Nawigacja
· Home
· O sobie
· O stronie
· Artyku?y
· Kursy freedivingu
· Terminy kursów
· Szkolenia indywidualne
· S?owniczek
· Media
· Roorka
· Rekordy
· Linki
· Szukaj
· FAQ
· KONTAKT
· Polityka Cookies
· Opowiadania
· RODO
· O sobie
· O stronie
· Artyku?y
· Kursy freedivingu
· Terminy kursów
· Szkolenia indywidualne
· S?owniczek
· Media
· Roorka
· Rekordy
· Linki
· Szukaj
· FAQ
· KONTAKT
· Polityka Cookies
· Opowiadania
· RODO
Losowa Fotka
Aktualnie online
Krwawe Motha 4. Wid?y
Wid?y
Przez dziesi?ciolecia w Motha wia?o nud?. Nie dzia?o si? nic. Ostatni raz miejscowe wydarzenia zelektryzowa?y okolic? dobre pi?tna?cie lat temu.
W?a?nie wtedy, pewnego czerwcowego dnia Matt Malone dotar? do roboty nie wytrze?wiawszy jeszcze po nocnym przepiciu. Na swoim stanowisku pracy tj. przy wid?ach w chlewni Johna Waltera stawi? si?, lekko si? zataczaj?c dobre dwie godziny po czasie. By? to ju? kolejny taki przypadek, wi?c trudno si? dziwi?, ?e nawet stary John straci? sw? powszechnie znan?, anielsk? cierpliwo??. Ze z?o?ci? kaza? mu zabiera? si? i nie wraca? nigdy wi?cej. Malone nie przej?? si? tym specjalnie – zd??y? si? ju? przyzwyczai? do zwolnie? z pracy w trybie nag?ym. By?a to kolejna robota, któr? straci? z dnia na dzie?. W chlewni przepracowa? a? pi?? ostatnich miesi?cy, co jak na niego by?o osi?gni?ciem wybitnym. Tak wi?c po krótkiej utarczce s?ownej z Johnem Walterem, chwiejnym krokiem odmaszerowa? wraz ze swoim narz?dziem pracy na ramieniu. Zabra? je nie wiedzie? czemu, na co jego by?y ju? pryncypa? machn?? tylko r?k?. „Nie b?d? si? teraz u?era? z tym ochlapusem o jedne stare wid?y” pomy?la? z rezygnacj?. Matt znany by? z porywczego charakteru, który ujawnia? si? zw?aszcza wtedy, gdy by? po kielichu. Dlatego, skoro ju? uzna?, ?e z jakiego? powodu nie mo?e si? rozsta? ze swym trójz?bnym or??em, to bezpieczniej by?o poczeka? na jego odzyskanie do momentu, gdy ca?kiem wytrze?wieje. Zanosi?o si? na to, ?e ten moment nie nadejdzie rych?o, bo wracaj?c z chlewni Matt tradycyjne zajrza? do baru „S?oneczny Patrol”, w którym przez trzy kolejne godziny topi? smutki w towarzystwie butelki Burbona. Ch?tnie zosta?by tam du?o d?u?ej, najlepiej a? do zamkni?cia baru pó?nym wieczorem, co by?o jego utartym zwyczajem. Jednak dopiero min??o po?udnie, wi?c dwaj jego niezawodni kumple od kieliszka – Luke i Don nie mogli dotrze? jeszcze na miejsce. Ka?dy z nich tkwi? w swojej robocie i Matt musia?by na nich poczeka? jeszcze ?adnych kilka godzin, gdy tymczasem zacz?? kr??y? my?lami wokó? swej wci?? apetycznej ma??onki. Sprawi?o to pojawienie si? w barze Nicky’ego Wada, które przywo?a?o wspomnienia. Matt i Madeline pobrali si? blisko dwadzie?cia lat temu. Dzi? z wielkiej mi?o?ci jak? przed ?lubem pa?ali do siebie zosta?o niewiele. Powodów, oprócz samego up?ywu czasu by?o sporo, a s?abo?? Matta do wysokoprocentowych trunków, która narasta?a z wiekiem, dodatkowo si? do tego przyczynia?a. A jednak mimo, i? od lat ka?de z nich chadza?o swoimi ?cie?kami, to wci?? tkwili w formalnym zwi?zku, jakby nie maj?c do?? si?y i determinacji by zako?czy? t? upadaj?c? relacj?. Jaki? wp?yw na to zapewne mia? fakt, ?e od czasu do czasu Matt zdawa? si? wci?? po??da? swojej ?ony. Madeline stara?a si? dba? o siebie i mimo swych nieco ponad czterdziestu lat zachowa?a na tyle atrakcyjny wygl?d, ?e mog?a podoba? si? nawet znacznie m?odszym od siebie m??czyznom. Mia?a bujne, kobiece kszta?ty, które lubi?a eksponowa? przy ka?dej nadarzaj?cej si? okazji. W dawnych latach nie raz siedz?c w barze u boku Matta by?a obiektem bezczelnego zapuszczania ?urawia w jej zawsze g??boki, ?mia?o ods?aniaj?cy obfity biust dekolt. Czynili to mniej lub bardziej podpici klienci „S?onecznego Patrolu”, tymczasem jej zdawa?o si? to sprawia? podszyt? nut? perwersji przyjemno??. Je?li nawet czasem zwraca?a natarczywemu obserwatorowi uwag?, to obsztorcowuj?c go jednocze?nie jakby puszcza?a do niego oko daj?c do zrozumienia, ?e tak naprawd? ten rodzaj zainteresowania jest jej ca?kiem mi?y. Do furii potrafi?o to rozjuszy? Matta i w zasadzie prawie ka?dego wieczora pomi?dzy nim, a adoratorami Madeline dochodzi?o do utarczek s?ownych. Wi?kszo?? z nich ko?czy?a si? przynajmniej przepychankami, ale kilkana?cie razy dosz?o nawet do bójek na pi??ci. W ich konsekwencji Matt dwukrotnie wyl?dowa? na posterunku Policji. Jednak mimo porywczo?ci jak? objawia? wobec zalotników Madeline, na ni? sam? nigdy nie podniós? r?ki. Ogranicza? si? tylko do rzucania wyzwisk pod jej adresem. Jednak te wszystkie dziwki, kurwy i ladacznice, które kierowa? w jej stron? w po??czeniu ze ?wiadomo?ci?, ?e po??daj? jej inni m??czy?ni zdawa?a si? rozgrzewa? jego w?asne libido. Noce nast?puj?ce po zako?czonych awanturami wieczorach w „S?onecznym Patrolu” nale?a?y do najgor?tszych. To niestety by?o ju? przesz?o?ci?.
Jednak w?a?nie tego feralnego dnia wspomnienia z minionych lat powróci?y, gdy barze pojawi? si? Nicky - jeden z najbardziej bezczelnych absztyfikantów Madeleine. Kilka lat wcze?niej pewnej d?ugiej, letniej soboty ten typek nie tylko wyj?tkowo nachalnie pochyla? si? nad jej dekoltem ale w pewnym momencie po prostu bezwstydnie wsadzi? swoj? ?ap? pod jej przykrótk? sukienk?. Tego by?o ju? stanowczo za wiele. Po bójce, która sko?czy?a si? zmia?d?onym nosem, naderwanym uchem i wstrz??nieniem mózgu u przeciwnika Matt sp?dzi? noc w areszcie policyjnym. Dzi? nieoczekiwane pojawienie si? Nicky’ego przywo?a?o tamte wspomnienia i kusz?cy obraz kszta?tów ma??onki. Obudzi?o to zapomniane po??danie i wygna?o Matta z baru. Ponownie zarzuci? wid?y na rami? i ruszy? w kierunku domu krokiem jeszcze bardziej chwiejnym ni? wtedy, gdy opuszcza? chlewni?. Kiedy wreszcie znalaz? si? pod drzwiami dochodzi?a trzecia po po?udniu. By?o to zdecydowanie wcze?niej, ni? jego normalna pora powrotu. Nawet je?li jakim? cudem nie zahaczy? o „S?oneczny Patrol” i prosto z roboty trafi? do domu, to nigdy nie by?o go na miejscu przed godzin? szóst? wieczorem.
Tym razem znalaz? si? wi?c u celu dobrze przed czasem. Wchodz?c na teren posesji z zadowoleniem zauwa?y?, ?e samochód Madeleine stoi na swoim miejscu. A wi?c ona sama musia?a by? w domu. Nacisn?? klamk?, ale drzwi nie ust?pi?y. „Dziwne” pomy?la?by zapewne gdyby jego g?owy w ca?o?ci nie wype?nia? dobrze mu znany, a odbieraj?cy zdolno?? kojarzenia faktów szum alkoholowego odurzenia. Zamiast wi?c zastanawia? si? dlaczego Madeline zamkn??a zamek, mimo i? nigdy nie robi?a tego za bia?ego dnia, d?u?sz? chwil? sta? t?po wpatruj?c si? w zamkni?te drzwi. Wreszcie zacz?? grzeba? po kieszeniach w poszukiwaniu klucza. Znalaz?szy go po kilku próbach zdo?a? wepchn?? go do w?a?ciwej dziurki i przekr?ci?. „Maddie!” zabekota? od progu, ale nikt mu nie odpowiedzia?. Rozejrza? si? po living roomie, kuchni i korytarzu ale mimo, i? ?wiat nieco wirowa? mu w g?owie utrudniaj?c ocen? sytuacji, to jednak i dla niego nie ulega?o w?tpliwo?ci, ?e nigdzie tam jej nie by?o. „Czy?by? wysz?a do tej larwy Louise? W?a?nie dzi?? Dzi?, kiedy mam na ciebie tak? ochot??!” pomy?la?. Jednak po chwili jego uszu dobieg? zduszony j?k. „Och, tak, tak, taaak!” To niew?tpliwie by? g?os Madeleine. Nastawi? ostrzej s?uch i wtedy dotar?y do niego inne, regularnie powtarzaj?ce si?, jak?e charakterystyczne odg?osy ich trzeszcz?cego ?ó?ka ma??e?skiego. Nie kojarz?c jeszcze do ko?ca, co te d?wi?ki oznaczaj? podszed? do zignorowanych wcze?niej drzwi od sypialni. By?y lekko uchylone. Popchn?? je delikatnie lew? r?k?, w prawej bowiem wci?? ?ciska? drzewce wide? Johna Waltera. Maddie ubrana by?a wy??cznie w jej ulubion? czerwon? spódnic?, która tym razem zadarta by?a do góry ods?aniaj?c jej pos?gowe uda. Wsparta na ?okciach i kolanach wypina?a swój kszta?tny zadek w stron? drzwi. Twarz wci?ni?ta by?a w poduszk?, a jej pe?ne piersi regularnie falowa?y w rytm, który nadawa? Mick – przyjezdny wynajmuj?cy od dwóch miesi?cy pokój u s?siadów z naprzeciwka. Kl?cza? na lewej nodze odwrócony ty?em do drzwi. Drug? nog? opar? obok prawego boku Maddie jednocze?nie pakuj?c swój instrument w jej wypi?ty ty?ek. Mimo, ?e Matt nie widzia? jego twarzy nie mia? w?tpliwo?ci, ?e to w?a?nie on. Charakterystyczny, pokrywaj?cy prawie ca?e plecy tatua? przedstawiaj?cy diabolicznego ogiera kopuluj?cego z d?ugow?os? nimf? nie pozostawia? w?tpliwo?ci. Matt w zdumieniu trawi? ten widok staraj?c si? swym zatrutym alkoholem umys?em zrozumie?, co w?a?ciwie on oznacza. Tymczasem nie?wiadoma jego obecno?ci para w szybkim tempie zbli?a?a si? do szczytu swych uniesie?. Wreszcie Matt poj?? sens tocz?cej si? przed nim sceny. Przez chwil? obserwowa? j? bez emocji, a? wreszcie poczu? gniew. Od dawna podejrzewa?, ?e ?ona nie jest mu wierna ale nigdy wcze?niej nie uda?o mu si? zyska? pewno?ci. Nawet niespecjalnie stara? si? j? zdoby?, bo w gruncie rzeczy na ogó? Madleine by?a mu oboj?tna. Jednak nie dzi?! O nie! Dzi? pragn?? jej, jak kiedy?. Zm?cony alkoholem umys? przekr?ca? rzeczywisto?? i podpowiada? mu, ?e to dla niej rzuci? dzi? robot?. Po?wi?ci? si? dla niej, by j? zaspokoi?, a ona … tak mu si? odwdzi?cza?a! Przed oczami stan??y mu sceny z dzieci?stwa, gdy Bob - jego ojciec ok?ada? matk? drzewcem od grabi niewyra?nie be?kocz?c „Masz kurwo! ?eby ci do g?owy nie przysz?o pu?ci? si? z Gregorym!”. Gregory by? zapewne bogu ducha winnym s?siadem, który rzuca? tylko czasem t?skne spojrzenie ku zgrabnej pani Malone. Jednak ojciec wiedzia? swoje. Wed?ug niego ka?da kobieta by?a dziwk?, której nale?a?o trzepa? skór? najlepiej ci??kim narz?dziem. Te sceny powtarza?y si? zawsze, gdy poci?gn?? zbyt wiele whisky, a wi?c nie rzadziej ni? w ka?d? sobot?. Jeszcze jako dziecko Matt obiecywa? sobie, ?e nigdy nie post?pi tak ze swoj? ?on?. I o dziwo, mimo i? w stosunku do m??czyzn by? porywczy nawet bardziej od swego ojca, to s?owa dotrzyma?. A? do dzi?. Podniecenie, jakie towarzyszy?o mu od wyj?cia ze „S?onecznego Patrolu” nagle ust?pi?o miejsca narastaj?cej w?ciek?o?ci. „Jednak ojciec mia? racj?” pomy?la?. Uniós? wid?y i zrobi? dwa kroki w stron? ?ó?ka. Zawaha? si? jeszcze chwil?. Czeka? na moment, gdy para zbli?y si? do kulminacji i na u?amek sekundy wcze?niej, mrucz?c „O, niedoczekanie…” zada? pierwszy cios. Celowa? prosto w najgor?tsze miejsce, gdzie cia?o Micka wnika?o w cia?o Madeleine. Cios wymierzony by? precyzyjnie tak, by wid?y nie zatrzyma?y si? na miednicy m??czyzny. ?rodkowy i dolny z?b trafi?y wprawdzie w pró?ni?, ale górny przebi? si? przez krocze Micka i dotar? a? do waginy. Kochankowie b?d?c ju? prawie u celu zamiast krzyku rozkoszy wydali z siebie przera?liwy, podwójny skowyt bólu. Wci?? milcz?cy Matt wyszarpa? wid?y i uderzy? ponownie, tym razem wy?ej, w plecy Micka, który usi?owa? wyprostowa? si? na kolanach. ?rodkowy z?b trafi? prosto w uniesione kopyto przedniej nogi wytatuowanego ogiera. Zgruchota? 12 kr?g przerywaj?c rdze? i parali?uj?c Micka od pasa w dó?. Jego cielsko bezw?adnie osun??o si? na szamocz?c? si? pod nim Madeleine przygwa?d?aj?c j? do ?ó?ka. Mick by? wielkim ch?opem, mierzy? blisko sze?? i pó? stopy i wzrostu wa?y? ponad dwie?cie pi??dziesi?t funtów. Rozp?aszczona na brzuchu Madeleine nie mia?a ?adnych szans by wydosta? si? spod niego. Tymczasem Matt kontynuowa? dzie?o zniszczenia. Ponownie wyrwa? swój or?? z ofiary i przesuwa? si? dalej w stron? wezg?owia. Uniós? zakrwawione narz?dzie i zatrzyma? na chwil? jakby zastanawiaj?c si?, gdzie uderzy? tym razem. Madeleine wy?a w niebog?osy. Wreszcie zdo?a?a odwróci? g?ow? w stron?, gdzie sta? jej oprawca i ze zdumieniem rozpozna?a w nim swego m??a. G?os zamar? jej w gardle. „Matt, Matt, to ty?!! Nie rób tego! To nie moja wina! To on, on …. on mnie zgwa?ci?!” wyszepta?a. Nie powiedzia?a ju? nic wi?cej, bo trzecim ciosem ?rodkowy z?b wide? przebi? jej j?zyk, zmia?d?y? rdze? przed?u?ony i wyszed? po potylicznej stronie g?owy. Drugi z?b rozci?? t?tnic? szyjn?, podczas gdy trzeci chybi? celu wzniecaj?c tylko chmur? pierza z rozerwanej poduszki. Matt dzia?a? teraz metodycznie, jak maszyna. Kolejne precyzyjnie wymierzone razy zamienia?y twarz kobiety w krwaw? miazg?. Wokó? wirowa?y setki bia?ych k?aków. Jednak ?adne z uderze? nie si?gn??o m??czyzny. Jego g?owa opad?a o dobre pi?? cali na prawo od g?owy Madeleine w pozycji zwróconej w jej stron?. Matt by? na tyle uwa?ny, by nie robi? mu wi?cej krzywdy. Dzi?ki temu Mick móg? ca?y czas ze szczegó?ami ?ledzi? post?puj?c? jatk?. Krew kochanki tryska?a na jego twarz stopniowo przykrywaj?c j? brunatnym, g?stniej?cym ko?uchem. Zalepia?a nos i oczy. Bezw?adny, niezdolny do wykonania ?adnego ruchu Mick tylko cicho kwili? krztusz?c si? od czasu do czasu.
Tego dnia Madeleine by?a umówiona z Louise - mieszkaj?c? dwa domy dalej przyjació?k?, która od dawna przekonywa?a j? by wreszcie da?a sobie spokój z Mattem. W ramach stosowanej przez ni? terapii regularnie wyci?ga?a j? do baru „U Richi’ego”. Znajdowa? si? on dok?adnie po przeciwnej stronie miasteczka w stosunku do „S?onecznego Patrolu”, co gwarantowa?o, ?e Matt nigdy do? nie dotrze. Dzi?ki temu obie damy mog?y bez ryzyka zajmowa? si? flirtowaniem z interesuj?cymi m??czyznami, jakich zawsze mo?na by?o znale?? w tym miejscu. To w?a?nie tu trzy tygodnie wcze?niej Maddie nawi?za?a bli?sz? znajomo?? z Mickiem. A? dziw, ?e nie sta?o si? to wcze?niej, bo zamieszkiwa? on przecie? ledwie sto jardów od niej.
Louise wkroczy?a do domu Maddie i Matta jak zwykle dziarskim krokiem. Nawet nie puka?a do uchylonych drzwi. Rozejrzawszy si? po living roomie i kuchni, zawo?a?a dwukrotnie „Maddie!” by wreszcie dyskretnie zajrze? do sypialni. Najpierw w jej oczom ukaza? si? siedz?cy w bezruchu Matt. Zaskoczy?o j? to, bo o tej porze powinien by? przecie? tkwi? w „S?onecznym Patrolu”. Nie zd??y?a jednak zastanowi? si?, jak wybrn?? z problemu, który w kontek?cie wycieczki do „U Richi’ego” sprawia?a jego obecno??, bo kiedy unios?a wzrok zamar?a. Ma??e?skie ?o?e Malone’ów by?o utopione w krwi sp?ywaj?cej ze szcz?tków, które jeszcze niedawno by?y zapewne ca?kiem niebrzydk? kobiet?. Wskazywa?y na to zgrabne, starannie ogolone nogi, wystaj?ce spod resztek spódnicy. Jednocze?nie stanowi?y one jedyny nienaruszony fragment cia?a. Na zaczynaj?cej si? powy?ej ud krwawej brei spoczywa?o go?e cielsko jakiego? olbrzyma, którym od czasu, do czasu wstrz?sa?y spazmatyczne drgawki wskazuj?ce na to, ?e ?ycie jeszcze nie do ko?ca ulecia?o z jego w?a?ciciela. Matt wpatrywa? si? w ten obraz nieobecnym wzrokiem siedz?c na pami?taj?cym jeszcze czasy konfederacji fotelu, rodzinnej pami?tce po pradziadku. W prawej r?ce trzyma? drzewce wide? wbitych pot??n? si?? w deski pod?ogi tu? obok jego stóp. Wokó? zatopionych w drewnie ostrzy zgromadzi?a si? sp?ywaj?ca z nich brunatna, zg?stnia?a krew. Louise najpierw zamar?a w bezruchu, zaniemówi?a, by wreszcie wyda? z siebie krzyk przera?enia i wypa?? na zewn?trz. Nie?wiadoma tego, co robi bieg?a ulic? jak szalona. Wreszcie co?, instynkt, zrz?dzenie losu, zawiod?o j? przed budk? telefoniczn?, przy której zatrzyma?a si?. Tu nie przeanalizowany wcze?niej, ale utrwalony w pami?ci obraz zacz?? wraca?, a do niej zacz??o dociera?, ?e te zmasakrowane zw?oki ubrane w doskonale znan? jej czerwon? spódnic? musia?y nale?e? do Madeleine. Trzy razy myl?c si?, w ko?cu z trudem wykr?ci?a w?a?ciwy numer i ?ami?cym si? g?osem wezwa?a Policj?.
Funkcjonariusze zastali Matta dok?adnie w tej pozycji, w jakiej zostawi?a go Louise. Nie drgn?? nawet kiedy sier?ant Vasquez celuj?c do? ze s?u?bowego colta rykn?? „Nie ruszaj si?!”. Bez oporu pozwoli? zaku? si? w kajdanki i zaprowadzi? do samochodu policyjnego, a pó?niej do aresztu. Ani razu nie odezwa? si? sam, ani nie odpowiedzia? na ?adne pytanie.
Motha ?y?o zabójstwem przez wiele kolejnych tygodni. Mieszka?cy dyskutowali o nim w domach, na spacerach, w pracy, w barach, dos?ownie wsz?dzie. Zastanawiano si? nad tym jak d?ugo Madeleine zdradza?a Matta, jak odkry? on zdrad? i czemu na narz?dzie zbrodni wybra? w?a?nie wid?y. Powstawa?y setki teorii i napr?dce kleconych interpretacji. Analizowano posta? przyjezdnego Micka, o którym ma?o kto wiedzia? cokolwiek, a który mimo up?ywu krwi, uszkodzonej w?troby i konieczno?ci usuni?cia jednej nerki zdo?a? jednak prze?y?. Jedni wspó?czuli mu, a inni podkpiwali z niego i losu, jaki po?rednio sam sobie zgotowa?. Mia? zosta? sparali?owany do ko?ca ?ycia, a gdyby nawet jakim? cudem kiedy? przywrócono mu w?adz? w dolnej po?owie cia?a, to jego przyrz?dzik, którym tak ochoczo poczyna? sobie w tamto czerwcowe popo?udnie, na zawsze mia? pozosta? bezu?yteczny. Ka?dego dnia pojawia?y si? nowe szczegó?y kreowane przez co bardziej twórczych miejscowych plotkarzy. Wed?ug nich ju? wkrótce mia?o okaza? si?, ?e Matt by? morderc? nie tylko swojej ?ony, ale i pó? tuzina innych kobiet dla odmiany zat?uczonych kilofem lub posiekanych tasakiem do mi?sa. Szok jaki towarzyszy? tej sprawie szed? o lepsze z chorobliwym zainteresowaniem, które udzieli?o si? wszystkim bez wyj?tku obywatelom lokalnej spo?eczno?ci. W Motha wreszcie dzia?o si? co?.
Kiedy rozgor?czkowanie zacz??o nieznacznie opada?, nadesz?a druga fala emocji zwi?zana z procesem, który rozpocz?? si? równo dwa miesi?ce po zabójstwie. Prokurator William Both dostrzeg? szans? na odnotowanie kolejnego sukcesu na swej ?cie?ce zawodowej w postaci ?atwego do uzyskania wyroku ?mierci. Sprawa wydawa?a si? bezproblemowa. Wprawdzie obro?ca z urz?du jakiego przydzielono Mattowi widzia? mo?liwo?? zakwalifikowania jej jako zabójstwa w afekcie, ale uzyskanie takiej sentencji wymaga?o wspó?pracy ze strony oskar?onego. Tymczasem ten wci?? milcza? jak zakl?ty. Jakiekolwiek próby nawi?zania z nim kontaktu spe?za?y na niczym bez wzgl?du na to, kto próby te podejmowa?. W ko?cu adwokat podda? si?. Przysz?o mu to do?? ?atwo, bo w gruncie rzeczy nie by? zbyt zainteresowany obron? lokalnego menela za jakiego uchodzi? Matt. Proces by? wi?c wyj?tkowo krótki, co stanowi?o pewne rozczarowanie dla rozgor?czkowanych spraw? mieszka?ców Motha oczekuj?cych d?ugo ci?gn?cego si? i obfituj?cego w pikantne szczegó?y spektaklu. Jednak ju? po trzech rozprawach ?awa przysi?g?ych wyda?a wyrok ?mierci. Matt nie z?o?y? apelacji i osiem lat pó?niej zasiad? na krze?le elektrycznym. W areszcie, w trakcie procesu, przez ca?y czas oczekiwania na wykonanie wyroku w celi ?mierci, a? do chwili kiedy wyda? z siebie ostatnie tchnienie nie wypowiedzia? ju? ani jednego s?owa.
W mi?dzyczasie emocje mieszka?ców opad?y i Motha ponownie pogr??y?o si? w letargu. Na d?ugie lata najwi?kszymi atrakcjami znów sta?y si? wydarzenia w rodzaju utarczki podchmielonych drwali w jednym z nielicznych barów, kradzie? papy przeznaczonej do renowacji dachu ko?cio?a lub przyjazd cyrku objazdowego. Z apatii wyrwa? miasteczko dopiero pewien gor?cy, sierpniowy dzie? zako?czony ?mierci? trzech bogu ducha winnych obywateli. Wszyscy zgin?li od z?otych kul wystrzelonych z karabinu snajperskiego. Pó? roku pó?niej w poczekalni jedynej w Motha kliniki skona? tajemniczy przybysz ze zmia?d?on? lew? nog? i rozp?atanym brzuchem. Jego to?samo?ci nigdy nie uda?o si? ustali?. Zaledwie dwa miesi?ce pó?niej kto? lub co? wyrwa?o serce z klatki piersiowej Jane Foster uprzednio po?eraj?c wn?trzno?ci jej kota. Co u diab?a sta?o si? nagle z t? tak spokojn? i monotonn? dot?d mie?cin??!
Autor: Tomek Nitka
Przez dziesi?ciolecia w Motha wia?o nud?. Nie dzia?o si? nic. Ostatni raz miejscowe wydarzenia zelektryzowa?y okolic? dobre pi?tna?cie lat temu.
W?a?nie wtedy, pewnego czerwcowego dnia Matt Malone dotar? do roboty nie wytrze?wiawszy jeszcze po nocnym przepiciu. Na swoim stanowisku pracy tj. przy wid?ach w chlewni Johna Waltera stawi? si?, lekko si? zataczaj?c dobre dwie godziny po czasie. By? to ju? kolejny taki przypadek, wi?c trudno si? dziwi?, ?e nawet stary John straci? sw? powszechnie znan?, anielsk? cierpliwo??. Ze z?o?ci? kaza? mu zabiera? si? i nie wraca? nigdy wi?cej. Malone nie przej?? si? tym specjalnie – zd??y? si? ju? przyzwyczai? do zwolnie? z pracy w trybie nag?ym. By?a to kolejna robota, któr? straci? z dnia na dzie?. W chlewni przepracowa? a? pi?? ostatnich miesi?cy, co jak na niego by?o osi?gni?ciem wybitnym. Tak wi?c po krótkiej utarczce s?ownej z Johnem Walterem, chwiejnym krokiem odmaszerowa? wraz ze swoim narz?dziem pracy na ramieniu. Zabra? je nie wiedzie? czemu, na co jego by?y ju? pryncypa? machn?? tylko r?k?. „Nie b?d? si? teraz u?era? z tym ochlapusem o jedne stare wid?y” pomy?la? z rezygnacj?. Matt znany by? z porywczego charakteru, który ujawnia? si? zw?aszcza wtedy, gdy by? po kielichu. Dlatego, skoro ju? uzna?, ?e z jakiego? powodu nie mo?e si? rozsta? ze swym trójz?bnym or??em, to bezpieczniej by?o poczeka? na jego odzyskanie do momentu, gdy ca?kiem wytrze?wieje. Zanosi?o si? na to, ?e ten moment nie nadejdzie rych?o, bo wracaj?c z chlewni Matt tradycyjne zajrza? do baru „S?oneczny Patrol”, w którym przez trzy kolejne godziny topi? smutki w towarzystwie butelki Burbona. Ch?tnie zosta?by tam du?o d?u?ej, najlepiej a? do zamkni?cia baru pó?nym wieczorem, co by?o jego utartym zwyczajem. Jednak dopiero min??o po?udnie, wi?c dwaj jego niezawodni kumple od kieliszka – Luke i Don nie mogli dotrze? jeszcze na miejsce. Ka?dy z nich tkwi? w swojej robocie i Matt musia?by na nich poczeka? jeszcze ?adnych kilka godzin, gdy tymczasem zacz?? kr??y? my?lami wokó? swej wci?? apetycznej ma??onki. Sprawi?o to pojawienie si? w barze Nicky’ego Wada, które przywo?a?o wspomnienia. Matt i Madeline pobrali si? blisko dwadzie?cia lat temu. Dzi? z wielkiej mi?o?ci jak? przed ?lubem pa?ali do siebie zosta?o niewiele. Powodów, oprócz samego up?ywu czasu by?o sporo, a s?abo?? Matta do wysokoprocentowych trunków, która narasta?a z wiekiem, dodatkowo si? do tego przyczynia?a. A jednak mimo, i? od lat ka?de z nich chadza?o swoimi ?cie?kami, to wci?? tkwili w formalnym zwi?zku, jakby nie maj?c do?? si?y i determinacji by zako?czy? t? upadaj?c? relacj?. Jaki? wp?yw na to zapewne mia? fakt, ?e od czasu do czasu Matt zdawa? si? wci?? po??da? swojej ?ony. Madeline stara?a si? dba? o siebie i mimo swych nieco ponad czterdziestu lat zachowa?a na tyle atrakcyjny wygl?d, ?e mog?a podoba? si? nawet znacznie m?odszym od siebie m??czyznom. Mia?a bujne, kobiece kszta?ty, które lubi?a eksponowa? przy ka?dej nadarzaj?cej si? okazji. W dawnych latach nie raz siedz?c w barze u boku Matta by?a obiektem bezczelnego zapuszczania ?urawia w jej zawsze g??boki, ?mia?o ods?aniaj?cy obfity biust dekolt. Czynili to mniej lub bardziej podpici klienci „S?onecznego Patrolu”, tymczasem jej zdawa?o si? to sprawia? podszyt? nut? perwersji przyjemno??. Je?li nawet czasem zwraca?a natarczywemu obserwatorowi uwag?, to obsztorcowuj?c go jednocze?nie jakby puszcza?a do niego oko daj?c do zrozumienia, ?e tak naprawd? ten rodzaj zainteresowania jest jej ca?kiem mi?y. Do furii potrafi?o to rozjuszy? Matta i w zasadzie prawie ka?dego wieczora pomi?dzy nim, a adoratorami Madeline dochodzi?o do utarczek s?ownych. Wi?kszo?? z nich ko?czy?a si? przynajmniej przepychankami, ale kilkana?cie razy dosz?o nawet do bójek na pi??ci. W ich konsekwencji Matt dwukrotnie wyl?dowa? na posterunku Policji. Jednak mimo porywczo?ci jak? objawia? wobec zalotników Madeline, na ni? sam? nigdy nie podniós? r?ki. Ogranicza? si? tylko do rzucania wyzwisk pod jej adresem. Jednak te wszystkie dziwki, kurwy i ladacznice, które kierowa? w jej stron? w po??czeniu ze ?wiadomo?ci?, ?e po??daj? jej inni m??czy?ni zdawa?a si? rozgrzewa? jego w?asne libido. Noce nast?puj?ce po zako?czonych awanturami wieczorach w „S?onecznym Patrolu” nale?a?y do najgor?tszych. To niestety by?o ju? przesz?o?ci?.
Jednak w?a?nie tego feralnego dnia wspomnienia z minionych lat powróci?y, gdy barze pojawi? si? Nicky - jeden z najbardziej bezczelnych absztyfikantów Madeleine. Kilka lat wcze?niej pewnej d?ugiej, letniej soboty ten typek nie tylko wyj?tkowo nachalnie pochyla? si? nad jej dekoltem ale w pewnym momencie po prostu bezwstydnie wsadzi? swoj? ?ap? pod jej przykrótk? sukienk?. Tego by?o ju? stanowczo za wiele. Po bójce, która sko?czy?a si? zmia?d?onym nosem, naderwanym uchem i wstrz??nieniem mózgu u przeciwnika Matt sp?dzi? noc w areszcie policyjnym. Dzi? nieoczekiwane pojawienie si? Nicky’ego przywo?a?o tamte wspomnienia i kusz?cy obraz kszta?tów ma??onki. Obudzi?o to zapomniane po??danie i wygna?o Matta z baru. Ponownie zarzuci? wid?y na rami? i ruszy? w kierunku domu krokiem jeszcze bardziej chwiejnym ni? wtedy, gdy opuszcza? chlewni?. Kiedy wreszcie znalaz? si? pod drzwiami dochodzi?a trzecia po po?udniu. By?o to zdecydowanie wcze?niej, ni? jego normalna pora powrotu. Nawet je?li jakim? cudem nie zahaczy? o „S?oneczny Patrol” i prosto z roboty trafi? do domu, to nigdy nie by?o go na miejscu przed godzin? szóst? wieczorem.
Tym razem znalaz? si? wi?c u celu dobrze przed czasem. Wchodz?c na teren posesji z zadowoleniem zauwa?y?, ?e samochód Madeleine stoi na swoim miejscu. A wi?c ona sama musia?a by? w domu. Nacisn?? klamk?, ale drzwi nie ust?pi?y. „Dziwne” pomy?la?by zapewne gdyby jego g?owy w ca?o?ci nie wype?nia? dobrze mu znany, a odbieraj?cy zdolno?? kojarzenia faktów szum alkoholowego odurzenia. Zamiast wi?c zastanawia? si? dlaczego Madeline zamkn??a zamek, mimo i? nigdy nie robi?a tego za bia?ego dnia, d?u?sz? chwil? sta? t?po wpatruj?c si? w zamkni?te drzwi. Wreszcie zacz?? grzeba? po kieszeniach w poszukiwaniu klucza. Znalaz?szy go po kilku próbach zdo?a? wepchn?? go do w?a?ciwej dziurki i przekr?ci?. „Maddie!” zabekota? od progu, ale nikt mu nie odpowiedzia?. Rozejrza? si? po living roomie, kuchni i korytarzu ale mimo, i? ?wiat nieco wirowa? mu w g?owie utrudniaj?c ocen? sytuacji, to jednak i dla niego nie ulega?o w?tpliwo?ci, ?e nigdzie tam jej nie by?o. „Czy?by? wysz?a do tej larwy Louise? W?a?nie dzi?? Dzi?, kiedy mam na ciebie tak? ochot??!” pomy?la?. Jednak po chwili jego uszu dobieg? zduszony j?k. „Och, tak, tak, taaak!” To niew?tpliwie by? g?os Madeleine. Nastawi? ostrzej s?uch i wtedy dotar?y do niego inne, regularnie powtarzaj?ce si?, jak?e charakterystyczne odg?osy ich trzeszcz?cego ?ó?ka ma??e?skiego. Nie kojarz?c jeszcze do ko?ca, co te d?wi?ki oznaczaj? podszed? do zignorowanych wcze?niej drzwi od sypialni. By?y lekko uchylone. Popchn?? je delikatnie lew? r?k?, w prawej bowiem wci?? ?ciska? drzewce wide? Johna Waltera. Maddie ubrana by?a wy??cznie w jej ulubion? czerwon? spódnic?, która tym razem zadarta by?a do góry ods?aniaj?c jej pos?gowe uda. Wsparta na ?okciach i kolanach wypina?a swój kszta?tny zadek w stron? drzwi. Twarz wci?ni?ta by?a w poduszk?, a jej pe?ne piersi regularnie falowa?y w rytm, który nadawa? Mick – przyjezdny wynajmuj?cy od dwóch miesi?cy pokój u s?siadów z naprzeciwka. Kl?cza? na lewej nodze odwrócony ty?em do drzwi. Drug? nog? opar? obok prawego boku Maddie jednocze?nie pakuj?c swój instrument w jej wypi?ty ty?ek. Mimo, ?e Matt nie widzia? jego twarzy nie mia? w?tpliwo?ci, ?e to w?a?nie on. Charakterystyczny, pokrywaj?cy prawie ca?e plecy tatua? przedstawiaj?cy diabolicznego ogiera kopuluj?cego z d?ugow?os? nimf? nie pozostawia? w?tpliwo?ci. Matt w zdumieniu trawi? ten widok staraj?c si? swym zatrutym alkoholem umys?em zrozumie?, co w?a?ciwie on oznacza. Tymczasem nie?wiadoma jego obecno?ci para w szybkim tempie zbli?a?a si? do szczytu swych uniesie?. Wreszcie Matt poj?? sens tocz?cej si? przed nim sceny. Przez chwil? obserwowa? j? bez emocji, a? wreszcie poczu? gniew. Od dawna podejrzewa?, ?e ?ona nie jest mu wierna ale nigdy wcze?niej nie uda?o mu si? zyska? pewno?ci. Nawet niespecjalnie stara? si? j? zdoby?, bo w gruncie rzeczy na ogó? Madleine by?a mu oboj?tna. Jednak nie dzi?! O nie! Dzi? pragn?? jej, jak kiedy?. Zm?cony alkoholem umys? przekr?ca? rzeczywisto?? i podpowiada? mu, ?e to dla niej rzuci? dzi? robot?. Po?wi?ci? si? dla niej, by j? zaspokoi?, a ona … tak mu si? odwdzi?cza?a! Przed oczami stan??y mu sceny z dzieci?stwa, gdy Bob - jego ojciec ok?ada? matk? drzewcem od grabi niewyra?nie be?kocz?c „Masz kurwo! ?eby ci do g?owy nie przysz?o pu?ci? si? z Gregorym!”. Gregory by? zapewne bogu ducha winnym s?siadem, który rzuca? tylko czasem t?skne spojrzenie ku zgrabnej pani Malone. Jednak ojciec wiedzia? swoje. Wed?ug niego ka?da kobieta by?a dziwk?, której nale?a?o trzepa? skór? najlepiej ci??kim narz?dziem. Te sceny powtarza?y si? zawsze, gdy poci?gn?? zbyt wiele whisky, a wi?c nie rzadziej ni? w ka?d? sobot?. Jeszcze jako dziecko Matt obiecywa? sobie, ?e nigdy nie post?pi tak ze swoj? ?on?. I o dziwo, mimo i? w stosunku do m??czyzn by? porywczy nawet bardziej od swego ojca, to s?owa dotrzyma?. A? do dzi?. Podniecenie, jakie towarzyszy?o mu od wyj?cia ze „S?onecznego Patrolu” nagle ust?pi?o miejsca narastaj?cej w?ciek?o?ci. „Jednak ojciec mia? racj?” pomy?la?. Uniós? wid?y i zrobi? dwa kroki w stron? ?ó?ka. Zawaha? si? jeszcze chwil?. Czeka? na moment, gdy para zbli?y si? do kulminacji i na u?amek sekundy wcze?niej, mrucz?c „O, niedoczekanie…” zada? pierwszy cios. Celowa? prosto w najgor?tsze miejsce, gdzie cia?o Micka wnika?o w cia?o Madeleine. Cios wymierzony by? precyzyjnie tak, by wid?y nie zatrzyma?y si? na miednicy m??czyzny. ?rodkowy i dolny z?b trafi?y wprawdzie w pró?ni?, ale górny przebi? si? przez krocze Micka i dotar? a? do waginy. Kochankowie b?d?c ju? prawie u celu zamiast krzyku rozkoszy wydali z siebie przera?liwy, podwójny skowyt bólu. Wci?? milcz?cy Matt wyszarpa? wid?y i uderzy? ponownie, tym razem wy?ej, w plecy Micka, który usi?owa? wyprostowa? si? na kolanach. ?rodkowy z?b trafi? prosto w uniesione kopyto przedniej nogi wytatuowanego ogiera. Zgruchota? 12 kr?g przerywaj?c rdze? i parali?uj?c Micka od pasa w dó?. Jego cielsko bezw?adnie osun??o si? na szamocz?c? si? pod nim Madeleine przygwa?d?aj?c j? do ?ó?ka. Mick by? wielkim ch?opem, mierzy? blisko sze?? i pó? stopy i wzrostu wa?y? ponad dwie?cie pi??dziesi?t funtów. Rozp?aszczona na brzuchu Madeleine nie mia?a ?adnych szans by wydosta? si? spod niego. Tymczasem Matt kontynuowa? dzie?o zniszczenia. Ponownie wyrwa? swój or?? z ofiary i przesuwa? si? dalej w stron? wezg?owia. Uniós? zakrwawione narz?dzie i zatrzyma? na chwil? jakby zastanawiaj?c si?, gdzie uderzy? tym razem. Madeleine wy?a w niebog?osy. Wreszcie zdo?a?a odwróci? g?ow? w stron?, gdzie sta? jej oprawca i ze zdumieniem rozpozna?a w nim swego m??a. G?os zamar? jej w gardle. „Matt, Matt, to ty?!! Nie rób tego! To nie moja wina! To on, on …. on mnie zgwa?ci?!” wyszepta?a. Nie powiedzia?a ju? nic wi?cej, bo trzecim ciosem ?rodkowy z?b wide? przebi? jej j?zyk, zmia?d?y? rdze? przed?u?ony i wyszed? po potylicznej stronie g?owy. Drugi z?b rozci?? t?tnic? szyjn?, podczas gdy trzeci chybi? celu wzniecaj?c tylko chmur? pierza z rozerwanej poduszki. Matt dzia?a? teraz metodycznie, jak maszyna. Kolejne precyzyjnie wymierzone razy zamienia?y twarz kobiety w krwaw? miazg?. Wokó? wirowa?y setki bia?ych k?aków. Jednak ?adne z uderze? nie si?gn??o m??czyzny. Jego g?owa opad?a o dobre pi?? cali na prawo od g?owy Madeleine w pozycji zwróconej w jej stron?. Matt by? na tyle uwa?ny, by nie robi? mu wi?cej krzywdy. Dzi?ki temu Mick móg? ca?y czas ze szczegó?ami ?ledzi? post?puj?c? jatk?. Krew kochanki tryska?a na jego twarz stopniowo przykrywaj?c j? brunatnym, g?stniej?cym ko?uchem. Zalepia?a nos i oczy. Bezw?adny, niezdolny do wykonania ?adnego ruchu Mick tylko cicho kwili? krztusz?c si? od czasu do czasu.
Tego dnia Madeleine by?a umówiona z Louise - mieszkaj?c? dwa domy dalej przyjació?k?, która od dawna przekonywa?a j? by wreszcie da?a sobie spokój z Mattem. W ramach stosowanej przez ni? terapii regularnie wyci?ga?a j? do baru „U Richi’ego”. Znajdowa? si? on dok?adnie po przeciwnej stronie miasteczka w stosunku do „S?onecznego Patrolu”, co gwarantowa?o, ?e Matt nigdy do? nie dotrze. Dzi?ki temu obie damy mog?y bez ryzyka zajmowa? si? flirtowaniem z interesuj?cymi m??czyznami, jakich zawsze mo?na by?o znale?? w tym miejscu. To w?a?nie tu trzy tygodnie wcze?niej Maddie nawi?za?a bli?sz? znajomo?? z Mickiem. A? dziw, ?e nie sta?o si? to wcze?niej, bo zamieszkiwa? on przecie? ledwie sto jardów od niej.
Louise wkroczy?a do domu Maddie i Matta jak zwykle dziarskim krokiem. Nawet nie puka?a do uchylonych drzwi. Rozejrzawszy si? po living roomie i kuchni, zawo?a?a dwukrotnie „Maddie!” by wreszcie dyskretnie zajrze? do sypialni. Najpierw w jej oczom ukaza? si? siedz?cy w bezruchu Matt. Zaskoczy?o j? to, bo o tej porze powinien by? przecie? tkwi? w „S?onecznym Patrolu”. Nie zd??y?a jednak zastanowi? si?, jak wybrn?? z problemu, który w kontek?cie wycieczki do „U Richi’ego” sprawia?a jego obecno??, bo kiedy unios?a wzrok zamar?a. Ma??e?skie ?o?e Malone’ów by?o utopione w krwi sp?ywaj?cej ze szcz?tków, które jeszcze niedawno by?y zapewne ca?kiem niebrzydk? kobiet?. Wskazywa?y na to zgrabne, starannie ogolone nogi, wystaj?ce spod resztek spódnicy. Jednocze?nie stanowi?y one jedyny nienaruszony fragment cia?a. Na zaczynaj?cej si? powy?ej ud krwawej brei spoczywa?o go?e cielsko jakiego? olbrzyma, którym od czasu, do czasu wstrz?sa?y spazmatyczne drgawki wskazuj?ce na to, ?e ?ycie jeszcze nie do ko?ca ulecia?o z jego w?a?ciciela. Matt wpatrywa? si? w ten obraz nieobecnym wzrokiem siedz?c na pami?taj?cym jeszcze czasy konfederacji fotelu, rodzinnej pami?tce po pradziadku. W prawej r?ce trzyma? drzewce wide? wbitych pot??n? si?? w deski pod?ogi tu? obok jego stóp. Wokó? zatopionych w drewnie ostrzy zgromadzi?a si? sp?ywaj?ca z nich brunatna, zg?stnia?a krew. Louise najpierw zamar?a w bezruchu, zaniemówi?a, by wreszcie wyda? z siebie krzyk przera?enia i wypa?? na zewn?trz. Nie?wiadoma tego, co robi bieg?a ulic? jak szalona. Wreszcie co?, instynkt, zrz?dzenie losu, zawiod?o j? przed budk? telefoniczn?, przy której zatrzyma?a si?. Tu nie przeanalizowany wcze?niej, ale utrwalony w pami?ci obraz zacz?? wraca?, a do niej zacz??o dociera?, ?e te zmasakrowane zw?oki ubrane w doskonale znan? jej czerwon? spódnic? musia?y nale?e? do Madeleine. Trzy razy myl?c si?, w ko?cu z trudem wykr?ci?a w?a?ciwy numer i ?ami?cym si? g?osem wezwa?a Policj?.
Funkcjonariusze zastali Matta dok?adnie w tej pozycji, w jakiej zostawi?a go Louise. Nie drgn?? nawet kiedy sier?ant Vasquez celuj?c do? ze s?u?bowego colta rykn?? „Nie ruszaj si?!”. Bez oporu pozwoli? zaku? si? w kajdanki i zaprowadzi? do samochodu policyjnego, a pó?niej do aresztu. Ani razu nie odezwa? si? sam, ani nie odpowiedzia? na ?adne pytanie.
Motha ?y?o zabójstwem przez wiele kolejnych tygodni. Mieszka?cy dyskutowali o nim w domach, na spacerach, w pracy, w barach, dos?ownie wsz?dzie. Zastanawiano si? nad tym jak d?ugo Madeleine zdradza?a Matta, jak odkry? on zdrad? i czemu na narz?dzie zbrodni wybra? w?a?nie wid?y. Powstawa?y setki teorii i napr?dce kleconych interpretacji. Analizowano posta? przyjezdnego Micka, o którym ma?o kto wiedzia? cokolwiek, a który mimo up?ywu krwi, uszkodzonej w?troby i konieczno?ci usuni?cia jednej nerki zdo?a? jednak prze?y?. Jedni wspó?czuli mu, a inni podkpiwali z niego i losu, jaki po?rednio sam sobie zgotowa?. Mia? zosta? sparali?owany do ko?ca ?ycia, a gdyby nawet jakim? cudem kiedy? przywrócono mu w?adz? w dolnej po?owie cia?a, to jego przyrz?dzik, którym tak ochoczo poczyna? sobie w tamto czerwcowe popo?udnie, na zawsze mia? pozosta? bezu?yteczny. Ka?dego dnia pojawia?y si? nowe szczegó?y kreowane przez co bardziej twórczych miejscowych plotkarzy. Wed?ug nich ju? wkrótce mia?o okaza? si?, ?e Matt by? morderc? nie tylko swojej ?ony, ale i pó? tuzina innych kobiet dla odmiany zat?uczonych kilofem lub posiekanych tasakiem do mi?sa. Szok jaki towarzyszy? tej sprawie szed? o lepsze z chorobliwym zainteresowaniem, które udzieli?o si? wszystkim bez wyj?tku obywatelom lokalnej spo?eczno?ci. W Motha wreszcie dzia?o si? co?.
Kiedy rozgor?czkowanie zacz??o nieznacznie opada?, nadesz?a druga fala emocji zwi?zana z procesem, który rozpocz?? si? równo dwa miesi?ce po zabójstwie. Prokurator William Both dostrzeg? szans? na odnotowanie kolejnego sukcesu na swej ?cie?ce zawodowej w postaci ?atwego do uzyskania wyroku ?mierci. Sprawa wydawa?a si? bezproblemowa. Wprawdzie obro?ca z urz?du jakiego przydzielono Mattowi widzia? mo?liwo?? zakwalifikowania jej jako zabójstwa w afekcie, ale uzyskanie takiej sentencji wymaga?o wspó?pracy ze strony oskar?onego. Tymczasem ten wci?? milcza? jak zakl?ty. Jakiekolwiek próby nawi?zania z nim kontaktu spe?za?y na niczym bez wzgl?du na to, kto próby te podejmowa?. W ko?cu adwokat podda? si?. Przysz?o mu to do?? ?atwo, bo w gruncie rzeczy nie by? zbyt zainteresowany obron? lokalnego menela za jakiego uchodzi? Matt. Proces by? wi?c wyj?tkowo krótki, co stanowi?o pewne rozczarowanie dla rozgor?czkowanych spraw? mieszka?ców Motha oczekuj?cych d?ugo ci?gn?cego si? i obfituj?cego w pikantne szczegó?y spektaklu. Jednak ju? po trzech rozprawach ?awa przysi?g?ych wyda?a wyrok ?mierci. Matt nie z?o?y? apelacji i osiem lat pó?niej zasiad? na krze?le elektrycznym. W areszcie, w trakcie procesu, przez ca?y czas oczekiwania na wykonanie wyroku w celi ?mierci, a? do chwili kiedy wyda? z siebie ostatnie tchnienie nie wypowiedzia? ju? ani jednego s?owa.
W mi?dzyczasie emocje mieszka?ców opad?y i Motha ponownie pogr??y?o si? w letargu. Na d?ugie lata najwi?kszymi atrakcjami znów sta?y si? wydarzenia w rodzaju utarczki podchmielonych drwali w jednym z nielicznych barów, kradzie? papy przeznaczonej do renowacji dachu ko?cio?a lub przyjazd cyrku objazdowego. Z apatii wyrwa? miasteczko dopiero pewien gor?cy, sierpniowy dzie? zako?czony ?mierci? trzech bogu ducha winnych obywateli. Wszyscy zgin?li od z?otych kul wystrzelonych z karabinu snajperskiego. Pó? roku pó?niej w poczekalni jedynej w Motha kliniki skona? tajemniczy przybysz ze zmia?d?on? lew? nog? i rozp?atanym brzuchem. Jego to?samo?ci nigdy nie uda?o si? ustali?. Zaledwie dwa miesi?ce pó?niej kto? lub co? wyrwa?o serce z klatki piersiowej Jane Foster uprzednio po?eraj?c wn?trzno?ci jej kota. Co u diab?a sta?o si? nagle z t? tak spokojn? i monotonn? dot?d mie?cin??!
Autor: Tomek Nitka
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?