor o tej porze! Co si? sta?o, czemu zawdzi?czamy ten zaszczyt?!
Bez s?owa zaci?gn??a go do swojego gabinetu. Dwa razy upewni?a si?, czy drzwi na korytarz s? dobrze zamkni?te.
- Zamknij si?! Siadaj i s?uchaj! - sykn??a nie znosz?cym sprzeciwu g?osem. Klikn??a w przycisk odtwarzania.
Kiedy nagranie dobieg?o ko?ca nie zd??y?a nawet pokaza? Maksowi maila. Krzykn??:
- To ten dupek Robert! Mówi?em ci, ?e by? wtedy w biurze nieprzypadkowo! Ju? ja go urz?dz?!
Maks by? przebieg?ym sukinsynem, a dodatkowo mia? obsesj? na punkcie inwigilacji. Zaraz po obj?ciu funkcji asystenta kaza? portierom meldowa? o wszelkich sytuacjach odbiegaj?cych od normy, jak na przyk?ad przyj?cie lub wyj?cie pracownika do banku o nietypowej porze. Dlatego o wizycie Roberta w biurze, w dniu kiedy folgowa? sobie z prze?o?on? wiedzia? ju? tego samego wieczora. Wspólnie z Malen? doszli wtedy do wniosku, ?e prawdopodobnie ciamajdowaty w ?yciowych sprawach Robert niczego nie zauwa?y?, ale na wszelki wypadek uznali, ?e bezpieczniej b?dzie pozby? si? go z banku. Zamierzali wykorzysta? do tego doskona?? okazj?, jak? by?o zbli?aj?ce si? wyga?ni?cie kontraktu. Nie przewidzieli tylko, ?e ma?y Robercik nagra ich na dyktafon.
- Ten skurwiel jest bardziej cwany ni? my?la?em! Musia? zauwa?y?, ?e zostajemy po godzinach. Wymy?li? bajeczk? o zapomnianych dokumentach i wlaz? do biura z przygotowanym dyktafonem! Teraz m?ci si? za to, ?e wypierdoli?em go z roboty! Co zamierza z tym zrobi??
Wtedy Malena pokaza?a maila.
- 250 tysi?cy?!!! O niedoczekanie! Ju? ja go za?atwi?!
- Na razie, to raczej ten gnojek mo?e za?atwi? mnie! Jak Hubert to us?yszy b?d? sko?czona. Zrób co?! Nerwowo odpar?a Malena
- Nie denerwuj si?. Daj mi pomy?le?.
Po kilku chwilach mia? gotowy plan.
- Zrobimy tak. Odpisz mu, ?e si? zgadzasz, ale nie masz tyle kasy. Popro?, ?eby przysta? na po?ow?. Dodaj, ?e na jej zebranie potrzebujesz kilku dni. To da nam troch? czasu, a ponadto uwiarygodni ci?. Teraz sprawd? w aktach jego adres zamieszkania. Wieczorem pojad? do niego i zbadam jakie ma zwyczaje, czy kto? mieszka razem z nim itp. Jak ju? b?d? wszystko wiedzia? wyszarpi? mu z gard?a jedn? po drugiej wszystkie kopie tego nagrania. Jednak to mo?e zaj?? mi kilka dni, dlatego ci?gle utrzymuj korespondencj? z nim i udawaj przera?on?. Przekonuj go, ?e potrzebujesz czasu na zgromadzenie gotówki.
- Dobrze, ale czy dasz rad?? Znajdziesz i skasujesz wszystkie kopie?
- Nie obawiaj si?, znajd?. Rozpieprz? ca?y sprz?t elektroniczny, jaki ma w domu. Nie pozwol?, ?eby ten gnojek zmarnowa? ci ?ycie.
- Bo?e! Jak to dobrze mie? ci? przy sobie. Kocham ci?!
Maks wzdrygn?? si? na d?wi?k s?owa kocham. W dupie mia? Malen?, jej ?ycie i jej dwie?cie pi??dziesi?t tysi?cy. Jednak nie móg? pozwoli?, by w gruzach leg?a jego ?wietnie rozwijaj?ca si? kariera w banku.
- Ja ciebie te?. Odpisz mu, id? i sprawd? jego dane, a potem zachowujmy si? tak, jakby nic si? nie sta?o. Wczoraj wyla?em go z roboty. Reszta pracowników nie mo?e si? domy?li?, ?e mamy z tym jaki? problem.
W ci?gu dnia przysz?y jeszcze dwa maile od unasexbombera. Negocjacje zatrzyma?y si? na 200 tysi?cach, z których nie chcia? ust?pi? ani o pi?? z?otych. Maks kaza? Malenie odpisa?, ?e musi si? zastanowi? i prosi o czas do jutra.
O siedemnastej krótko zakomunikowa?
- Jad?
- Na pewno dasz rad? to zrobi??
- Ju? raz ci powiedzia?em, dam. To mi?czak, a ja mi?czakiem nie jestem.

Maks tylko pozornie by? typowym korporacyjnym szczurem. W rzeczywisto?ci od ca?ej reszty by? o niebo bardziej zajad?y i bezwzgl?dny. Tego nauczy?o go ?ycie na podwórku blokowiska. Codzienne bójki z rówie?nikami, ocieranie si? o ?wiatek przest?pczy, drobne kradzie?e stanowi?y jego chleb powszedni. Tam nauczy? si? jak zadawa? ból i nie okazywa? strachu. Bez tych cech by?by nikim. A on chcia? by? kim?. Mia? wszelkie szanse by zosta? cz?onkiem jednego z okolicznych gangów, a w przysz?o?ci mo?e nawet jego bossem. Wszystko zmierza?o w tym kierunku, ale gdy Maks mia? 15 lat na drodze stan??o traumatyczne zdarzenie. Którego? letniego wieczora siedzia? na ?awce z ty?u bloku z Twardym i Klaunem, jego najbli?szymi kumplami. Popalaj?c papierosy i popijaj?c piwo rozmawiali o dziewczynach. Kiedy zesz?o na Hank?, ówczesn? panienk? Twardego Klaun zacz?? kpi?. Niby wszyscy wiedzieli, ?e nie nale?a?a do cnotliwych, ale powiedzenie tego wprost w obecno?ci Twardego nie by?o rozs?dne. By? porywczy i znacznie pot??niejszy od Klauna – dodatkowo by? o dwa lata starszy. Ale co najwa?niejsze by? cz?onkiem m?odzie?owego gangu i nie raz pos?ugiwa? si? no?em lub kastetem. Od s?owa, do s?owa sprzeczka przerodzi?a si? w ostry konflikt. Twardy si?gn?? po schowany w kieszeni spr??ynowiec. Ugodzi? przeciwnika raz, by? mo?e nieco przypadkowo ale potem wpad? w furi?. Przez dobre dziesi?? minut d?ga? i kopa? le??cego Klauna, którego zmieni? w krwawe och?apy. Zanim sko?czy? pojawi?a si? wezwana przez przera?on? s?siadk? policja. Tak Maks po?egna? si? z dwoma najlepszymi kumplami. Twardy by? s?dzony jak osoba pe?noletnia i za zabójstwo ze szczególnym okrucie?stwem dosta? dwadzie?cia pi?? lat. Maks d?ugo nie móg? doj?? do siebie, a wreszcie poprzysi?g? sobie, ?e nie sko?czy ani w ziemi, jak Klaun, ani w pierdlu, jak Twardy. Postanowi? pój?? inn? drog?. Nie mia? ?atwo. Matka by?a sprzedawczyni? w osiedlowym markecie i zarabia?a grosze, a ojca w?a?ciwie nie zna?, bo ten wyprowadzi? si? od nich gdy Maks mia? zaledwie pi?? lat. W domu nie starcza?o na nic. Chodzi? w ubraniach z lumpeksu, a w szkole by? wiecznie g?odny, podczas gdy koledzy z klasy w najnowszych modelach Nike ob?erali si? kanapkami z parme?sk? szynk? po 90 z?otych za kilogram. Ju? wtedy obieca? sobie, ?e nie odpu?ci, zdob?dzie to wszystko, co te gnojki maj? dzi?ki swoim rodzicom. Przegoni ich i dokopie im, kiedy b?dzie ju? doros?y. Mimo i? nie by? zbyt bieg?y w rachunkach dzi?ki uporowi i zawzi?to?ci, które odziedziczy? po ojcu dosta? si? na uczelni? ekonomiczn?. Studiowa? w weekendy, a w tygodniu dorabia? jako rozwoziciel pizzy, telemarketer, a potem goniec w kancelarii prawnej. Po uzyskaniu dyplomu rozpocz?? doros?e ?ycie pozornie u?adzony, ale wewn?trz wci?? by? tym samym bezwzgl?dnym ?ulem z warszawskiej Pragi. Teraz ten ?ul ponownie mia? doj?? do g?osu.

Zanim pojecha? do Roberta wpad? do domu. Przebra? si? w ciuchy, których nie u?ywa? w pracy, w tym zupe?nie now? w bluz? z kapturem. Doskonale wiedzia?, ?e nie nale?y zostawia? ?adnych ?ladów, cho?by w kamerach przemys?owych na ulicy, dlatego kaptur od razu g??boko nacisn?? na oczy. Przed osiemnast? zjawi? si? na miejscu. By?o to jedno z tych ogrodzonych osiedli wybudowanych w ostatnich latach, jednak dla Maksa dyskretne przeskoczenie przez p?ot nie stanowi?o ?adnego problemu. Dzi?ki uprzedniemu sprawdzeniu w Internecie wiedzia?, gdzie znajduje si? blok Roberta, a nawet na którym pi?trze, i w którym dok?adnie miejscu mieszka. W?lizn?? si? do ?mietnika. Stoj?c schowany w naro?niku móg? obserwowa? zarówno wej?cie do klatki schodowej jak i okna mieszkania Roberta. By?o w nich ciemno. Nie ma sprawy, poczekam - u?miechn?? si? do siebie. Po dwóch godzinach przerywanych wizytami lokatorów wyrzucaj?cych ?mieci, kiedy musia? kuca? kryj?c si? za jednym z pojemników, zauwa?y? znajom? sylwetk? Roberta. Nikt mu nie towarzyszy?. Wszed? do klatki, a po chwili w oknach na drugim pi?trze zapali?o si? ?wiat?o. Bingo! Pomy?la? Maks. Teraz na pewno jest sam. Nie ma na co czeka?, pomy?la?. Trzeba wykorzysta? nadarzaj?c? si? okazj?. Da? sobie jeszcze chwil? na za?o?enie r?kawiczek, wyszed? ze ?mietnika i skierowa? si? pod drzwi klatki. Trzy ruchy wytrycha, który przezornie zabra? z domu wystarczy?y, by zamek si? podda?. Stare umiej?tno?ci wci?? si? przydaj?, pomy?la? ponownie u?miechaj?c si? do siebie. Wdrapa? si? na drugie pi?tro i z wci?? naci?ni?tym na twarz kapturem nacisn?? guzik dzwonka. Po chwili z drugiej strony drzwi us?ysza? szuranie kapci.
- Kto tam?
- Administracja – odpowiedzia? zmienionym tonem
- Czego znowu chcecie ode mnie?! Przecie? zap?aci?em czynsz! Us?ysza? wzburzony g?os i zgrzyt otwieranego zamka.
Gdy tylko drzwi uchyli?y si? o centymetr pot??nym kopni?ciem otworzy? je na o?cie?, a ci??kie, antyw?amaniowe skrzyd?o z impetem uderzy?o w czo?o Roberta, który bezw?adnie osun?? si? na pod?og?. Po sekundzie Maks by? w ?rodku, a drzwi ponownie zamkni?te. Na klatce schodowej znów zapanowa?a niezm?cona cisza. Dopad? Roberta, ale nie by?o potrzeby obezw?adniania. By? nieprzytomny. Obróci? go na brzuch. Z kieszeni wyj?? tretetki do spinania kabli elektrycznych. Jedn? z nich zacisn?? na nadgarstkach za plecami Roberta. Zaci?gn?? go do pokoju, posadzi? na kanapie i poszed? do kuchni poszpera? w lodówce. Po dwóch godzinach sterczenia w ?mietniku chcia?o mu si? pi?. Z zadowoleniem znalaz? dwie butelki zimnego piwa. Starym sposobem przy pomocy jednej z nich odkapslowa? drug? i poci?gn?? pot??ny ?yk. Tak, tego by?o mu trzeba.
Wróci? do pokoju, postawi? jedyne krzes?o naprzeciwko Roberta i rozsiad? si? w nim popijaj?c piwo i czekaj?c, a? ten si? ocknie. Trwa?o to denerwuj?co d?ugo, wi?c rozejrza? si? po pokoju. Pierwsze na co zwróci? uwag? to laptop le??cy na biurku. W??czy? go ale zatrzyma?a go konieczno?? podania has?a. W zwi?zku z tym zacz?? szpera? w szufladach biurka. W dolnej znalaz? dysk zewn?trzny, który po?o?y? obok laptopa. Poniewa? Robert wci?? by? nieprzytomny, wi?c poszed? do sypialni, ale tam nie by?o nic, co zwróci?oby jego uwag?. Wreszcie us?ysza? zduszony j?k. Robert obudzi? si? z potwornym bólem g?owy i nadgarstków. J?cza?, bo zaci?gni?te na maksimum tretetki wpija?y si? w r?ce i odcina?y dop?yw krwi do d?oni. Co, si? kurwa dzieje pomy?la?. Dopiero po chwili zorientowa? si?, ?e r?ce bol? go, bo s? skr?powane. Kto mnie tak urz?dzi??! Nagle w drzwiach do pokoju zobaczy? znajom? posta?.
- Maks! Co ty tu robisz?! Pomó? mi! - poprosi? wci?? nic nie rozumiej?c
- Pierdol si?! Gdzie masz nagranie, fiucie!
- Jakie nagranie?
- Nie wkurwiaj mnie! Dobrze wiesz, o jakie nagranie chodzi! Z mojego ciupciania z Malen?!
- Jak to? Sk?d wiesz, ?e to ja? – powiedzia? i ugryz? si? w j?zyk. Jednak by?o ju? za pó?no. Tym pytaniem pogr??y?em si?, pomy?la?. W rzeczywisto?ci nie mia?o to ?adnego znaczenia, bo Maks i bez tego wszystko wiedzia?.
- Zachcia?o ci si? ?wier? miliona, gnojku? No, to si? doigra?e?. Gdzie masz to nagranie? Dawaj dyktafon!
Nieoczekiwanie Robert jednak postanowi? si? broni?.
- Nie wiem, o czym mówisz. Jaki dyktafon?
Tego by?o ju? za wiele. Maks wyci?gn?? papierosy, odpali? jednego, zaci?gn?? si? i podszed? do Roberta.
- Nie wiesz, jaki dyktafon? To powinno od?wie?y? ci pami??.
Mówi?c to lew? r?k? z?apa? Roberta za gard?o, a praw?, w której trzyma? papieros zacz?? niebezpiecznie zbli?a? do jego oka.
- Zwariowa?e?! Chcia? krzykn?? Robert, ale ze ?ci?ni?tej krtani wydoby? si? tylko niezrozumia?y be?kot. Papieros by? ju? o dwa centymetry od prawej ga?ki ocznej i Robert wyra?nie czu? jego ?ar. Szarpn?? si? ale przeciwnik trzyma? go w ?elaznym u?cisku. Papieros by? jeszcze bli?ej. Robert wpad? w panik?, usi?owa? wierzga? ale wszystkie jego usi?owania by?y bezskuteczne. Maks, w odró?nieniu od niego by? silnym i wysportowanym m??czyzn?. A przede wszystkim by? bezwzgl?dny i zdeterminowany. W tym momencie minimalnie zwolni? chwyt pozwalaj?c Robertowi na wydobycie g?osu.
- Pu??, pu??!! Dobrze, oddam ci nagranie. Tylko b?agam, zabierz ten papieros!!!
Wiedzia?em, ?e to mi?czak. Pomy?la? z pogard? Maks. Jeszcze nic mu nie zrobi?em, a ju? p?ka.
- Gadaj! – warkn??
- To nie dyktafon. Wszystko nagra?o si? na komórk?, przypadkiem. Nie planowa?em tego. Naprawd?! Komórk? mam w kieszeni – wydysza? z siebie.
Maks wyrwa? mu z kieszeni smartfona i zacz?? przegl?da? zapisane nagrania. Znalaz? to z kluczow? dat? i w??czy?. Przewin?? kawa?ek i wreszcie us?ysza? to, na co czeka?. Zapami?ta? nazw? pliku, a komórk? wpakowa? do w?asnej kieszeni.
- Gdzie masz kopie? Na laptopie? Na tym dysku, który le?y obok? Jeszcze gdzie??
Robert by? ju? ca?kowicie zdominowany i bezwolny. Nie próbowa? si? przeciwstawia?.
- Tak. Tu i tu – potwierdzi?
- Nie wysy?a?e? tego komu? poza Malen?? A mo?e zapisa?e? w chmurze lub gdzie? indziej na zewn?trz? Maks, zaci?gn?? si? papierosem i znów niebezpiecznie zbli?y? go do jego twarzy.
- Nie, nie! – wrzasn?? Robert - Mam tylko lokalnie. Nie chcia?em, ?eby dosta?o si? to w niepowo?ane r?ce! Naprawd?, uwierz mi!!!
By? tak przera?ony, ?e wy?piewa?by wszystko. Maks nie mia? co do tego w?tpliwo?ci, a naprawd? zna? si? na tym. Uzna? wi?c misj? za zako?czon?. Prawie.
- Dawaj has?o do laptopa! mrukn?? od niechcenia.
Robert milcza?.
- Dawaj, kurwa!!! Tym razem rykn??, ale wci?? nie uzyska? odpowiedzi.
- Co jest, gnoju?! Znów si? stawiasz?!!! Mam odpali? nast?pnego papierosa?!
- Nie, nie rób tego. Wszystko powiem, naprawd?.
- To na co czekasz, kutasie?! Mów!!!
- Ale nie mog?
- Nie mo?esz? A ja mog? – tu si?gn?? do paczki papierosów i zacz?? szuka? zapalniczki
- B?agam, nie! Ju? mówi?. Kutas Maks – wyrzuci? wreszcie z siebie przera?ony Robert.
- Coooooo?!
- To jest has?o, poda?em ci has?o. Nic wi?cej! Powtarzam: kutasmaks, ma?ymi literami i bez odst?pu – dr??cym g?osem powtórzy? szykuj?c si? na straszliw? kar?.
Maks z niedowierzaniem milcza? przez d?u?sz? chwil? i nagle … Nagle zacz?? si? ?mia?. Zanosi? si? ?miechem. Rechota? na ca?e gard?o. Nie móg? pohamowa? kolejnych spazmów podczas gdy jego ?miech odbija? si? od ?cian. Trwa?o to dobre kilka minut. Wreszcie opanowa? si?. Odwróci? si? do laptopa i bez s?owa wpisa? has?o. Zadzia?a?o. Pod??czy? dysk zewn?trzny. Uzyska? do niego dost?p.
- Gdzie s? kopie nagrania? rzuci?
Po wyja?nieniach Roberta i krótkim przeszukaniu zawarto?ci obu dysków znalaz? to, czego szuka?. Wi?cej nie potrzebowa?. Wy??czy? sprz?t i upychaj?c wszystko do torby rzuci?:
- Zabieram ten ch?am i wychodz?. A ty nie wa? si? nikomu wspomnie? o nagraniu ani o moich odwiedzinach. Tak, ?eby g?upie my?li nie przychodzi?y ci do g?owy – nikt mnie nie widzia?, nie zostawi?em odcisków palców – to mówi?c pokaza? d?onie schowane w r?kawiczkach
- Nie masz ?adnych dowodów na to, ?e kiedykolwiek tu by?em. Nawet nie próbuj wzywa? psów, bo i tak nic nie wskórasz. A ponadto wtedy ja wróc? i tym razem papieros wyl?duje w twoim oku. Zrozumia?e??! - warkn??
- Dobra, zrozumia?em. Obiecuj?. Nikomu nie powiem, ale nie zabieraj mi laptopa i komórki! Skasuj nagranie i wszystkie kopie, b?agam, ale zostaw reszt?, przynajmniej komputer. Mam na nim bardzo wa?ne dane!
- Skasowa??! Masz mnie za idiot??! Musz? rozpierdoli? wszystko m?otkiem, a dyski najlepiej spali? w piecu. Tylko wtedy b?dzie pewno??, ?e nic si? nie odzyska. Ciesz si?, ?e zostawiam ci lodówk? i telewizor – za?mia? si?

Sprawy przybiera?y naprawd? z?y obrót dla Roberta. Jako typowy przedstawiciel cz?owieka XXI wieku przechowywa? w laptopie wszystkie najwa?niejsze pliki. Ich utrata dla ka?dego stanowi?aby problem. Jednak Robert mia? w nim dokument szczególnego rodzaju. By? to prawie uko?czony projekt gry komputerowej, nad któr? pracowa? przez ostatnie pó?tora roku. Stanowisko analityka bankowego by?o dla niego ponur? konieczno?ci?, któr? musia? akceptowa? wskutek nieszcz??liwego zbiegu okoliczno?ci. Z wykszta?cenia by? informatykiem, a jego pasj? by?o tworzenie gier. I by? w tym naprawd? dobry. Jego nowa gra na pewno by?aby hitem. Przewidywa?, ?e zarobi na niej grube pieni?dze, a jak dobrze pójdzie mo?e nawet nie b?dzie musia? pracowa? do ko?ca ?ycia. Utrata ca?ego kodu stanowi?a dramat i by?a nie do naprawienia. Gor?czkowo zastanawia? si?, gdzie mia? kopie zapasowe. Jednak jedyne jakie posiada?, znajdowa?y si? na dysku zewn?trznym, który Maks te? wpakowa? do torby.

- Maks daj spokój. Wykasuj wszystko osobi?cie, ale zostaw sprz?t. Nie rób mi tego! A ponadto rozkuj mnie z tych kajdanków. Za chwil? r?ce mi odpadn?. Je?li b?d? musia? wezwa? s?siadów do pomocy, to nie obejdzie si? bez k?opotliwych pyta?. Chyba lepiej b?dzie, jak ty to zrobisz?
Maks nie zamierza? niczego zostawia?, ale w kwestii „kajdanków” musia? w duchu przyzna? mu racj?.
- Dobra, uwolni? ci?. Ale sprz?t zabieram. Sied? spokojnie.
Poszed? do kuchni, a po chwili wróci? trzymaj?c w r?ku nó? do ?wiartowania mi?sa. Pod?o?y? go pod tretetk? i szarpn??. Robert poczu? jak krew zaczyna znów kr??y? w odr?twia?ych d?oniach. Chwil? siedzia? rozcieraj?c je o siebie nawzajem i obserwuj?c zbieraj?cego si? do odej?cia Maksa. Wreszcie wsta? i t?sknym wzrokiem spojrza? na biurko, gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami le?a? jego laptop i … dok?adnie w tym samym miejscu, na którym zwykle k?ad? komputer, przez co nieco mniej zakurzonym ni? ca?a okolica, le?a? rzucony od niechcenia nó?, którym Maks przed chwil? uwolni? go z wi?zów. W g?owie zrodzi?a si? szalona my?l, któr? natychmiast odrzuci?. Nó?? Nie, to nie by?o mo?liwe. Nie dla niego, który nigdy w ?yciu nikogo nawet nie uderzy?. Ale przecie? ten sukinsyn chce zabra? mi moj? gr?! Lepiej niech on wreszcie sobie pójdzie, bo zrobi? co? g?upiego! – pomy?la? i zamiast robi? co? g?upiego jeszcze raz spróbowa? negocjowa?.
- Maks, to dla mnie naprawd? bardzo wa?ne! Zlituj si?! – j?kn?? p?aczliwym g?osem – Przecie? wiesz, jak skutecznie kasowa? pliki. Znasz si? na tym. Ja musz? mie? tego kompa!
Tego by?o za du?o. Maks podszed? do niego i zimnym g?osem wycedzi?:
- Gówno mnie obchodzi, co musisz mie?!
Znów z?apa? go za gard?o i uniós? do góry pozbawiaj?c tchu. Obróci? wokó? osi, pchn?? w kierunku biurka i docisn?? do niego napieraj?c ci??arem ca?ego cia?a.
- Gardz? takimi mi?czakami jak ty. Jeste? nikim, jeste? szmat?. Zabieram ci laptopa, a jak bym chcia? to zabra?bym jeszcze portfel, kluczyki do samochodu i kobiet?, gdyby? j? w ogóle mia?. I co by? mi zrobi?? No, powiedz pizdo, co by? mi zrobi?!!!
Robert nie by? w stanie nabra? oddechu, a co dopiero wydoby? g?osu. Obiema r?kami opiera? si? o biurko przeciwstawiaj?c si? ci??arowi Maksa. Instynktownie przesun?? praw? d?o? szukaj?c lepszego oparcia i nagle pod palcami poczu? jaki? przedmiot. To by? nó?. Nerwowo przesun?? go tak, by móg? z?apa? r?czk?. Wreszcie zacisn?? na niej palce.

Wtedy przed oczami stan?? mu obrazek niezwykle sugestywnie przedstawiony kiedy? przez Maksa. Nie mia? on w zwyczaju dzieli? si? swoim ?yciem prywatnym z innymi pracownikami banku. Wr?cz odwrotnie, raczej to ich nak?ania? do zwierze? z nie zawsze szlachetnych uczynków, by pó?niej wykorzystywa? zdobyt? wiedz? w eliminowaniu konkurentów i budowaniu w?asnej kariery. Zawsze szed? po trupach, wi?c szanta? lub dyskretnie puszczony kompromituj?cy cynk do odpowiedniej osoby nale?a?y do repertuaru jego podstawowych zagra?. Sam jednak pilnowa?, by nic z jego w?asnego ?yciorysu nie wydosta?o si? na zewn?trz. Do czasu. Jeden, jedyny raz na którym? z wyjazdów integracyjnych Maks przez dobre dwie godziny podlewa? koniakiem dyrektora Minkiewicza. Mo?e w tym samym celu, co zwykle – by wydoby? z niego jakie? wstydliwe informacje, a mo?e by przekona? do wyrzucenia kogo? ze stanowiska i powierzenia go Maksowi. Niezale?nie od celu akcja niew?tpliwie zosta?a zako?czona sukcesem, bo by? po niej wyj?tkowo zadowolony z siebie. Do??czy? nawet do siedz?cej wokó? kominka grupy szeregowych pracowników, z którymi normalnie nigdy si? nie brata?. W?ród nich by? te? Robert. W?a?nie wtedy, jedyny raz Maks otworzy? si? przed innymi. Mo?e sukces osi?gni?ty w rozmowie z Minkiewiczem u?pi? jego czujno??, a mo?e po prostu wypi? wtedy nieco za du?o? Do??, ?e opowiedzia? histori? ?mierci Klauna zad?ganego przez jego najlepszego kumpla, Twardego. Opis by? tak plastyczny, ?e utkwi? Robertowi w g?owie i nie raz ?ni? si? po nocach. Teraz, trzymaj?c za plecami nó?, obraz ten powróci?. I da? impuls do dzia?ania.

?ciskaj?c r?czk? Robert zamachn?? si? niezgrabnie i wbi? ostrze w lewy bok Maksa. Na jego ustach pojawi? si? grymas bardziej w?ciek?o?ci ni? bólu. Ta ?ajza mnie zrani?a?!!! Pomy?la? zdumiony. Jednak nie mia? czasu na refleksj?, bo zaraz dosi?gn?? go kolejny cios. Skrzywi? si? tym razem wyra?nie czuj?c kling? przeszywaj?c? skór?, mi??nie grzbietu i docieraj?c? do prawej nerki. Zanim zd??y? zareagowa? posypa?a si? lawina pchni??. Zwolni? uchwyt d?oni zaci?ni?tej na krtani Roberta i osun?? si? na pod?og?. Zdo?a? wycharcze? tylko
- Ty kurwo ..
i zamilk?, bo kolejne d?gni?cie przeci??o t?tnic? szyjn?. Robert jakby w ogóle tego nie zauwa?a?. Oszo?omiony widokiem krwi ci??, d?ga? i szlachtowa? na o?lep.
- Wracaj sk?d przyszed?e?. Id? do piachu gnido! Zas?u?y?e? sobie! Zachcia?o ci si? mojej gry!
Otrze?wia? dopiero gdy po kolejnym uderzeniu nó? trafi? w terakot? pod?ogi, a ostrze z?ama?o si? w po?owie. Patrz?c nic nie rozumiej?cym wzrokiem na trzymany w r?ku kikut nagle jakby utraci? wszystkie si?y. Jego cia?o ow?adn??a niemoc. Opad? na zw?oki Maksa. Nie by? w stanie si? podnie??, ani wykona? ?adnego ruchu. Dysza? ci??ko by po chwili zapa?? w nerwowy, spazmatyczny sen.

Obudzi? si? w ?rodku nocy. By?o mu niewygodnie. Le?a? w dziwnej, skr?conej pozycji na czym?, co w ?aden sposób nie przypomina?o materaca. Czu?, ?e ca?y unurzany jest w lepkiej mazi. Nie rozumia? dlaczego. Otworzy? oczy. Widz?c pobojowisko w ?wietle wci?? zapalonej lampy zerwa? si? z pod?ogi. W pierwszej chwili z przera?enia chcia? krzycze?, ale g?os uwi?z? mu w gardle. Powoli wraca?a pami?? tego, co sta?o si? przed kilkoma godzinami. Zacz?? dr?e? na ca?ym ciele.
- Co ja zrobi?em, o kurwa, co ja zrobi?em! Nie, to niemo?liwe! powtarza? bez ko?ca.
Nie móg? uwierzy? w to, co widzia?. A jednak wiedzia?, ?e to w?a?nie on jest sprawc? jatki. Zdruzgotany i bezwolny znów opad? na pod?og?. Po?o?y? si? na boku, podkuli? kolana, obj?? je r?koma i zastyg? w pozycji embrionalnej. Le?a? tak bez woli ?ycia kwil?c z cicha. Chcia? umrze?. Ju?, natychmiast. Czeka? a? przyjdzie policja, zakuje go w kajdanki i ska?e na szafot. Ale minuty mija?y, a ani policja, ani ?mier? nie nadchodzi?y. Po godzinie ockn?? si? ponownie. Powoli wraca?a jasno?? my?lenia. Przypomnia? sobie, ?e na szafot nie ma co liczy?, bo kary ?mierci w kraju dawno nie by?o. Perspektywa sp?dzenia reszty ?ycia w?ród kryminalistów podzia?a?a trze?wi?co.
- Musz? co? zrobi?. Nie, nie dam si? zamkn?? - pomy?la?.
Usiad? na krze?le, na którym jeszcze kilka godzin temu siedzia? Maks przes?uchuj?c go na okoliczno?? has?a do komputera. Powoli zaczyna? my?le? analitycznie. Maks powiedzia?, ?e nikt go nie widzia?. Z pami?ci wygrzeba? obraz jaki zobaczy? u?amek sekundy przed uderzeniem drzwi - posta? stoj?ca przed nimi by?a zakapturzona tak, ?e nie by?o wida? ani skrawka twarzy. A wi?c o obecno?ci Maksa w jego mieszkaniu najpewniej rzeczywi?cie nikt nie mia? poj?cia. Je?li wi?c tylko zdo?a w jaki? sposób pozby? si? cia?a, to mo?e ujdzie mu to na sucho?

Problem stanowi?a Malena. Maks na pewno dzia?a? w porozumieniu z ni?. Na pewno wiedzia?a wi?c, ?e pojecha? do mnie, jednak czy mog?a zrobi? z tej wiedzy u?ytek? Roztrz?saj?c te kwestie postanowi? zacz?? od sprawdzenia, kiedy oboje kontaktowali si? ze sob?. Obmaca? zw?oki Maksa w poszukiwaniu komórki. Znalaz? j? w tylnej kieszeni spodni, oczy?ci? ze ?ladów krwi i w??czy? wy?wietlacz. Na pasku stanu zobaczy? nieodebrane po??czenia oraz ikon? wskazuj?c? na to, ?e dzwonek by? wyciszony. To dlatego niczego nie s?ysza?. Chcia? sprawdzi? kto dzwoni?, ale okaza?o si?, ?e do tego trzeba by?o wpisa? has?o - po Maksie mo?na si? by?o tego spodziewa?. A wi?c nic z tego, nie dowie si? czy to dzwoni?a w?a?nie Malena. Zmarkotnia?, bo sprawa wygl?da?a beznadziejnie. Nie zna? si? na ?amaniu hase?. Jednak nagle, tkni?ty now? my?l? zacz?? wpisywa?: T w a r d y. Tej pami?tnej nocy, kiedy jeden jedyny raz Maks rozklei? si? ukazuj?c cz?stk? swojego wn?trza, powtarza? pseudonim swojego kumpla tyle razy we wszystkich odmianach, ?e je?li warto by?o czegokolwiek spróbowa?, to w?a?nie tego s?owa. Palec Roberta zastyg? jakby nie maj?c odwagi nacisn?? Enter. Wiedzia?, ?e jest to jedyna i ostatnia szansa. Je?li si? nie uda, to nie b?dzie mia? pomys?u na kolejn? prób?. Waha? si? jeszcze przez chwil? i wreszcie nacisn?? jednocze?nie zamykaj?c oczy. Otworzy? je dopiero po kilku sekundach. Jeeeest!!! Has?o by?o poprawne! Zawarto?? smartfona Maksa sta?a przed nim otworem.
Przejrza? po??czenia. By?o sze?? nieodebranych od Maleny. Wszystkie mi?dzy dwudziest? drug?, a dwudziest? trzeci?. Pomy?la? chwil? staraj?c si? przypomnie? sobie kiedy Maks pojawi? si? u niego. Musia?o by? ko?o w pó? do ósmej wieczorem, bo nieco wcze?niej w TVN lecia?y Fakty. A wi?c wszystko si? zgadza. Zacz??a dzwoni? wtedy, gdy Maks powinien by? ju? dawno wraca?, a mimo to sam z ni? si? nie skontaktowa?. Kurwa ma?! Czyli ona wie! Zrobi?o mu si? gor?co. Po chwili znów zacz?? gor?czkowo my?le?. Poprzednie po??czenie z Maksem by?o dopiero dzie? wcze?niej. A wi?c pewnie ostatni raz rozmawia?a z nim w pracy. W zwi?zku z tym nie mo?e mie? pewno?ci, ?e Maks rzeczywi?cie do niego dotar?. Gdyby wi?c nawet chcia?a, to nie mo?e niczego udowodni?. Ponadto przecie? nie b?dzie jej zale?a?o na ujawnianiu tego, sk?d w ogóle wie o wieczornej wizycie Maksa. Je?li dodatkowo jutro, jakby nic si? nie wydarzy?o ponagli j? w kwestii okupu, to z pewno?ci? w g?owie b?dzie mia?a m?tlik i nie zg?osi niczego na policj?. Co wi?cej, nie maj?c wsparcia ze strony tego skurwiela, ?atwiej zgodzi si? zap?aci? haracz. Ta ostatnia my?l spodoba?a mu si? najbardziej i doda?a ch?ci do dzia?ania.

Trzeba usun?? to ?cierwo pomy?la? patrz?c na zw?oki Maksa. Szcz??liwie gdy kupowa? mieszkanie matka nak?oni?a go do po?o?enia na pod?odze terakoty zamiast klepki, czy desek lub paneli. Mia?o to u?atwi? utrzymanie czysto?ci. Sra? na czysto??, ale skoro matka dok?ada?a do mieszkania sto pi??dziesi?t tysi?cy, to nie zamierza? z ni? dyskutowa?. Teraz mia?o okaza? si? to zbawienne - w ceramik? nic nie wsi?ka?o. Mamusia by?aby zadowolona, pomy?la? u?miechaj?c si? krzywo i postanowi? zabra? si? za robot?.

Dyskretne wyniesienie cia?a w ca?o?ci nie wchodzi?o w rachub?. Nale?a?o je po?wiartowa?. Chwil? zastanawia? si?, czy nie zrobi? tego w wannie, ale ostatecznie doszed? do wniosku, ?e przeci?ganie trupa przez ca?e mieszkanie mija si? z celem. Pod?oga du?ego pokoju i tak by?a unurzana we krwi, tymczasem przeci?gaj?c cia?o rozwlek?by tylko posok? po ca?ym mieszkaniu. A wi?c b?d? kroi? go tam, gdzie teraz le?y, postanowi?.

Pokrzepiony tym, ?e uda?o mu si? podj?? jak?? decyzj? poszed? do kuchni w poszukiwaniu odpowiednich narz?dzi. Przejrza? zawarto?? wszystkich szafek i starannie u?o?y? wybrane sztuki na blacie: du?y z?bkowany nó? do chleba, tasak do mi?sa, no?yczki do drobiu i dwa mniejsze no?yki niewiadomego przeznaczenia. Chwil? kontemplowa? t? kolekcj?, po czym najwyra?niej niezadowolony pomaszerowa? do przedpokoju. W szafie sta?a skrzynka z nigdy nie wykorzystywanymi narz?dziami – jedyny spadek po ojcu, który w odró?nieniu od Roberta mia? smyka?k? do majsterkowania. Wyci?gn?? z niej pi?k? do metalu i drug? prawdopodobnie do drewna. Po chwili namys?u do?o?y? te? sporej wielko?ci obc?gi i m?otek. D?u?sz? chwil? zastanawia? si? nad wiertark?, ale ostatecznie od?o?y? j? na miejsce. Uzbrojony w ten arsena? wróci? do du?ego pokoju. Przezornie ?ci?gn?? r?kawiczki z r?k Maksa i za?o?y? je sam – ostro?no?ci nigdy za wiele, pomy?la? i ruszy? do pracy. By?a ju? trzecia w nocy, a przed ?witem chcia? mie? robot? za sob?. Wkrótce sta?o si? jasne, ?e nie uda mu si? tak szybko upora? z zadaniem. Maks po ?mieci okaza? si? draniem nie mniejszym ni? za ?ycia i nie poddawa? si? ?wiartowaniu. Do szóstej nad ranem uda?o si? odseparowa? tylko obie r?ce i g?ow?. Jako dodatkowy sukces Robert zapisa? sobie oderwanie przy pomocy obc?gów wszystkich palców i wy?amanie wi?kszo?ci z?bów, które postanowi? spali? w piecu na dzia?ce swojej mamy. Wiedzia?, ?e identyfikacji zw?ok najcz??ciej dokonuje si? po odciskach palców lub uz?bieniu, dlatego zdecydowa? si? zutylizowa? je doszcz?tnie, podczas gdy wi?ksze, a przez to trudniejsze do spopielenia fragmenty zamierza? zatopi?. Dla uniemo?liwienia ustalenia to?samo?ci ofiary pozostawa?o jeszcze zrobi? co? z twarz?. Doskona?a do tego celu wyda?a mu si? od?o?ona wcze?niej wiertarka, jednak pos?u?enie si? ni? postanowi? przesun?? w czasie na pó?niej. Wiercenie w ?rodku nocy nieuchronnie sko?czy?oby si? obudzeniem Henryki - mieszkaj?cej naprzeciwko starej panny o wyj?tkowo wrednym charakterze i mimo swoich ponad siedemdziesi?ciu lat nad wyraz czu?ym s?uchu. Ta stara zo?za na pewno nie przepu?ci?aby takiej okazji. Najpierw zacz??aby wali? pi??ci? w jego drzwi budz?c przy okazji pozosta?ych s?siadów, a potem z ca?kowit? pewno?ci? z?o?y?aby skarg? w administracji. Tego akurat zupe?nie nie potrzebowa?.
Pozostawa?o wi?c wróci? do nóg, które wci?? po??czone by?y z kad?ubem tu?owia. Jakie? pó? godziny wcze?niej zabra? si? za odcz?onkowanie lewej z nich przy pomocy pi?ki do drewna, ale póki co jego usi?owania spe?z?y prawie na niczym. Staw biodrowy nie poddawa? si?. Tylko brunatna breja wokó? powi?ksza?a swoje rozmiary ryzykownie zbli?aj?c si? do kanapy. Umy? wi?c r?ce i odsun?? kanap? na bezpieczn? odleg?o??. Postanowi? chwil? odpocz??.
Od d?u?szego czasu dzia?a? jak dobrze naoliwiona maszyna. Przera?enie, które pojawi?o si? zaraz po u?wiadomieniu sobie, ?e zabi? cz?owieka dawno ust?pi?o koncentracji na dzia?aniu. Jego umys? by? teraz ca?kowicie wolny od rozterek moralnych. Absorbowa?y go wy??cznie szczegó?y techniczne: jak skutecznie odci?? poszczególne cz?onki, w co nast?pnie je zapakowa?, jak usun?? krew z pod?ogi i czy wlanie jej do toalety jest dla niego bezpieczne.
Tak wi?c w przerwie, jak? sobie zrobi? z ca?kowitym spokojem przygotowa? kanapki z szynk?, które popi? mocn?, bardzo s?odk? czarn? kaw?. Potrzebowa? kofeiny i cukru, bo zaczyna? by? ?pi?cy, a przed wci?? nim by?o jeszcze sporo pracy.
Nagle zelektryzowa? go d?wi?k dzwonka do drzwi. Policja?! Pomy?la? ze strachem i zacz?? dr?e? na ca?ym ciele. W jednej chwili opu?ci? go ca?y spokój, a niedawne strachy wróci?y. Nie wydaj?c ?adnego odg?osu ostro?nie podszed? do drzwi i spojrza? przez wizjer. Przed nim sta?a Henryka. Czego chce ta starucha?! Przecie? nawet nie w??czy?em jeszcze wiertarki! chcia? krzykn??, ale opanowa? si?. Sta? w ca?kowitym bezruchu nie wiedz?c, co robi?. Czeka? a? sobie pójdzie. Zamiast tego us?ysza? ponowny, wdzieraj?cy si? w uszy jazgot dzwonka, a zaraz po nim walni?cie w drzwi i gderliwe:
- Panie Robercie, niech pan otworzy! Co pan robi? w nocy? Nie mog?am zasn??. Gdyby nie biodro, które mnie bola?o dawno bym do pana przysz?a. A pó? nocy nie spa?am! To jest nie do wytrzymania!
Nie odzywa? si?.
- Niech pan nie udaje. Wiem, ?e jest pan za drzwiami.
Udusz? ci?, ty stara j?dzo! Pomy?la? z w?ciek?o?ci? ale wci?? milcza? licz?c na to, ?e baba jednak wróci do siebie. Nic z tego. Ponowne, nast?puj?ce jedno po drugim brz?kni?cia dzwonka przeplatane g?uchymi walni?ciami r?k? w drzwi odebra?y na to nadziej?.
Musia? natychmiast co? zrobi?. Je?li nie otworzy, to ta Baba Jaga postawi na nogi ca?y blok.
- Zaraz. Musz? si? ubra? – mrukn?? i poszed? zdj?? ubrudzone krwi? spodnie i koszul?. Przebra? si?, zamkn?? drzwi do pokoju i przekr?ci? zamek.
- S?ucham pani?, pani Henryko. Co si? sta?o?
- Jak to, co si? sta?o? Dobrze pan wie! Pó? nocy pan co? robi?, szura?, pi?owa?, przesuwa? co?! To jest nie do pomy?lenia! Takie rzeczy prosz? robi? w dzie?. Tak nie mo?e by?! Niech pan mnie wpu?ci! Sama zobacz? i zg?osz? do administracji!
Co za wstr?tna stara prukwa! Jak ona mog?a to wszystko s?ysze?? Babsko musi mie? nadwra?liwo?? s?uchow?! Nie zamierza? jej wpu?ci?, ale dla za?agodzenia sytuacji uchyli? drzwi nieco bardziej.
- Nie przesadza pani troch?? Przecie? nie w??cza?em muzyki ani telewizora. Robi?em tylko troch? porz?dków, ale stara?em si? by? cicho.
- Porz?dki? - zdziwiona zaskrzypia?a Henryka - ?adne mi porz?dki!
Wykrzykn??a pokazuj?c na pod?og?, która a? lepi?a si? od brudu, a miejscami wida? by?o odciski butów, którymi wcze?niej musia? wdepn?? w posok? Maksa.
Cholera! - zakl?? w my?lach odwracaj?c wzrok. Strza? z porz?dkami by? troch? nieprzemy?lany. Oby tylko nie domy?li?a si?, czym zrobione s? te ?lady. Zanim jednak zd??y? wymy?li? dobre wyja?nienie us?ysza? krzyk:
- A co to jest?!!!
- O kurwa! - wyrwa?o mu si? pó?g?osem. Henryka oskar?ycielskim gestem wskazywa?a na le??c? za szafk? na buty pozbawion? ko?cowych paliczków praw? r?k? Maksa. Zapomnia?, ?e przyniós? j? do przedpokoju, ?eby dobra? odpowiedni? wielko?? plastikowego worka, których kolekcj? przechowywa? w?a?nie w szafce na buty.
- Co to jest???!!! dar?a si? w niebog?osy Henryka.
Natychmiast musz? j? uciszy?, gor?czkowo my?la? Robert. Nie móg? czeka? d?u?ej, musia? dzia?a?. Lew? r?k? z?apa? j? za w?osy, a praw? zablokowa? usta. Wci?gn?? do przedpokoju i zatrzasn?? drzwi wej?ciowe.
- Sied? cicho, stara kurwo! - sykn??. Jednak Henryka mimo swoich ponad siedemdziesi?ciu lat nie zamierza?a si? podda?. Wierzga?a na wszystkie strony wydaj?c z siebie rozpaczliwe piski.
- No, to doigra?a? si? larwo – pomy?la? - Nie mam innego wyj?cia, sorry. Trzeba by?o nie wpierdala? si? do mnie.
Trzymaj?c? w?osy r?k? odci?gn?? g?ow? do ty?u, po czym, nie przestaj?c blokowa? ust drug?, odepchn?? si? nog? od ?ciany za plecami i jednym silnym ruchem run?? wraz z Henryk? przed siebie. Uderzenie g?owy o metalow? framug? drzwi pozbawi?o j? przytomno?ci. Bezw?adnie opad?a na posadzk?. Robert dysza? ci??ko. Kiedy wreszcie doszed? do siebie zacz?? si? zastanawia?. Czy ona jeszcze ?yje? Po krótkich ogl?dzinach wszelkie w?tpliwo?ci zosta?y rozwiane. W czaszce Henryki zia?o g??bokie wg??bienie po zderzeniu z kantem framugi, z jego ?rodka s?czy? si? jaki? dziwny p?yn, a pozbawione wyrazu oczy patrzy?y w nico??. Nie s?ysza?, ani nie czu? oddechu. Dla pewno?ci dotkn?? palcem ga?ki ocznej – nie by?o ?adnej reakcji. Odetchn?? z ulg?. Przynajmniej z ni? posz?o g?adko.
Jednak nie by?o powodów do zadowolenia - problem si? nawarstwia?. Zamiast jednego, mia? teraz dwa trupy do zutylizowania.
O dziwo okaza?o si? to mniej k?opotliwe, ni? przypuszcza?. Maj?c za sob? krojenie Maksa poczu? si? jak do?wiadczony rze?nik. Ponadto za ?cian? nie by?o ju? Henryki z wiecznie nastawionymi radarami nadwra?liwych uszu, a co wi?cej wstawa? nowy dzie? - dochodzi?a ju? siódma rano. Bez obawy u?y? wi?c pi?ek, wiertarki, obc?gów oraz m?otka i upora? si? z kawa?kowaniem obu cia? do godziny dziesi?tej. Ponownie zaczyna? opada? z si?, wi?c przegrzeba? lodówk? w poszukiwaniu Red Bulla, a nie znalaz?szy ani jednej puszki powtórnie zaaplikowa? sobie smolist? kaw?. Przez nast?pn? godzin? pakowa? cz?onki do plastikowych worków i owija? je ta?m? klej?c?. Na szcz??cie na ostatnie urodziny koledzy z pracy sprezentowali mu w ramach dowcipu pi?? rolek silvertape. By?y one z?o?liw? aluzj? do MacGyvera, którym zosta?, maj?cy dwie lewe r?ce Robert z pewno?ci? nie mia? najmniejszych szans. Teraz jednak urodzinowe ta?my przyda?y si?, jak znalaz?. Stworzy? w sumie ponad dziesi?? ró?nej wielko?ci pakunków. Nie chcia? wynosi? ca?ej tej kolekcji jednego dnia, by nie wzbudzi? podejrze? s?siadów. Musia? wi?c jako? je przechowa? tak, by nie zacz??y ?mierdzie?. By?by z tym spory k?opot, gdyby nie to, ?e znów z pomoc? przysz?a przezorno?? mamusi. Pami?ta?a ona czasy kryzysu lat osiemdziesi?tych i w trakcie projektowania kuchni kaza?a mu przewidzie? w niej miejsce na wielk?, jednokomorow? zamra?ark? z otwieran? od góry klap?. Sama mu j? kupi?a, a Robert mia? w niej przechowywa? zapasy na czarn? godzin?. Zamra?arka wkurwia?a go okrutnie, bo zajmowa?a miejsce w kuchni, a i tak nigdy z niej nie korzysta?. Nawet nie w??cza? jej do pr?du. Jednak teraz mia?a okaza? si? zbawieniem. Przezornie uruchomi? j? jeszcze w trakcie ?wiartowania Maksa i kiedy przysz?a pora na rozlokowanie pakunków, w jej ?rodku by?a ju? temperatura ujemna. Pomy?la? o zamra?arce, terakocie w pokoju i narz?dziach ojca i z u?miechem zanuci? „Przecie? was kocham moi rodzice”. Po kilku chwilach wszystkie pakunki ch?odzi?y si? w zamra?arce, a jemu pozosta?o tylko sprz?tanie pobojowiska. Zaj??o mu to kolejn? godzin?. Na koniec przypomnia? sobie o mailu do Maleny, wi?c uruchomi? laptopa i wys?a? wiadomo?? domagaj?c si? decyzji do godziny dwudziestej. Wreszcie ?miertelnie zm?czony zrzuci? z siebie ca?e ubranie, zapakowa? je do pralki wraz ze spodniami i koszul? zdj?tymi wcze?niej na okoliczno?? przybycia Henryki. W??czy? program na 90 stopni i powlók? si? do ?azienki. Po kwadransie zmywszy z siebie ca?y brud mijaj?cych kilkunastu godzin z trudem dotar? do ?ó?ka i zapad? w g??boki, zas?u?ony sen utrudzonego cz?owieka pracy.

Obudzi? si? w po?udnie nast?pnego dnia. Spojrza? na zegarek i nie móg? uwierzy?, ?e przespa? ponad dob?. Czu? si? doskonale. By? ?wie?y i wypocz?ty. Nie wstaj?c z ?ó?ka otworzy? laptopa i odczyta? maila od Maleny. Prosi?a o kolejne dwa dni na zebranie pieni?dzy. Musia?a poczu? si? mocno zagubiona po tym, jak Maks nie wróci? do pracy i nie da? znaku ?ycia, pomy?la? z satysfakcj?. Teraz, kiedy nie by?o tego skurwiela móg? pozwoli? sobie na opó?nienie, wi?c ?askawie zgodzi? si?. Potem jeszcze raz próbowa?a gra? na zw?ok?, ale wtedy zacz?? przyciska? j? do muru gro??c, ?e je?li natychmiast nie dostanie pieni?dzy, to zacznie domaga? si? pierwotnej sumy. Wtedy ust?pi?a. Nast?pnego dnia odebra? torb? z dwustu tysi?cami z?otych, a w ci?gu kolejnych dwóch tygodni spali? na popió? palce i z?by oraz pozby? si? pozosta?ych pakunków z zamra?arki wrzucaj?c je z ró?nych mostów do Wis?y. Ostatni z nich zawieraj?cy praw? r?k? Maksa znalaz? swe miejsce na dnie rzeki jedenastego listopada. Specjalnie czeka? na ten dzie?, który symbolicznie mia? oznacza? jego w?asny dzie? odzyskania niepodleg?o?ci. Dzie? odci?cia si? od ponurej przesz?o?ci w banku i rozpocz?cia nowego etapu ?ycia. Ze dwustu tysi?cami w kieszeni, które pozwol? mu na sp?acenie kredytu i doko?czenie projektu gry. Bez wrednej staruchy za ?cian? urz?dzaj?cej karczemne awantury za wieczorne s?uchanie muzyki i ogl?danie telewizji. Naprawd? wychodzi? na prost?, a ?wiat ponownie u?miecha? si? do niego.

Autor: Tomek Nitka

Opowiadanie pierwotnie (lipiec 2016) zamie?ci?em pod loginem Donald Kikoder na portalu http://www.portal-pisarski.pl.

Komentarze

Brak dodanych komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?
Wygenerowano w sekund: 0.02
1,899,375 Unikalnych wizyt