Nawigacja

Facebook

Losowa Fotka

Aktualnie online

· Go¶ci online: 1

· U¿ytkowników online: 0

· £±cznie u¿ytkowników: 16
· Najnowszy u¿ytkownik: maro

Krwawe Motha 2. Witamy w Motha!

Witamy w Motha!

Tego roku zima zjawiÅ‚a siÄ™ w Motha z zaskoczenia. CaÅ‚y ostatni tydzieÅ„ przed ÅšwiÄ™tami Bożego narodzenia laÅ‚o jak z cebra, by w przeddzieÅ„ wigilii nieoczekiwanie ustać. Wtedy, gdy wydawaÅ‚o siÄ™ już, że mrozy poczekajÄ… przynajmniej do stycznia nagle temperatura spadÅ‚a do 5 stopni Fahrenheita, a w nocy zaczęło sypać Å›niegiem. Rano mieszkaÅ„ców powitaÅ‚ biaÅ‚y kobierzec przykrywajÄ…cy dachy, trawniki, drogi i wszystko, co tylko byÅ‚o w zasiÄ™gu wzroku. ZapowiadaÅ‚y siÄ™ piÄ™kne Å›wiÄ™ta, ale wkrótce okazaÅ‚o siÄ™, że miaÅ‚o to swojÄ… cenÄ™. Woda od siedmiu dni spÅ‚ywajÄ…ca na miasteczko zamieniÅ‚a siÄ™ w lód, który zalegaÅ‚ pod warstwÄ… puchu bez maÅ‚a wszÄ™dzie tworzÄ…c niewidoczne, zdradliwe Å›lizgawki. Jako pierwsza przekonaÅ‚a siÄ™ o tym Margaret O’hara, która wychodzÄ…c do skrzynki na listy poÅ›lizgnęła siÄ™ zaraz po zejÅ›ciu z ganku swojego pamiÄ™tajÄ…cego jeszcze czasy konfederacji domu. PrzewróciÅ‚a siÄ™ tak niefortunnie, że skrÄ™ciÅ‚a kostkÄ™, a dodatkowo lÄ…dujÄ…c na ziemi nadwyrężyÅ‚a nadgarstek prawej dÅ‚oni. Kolejny byÅ‚ maÅ‚y Frank, który nie zdoÅ‚aÅ‚ wyhamować na lodzie przed bramÄ… do komórki, gdzie przechowywaÅ‚ swoje dzieciÄ™ce skarby i nabiÅ‚ sobie potężnego guza jednoczeÅ›nie rozcinajÄ…c, na szczęście niezbyt groźnie skórÄ™ na czole. Dalej byÅ‚ listonosz Mark Wells, a przed godzinÄ… dziesiÄ…tÄ… do grupy poszkodowanych doÅ‚Ä…czyÅ‚o jeszcze dwoje innych osób.

Wigilijny dzieÅ„ nie zapowiadaÅ‚ siÄ™ wiÄ™c tak, jak planowaÅ‚ to sobie Harry Neil. Zamiast sennego dyżuru od rana miaÅ‚ w swoim ambulatorium peÅ‚ne rÄ™ce roboty. Ofiary wybryków aury jedna po drugiej pojawiaÅ‚y siÄ™ w poczekalni docierajÄ…c tam o wÅ‚asnych siÅ‚ach albo w asyÅ›cie krewnych lub znajomych. Jako czwarta w kolejnoÅ›ci zjawiÅ‚a siÄ™ Margaret. Na miejsce przywiózÅ‚ jÄ… sÄ…siad, John Malloney, który podtrzymywaÅ‚ jÄ… uczynnie gdy kuÅ›tykaÅ‚a z samochodu do drzwi kliniki. OtwierajÄ…c je wyniosÅ‚ym wzrokiem ogarnęła poczekalniÄ™ i apodyktycznie zwróciÅ‚a siÄ™ do Nicky przyjmujÄ…cej zgÅ‚oszenia i kierujÄ…cej pacjentów do Harry’ego. Gdzie jest doktor? Natychmiast muszÄ™ widzieć siÄ™ z doktorem! Po ustaleniu, że Margaret nie jest umierajÄ…ca Nicky zaproponowaÅ‚a jej by poczekaÅ‚a na swojÄ… kolej. To nie mogÅ‚o zostać dobrze przyjÄ™te. O’Hara od zawsze żyÅ‚a w przekonaniu, że Å›wiat zostaÅ‚ zbudowany po to, by zaspakajać jej zachcianki. Zapewne byÅ‚aby szczerze zaskoczona gdyby kiedykolwiek dowiedziaÅ‚a siÄ™ o tym, że inni ludzie też majÄ… jakieÅ› swoje potrzeby. W każdym razie jeÅ›li ktoÅ› miaÅ‚ czekać w kolejce, to na pewno nie ona.
- Młoda damo - powiedziała lodowatym tonem - chyba nie wyobrażasz sobie, że będę stała tu ze złamaną nogą i ręką?!
- Może pani przecież usiąść, a tych dwoje było przed panią i też potrzebuje pomocy - odrzekła niefrasobliwie Nicky.
SÅ‚yszÄ…c to Margaret prawie straciÅ‚a dech w piersi. Jak ta smarkula Å›mie tak jÄ… traktować?! JÄ…, Margaret O’Hara, wnuczkÄ™ pierwszego burmistrza Motha dostojnego Thomasa Wells’a i żonÄ™ półkownika Armii AmerykaÅ„skiej Jamesa O’Hara (niech spoczywajÄ… w pokoju)! W tym momencie byÅ‚a gotowa odwrócić siÄ™ na piÄ™cie i wyjść trzaskajÄ…c drzwiami. W porÄ™ jednak przypomniaÅ‚a sobie, że Harry jest jedynym lekarzem w Motha, a od najbliższego miasta posiadajÄ…cego klinikÄ™ oddziela jÄ… 95 mil pokrytej goÅ‚oledziÄ… drogi. Z obrażonÄ… minÄ… usiadÅ‚a wiÄ™c na krzeÅ›le, siÄ™gnęła po jednÄ… ze starych gazet, które leżaÅ‚y na stoliku w celu umilania pacjentom oczekiwania i z trudem tÅ‚umiÄ…c zÅ‚ość otworzyÅ‚a jÄ… udajÄ…c zainteresowanie.

ByÅ‚ to stary numer New York Timesa sprzed blisko pół roku. Przez kilka chwil bezmyÅ›lnie przerzucaÅ‚a kartki aż nieoczekiwanie coÅ› przykuÅ‚o jej uwagÄ™ - reportaż z ich miasteczka, z Motha gdzie przed szeÅ›cioma miesiÄ…cami zdarzyÅ‚o siÄ™ coÅ› niewyobrażalnego. Nie pojmany po dziÅ› dzieÅ„ snajper zastrzeliÅ‚ wielebnego Christo Mallone, Matta Barisenio i Alberta Wayl’e biorÄ…cych udziaÅ‚ w pogrzebie miejscowego hodowcy Å›wiÅ„ Johna Waltera Maggiore. StrzaÅ‚y oddane przy pomocy wykonanych ze zÅ‚ota pocisków typu dum dum rozerwaÅ‚y ciaÅ‚a ofiar na strzÄ™py. Obraz po rzezi jaka rozegraÅ‚a siÄ™ w ciÄ…gu kilkudziesiÄ™ciu sekund tego upalnego, sierpniowego dnia na zawsze zostaÅ‚ w pamiÄ™ci braci Vasquez. To głównie na podstawie ich relacji sporzÄ…dzono reportaż dla NYT. WaÅ›nie oni zostali wezwani telefonem Alphonso Maritega, który dzwoniÄ…c na komisariat niezrozumiaÅ‚ym, rozedrganym szeptem rozpaczliwie bÅ‚agaÅ‚ o pomoc. Alphonso prowadziÅ‚ bar „Pod Dzikim Kogutem” w narożniku rynku, na którym snajper urzÄ…dziÅ‚ sobie strzelnicÄ™. ByÅ‚ sześćdziesiÄ™ciokilkuletnim pozbawionym zÅ‚udzeÅ„, cynicznym egocentrykiem, który jako jedyny ze Å›wiadków zachowaÅ‚ dość przytomnoÅ›ci umysÅ‚u by zadzwonić na PolicjÄ™. Z jego udzielanych przez telefon, chaotycznych wyjaÅ›nieÅ„ Vasquez niewiele zdoÅ‚ali zrozumieć poza tym, że na rynku ktoÅ› strzela i potrzeba jest pomoc. Po dotarciu na miejsce, na Boga, nie spodziewali tego, co ujrzeli! PierwszÄ… rzeczÄ… jakÄ… dostrzegli byÅ‚o potężne ciaÅ‚o Christo Mallone. Wielebny leżaÅ‚ twarzÄ… do ziemi, a z jego pleców zionęła nieregularna dziura wielkoÅ›ci talerza. BiaÅ‚a sutanna prawie w caÅ‚oÅ›ci zdążyÅ‚a zmienić kolor na ciemno czerwony. Pięć jardów dalej nieruchomymi oczami wpatrywaÅ‚ siÄ™ w niebo Matt Barisenio. Wokół każdego z nich rozlewaÅ‚y siÄ™ kaÅ‚uże krzepnÄ…cej krwi. Jednak najgorszy byÅ‚ widok Alberta Wayle’a, a wÅ‚aÅ›ciwie tego, co z niego zostaÅ‚o. Na prawym boku leżaÅ‚ kikut jego korpusu z poszarpanym otworem po Å›wieżo przeprowadzonej pociskiem dum dum bÅ‚yskawicznej dekapitacji. Z jego wnÄ™trza wystawaÅ‚y urwane żyÅ‚y i tÄ™tnice szyjne. Wokół walaÅ‚y siÄ™ jak przemielone przez maszynkÄ™ do miÄ™sa fragmenty uszu, zwojów mózgowych, naczyÅ„ krwionoÅ›nych i wreszcie tu i ówdzie, jakby wsadzone dla urozmaicenia w tym brunatno czerwonym chaosie, biaÅ‚e odÅ‚amki koÅ›ci czaszki. Zobaczywszy to Jonathan, mÅ‚odszy z braci Vasquez natychmiast odwróciÅ‚ siÄ™ i wstrzÄ…sany konwulsjami zwymiotowaÅ‚ pierwszy raz. Jego brat nie kazaÅ‚ na siebie czekać i już po chwili obaj stali pochyleni nad pobojowiskiem uÅ›wietniajÄ…c je zawartoÅ›ciÄ… swoich żoÅ‚Ä…dków.

Obraz tamtych dni ponownie stanął przed oczami Margaret, która z obrzydzeniem odsunęła od siebie gazetę. Nie czytała dalej. Nie chciała przywoływać w pamięci tego, co zobaczyła wówczas z okna na piętrze swojego domu. Zresztą i tak znała to przecież na pamięć, jak wszyscy bez mała mieszkańcy Motha.

Nikt nie byÅ‚ w stanie zrozumieć czemu Å›mierć spotkaÅ‚a trzech, bogu ducha winnych obywateli ich miasteczka ani dlaczego przybraÅ‚a ona postać masakry. Również Policja i FBI mimo wielomiesiÄ™cznego Å›ledztwa nie byÅ‚y w stanie doszukać siÄ™ motywów dziaÅ‚ania zabójcy i poza zlokalizowaniem miejsca, z którego oddaÅ‚ strzaÅ‚y wÅ‚aÅ›ciwie nic nie udaÅ‚o siÄ™ im ustalić. Tożsamość zbrodniarza pozostawaÅ‚a tajemnicÄ…, choć co do jednego FBI byÅ‚o przekonane - że byÅ‚ najwyższej klasy zawodowiec. StrzaÅ‚y oddano z odlegÅ‚oÅ›ci ponad tysiÄ…ca jardów, a każdy z nich byÅ‚ piekielnie precyzyjny. ByÅ‚o ich dokÅ‚adnie trzy - tyle, ile ofiar. Ani jednego wiÄ™cej. Zabójca nie pozostawiÅ‚ żadnych Å›ladów. Rezultatów nie daÅ‚y skrupulatne poszukiwania przeprowadzone na miejscu, z którego musiaÅ‚ strzelać. Nie znaleziono nie tylko Å‚usek, prochu czy DNA ale nawet nitek z jego ubrania ani odcisków butów, po prostu nic. Gdyby nie fakt, że analiza balistyczna jednoznacznie wskazywaÅ‚a na wzgórze nad miasteczkiem jako miejsce oddania strzałów, to FBI uznaÅ‚oby, że mordercy w ogóle tam nie byÅ‚o. A jednak musiaÅ‚ być on wÅ‚aÅ›nie tam. Nie natrafiono też na żadnego Å›wiadka, który pamiÄ™taÅ‚by jakiegokolwiek obcego, który mógÅ‚by być odpowiedzialny za tÄ™ zbrodniÄ™, mimo iż przesÅ‚uchaniu poddano dziesiÄ…tki mieszkaÅ„ców Motha i okolic. Jatki dokonaÅ‚ wiÄ™c zabójca dysponujÄ…cy nie tylko unikalnymi umiejÄ™tnoÅ›ciami snajperskimi ale również potrafiÄ…cy perfekcyjnie zacierać Å›lady. Wszystko to jednoznacznie Å›wiadczyÅ‚o, że musiaÅ‚ to być jeden z kilerów z najwyższej półki specjalizujÄ…cych siÄ™ zabójstwach na zlecenie. Jednak co ktoÅ› taki robiÅ‚ w prowincjonalnym, zapomnianym przez Å›wiat Motha i dlaczego za cel upatrzyÅ‚ sobie trójkÄ™ najzwyklejszych, szarych obywateli? Nie miaÅ‚o to żadnego sensu, dlatego intensywnie rozpatrywano też koncepcjÄ™ seryjnego mordercy. Jednak i tu jednak natrafiono na nierozwiÄ…zywalny problem. Nigdzie w okolicy, a jak okazaÅ‚o siÄ™ po kilku miesiÄ…cach poszukiwaÅ„ zakrojonych na coraz szerszÄ… i szerszÄ… skalÄ™ również nigdzie w caÅ‚ym kraju nie natrafiono na ani jeden podobny przypadek. StrzaÅ‚y oddane przez snajpera do niewinnych ofiar pociskami dum dum o kalibrze 7,62. To byÅ‚oby jeszcze w miarÄ™ „normalne”, ale najbardziej zaskakujÄ…cym szczegółem byÅ‚o to, że pociski wykonane byÅ‚y z … 24 karatowego zÅ‚ota. Takich zdarzeÅ„ po prostu nie byÅ‚o w ogóle, przynajmniej w aktach dotyczÄ…cych ostatnich dziesiÄ™ciu lat, które objÄ™to analizÄ….

Mimo iż Margaret staraÅ‚a siÄ™ odganiać od siebie wszelkie zwiÄ…zane z tamtym dniem myÅ›li, to raz obudzone natarczywie powracaÅ‚y one przywoÅ‚ujÄ…c krwawe obrazy. Dopiero sÅ‚owa Nicky: „Margaret, twoja kolej” wyrwaÅ‚y jÄ… z natÅ‚oku niechcianych wspomnieÅ„. Zmiana kontekstu byÅ‚a tak gwaÅ‚towna, że nawet nie zdążyÅ‚a oburzyć siÄ™ za nazwanie jej po imieniu, zamiast „Mrs O’Hara”. Z pomocÄ… Johna Malonney’a zaczęła wstawać starajÄ…c siÄ™ nie obciążać lewej nogi.

Gdy byÅ‚a już prawie caÅ‚kiem wyprostowana kÄ…tem oka zauważyÅ‚a, że drzwi poczekalni zaczęły uchylać siÄ™ powoli. WÄ…ska szczelina miÄ™dzy skrzydÅ‚em, a futrynÄ… wypeÅ‚niÅ‚a siÄ™ ciemnÄ… plamÄ…, która w miarÄ™ jak drzwi otwieraÅ‚y siÄ™ coraz bardziej przyjęła ksztaÅ‚t zakapturzonej, niewÄ…tpliwie mÄ™skiej postaci. Mimo iż twarz przybysza pozostawaÅ‚a niewidoczna, to jednak ze sposobu ubrania w dÅ‚ugi, staromodny pÅ‚aszcz i sylwetki dla Margaret byÅ‚o jasne, że ma do czynienia z kimÅ› obcym. Motha byÅ‚o maÅ‚Ä…, prowincjonalnÄ… mieÅ›cinÄ…, której wszyscy mieszkaÅ„cy znali siÄ™ nawzajem, a czÅ‚owiek w drzwiach z pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚ jednym z nich. Ruchy mężczyzny byÅ‚y dziwnie nienaturalne tak, że Margaret zaczęła z narastajÄ…cym niepokojem wpatrywać siÄ™ w niego. Nie wiedziaÅ‚a, czego siÄ™ spodziewać, ale przeczuwaÅ‚a, że za chwilÄ™ wydarzy siÄ™ coÅ› zÅ‚ego. Przez uÅ‚amek sekundy obrzuciÅ‚a wzrokiem poczekalniÄ™, ale nikt poza niÄ… nie zwróciÅ‚ uwagi na przybysza. Ponownie zawiesiÅ‚a na nim spojrzenie tym razem spoglÄ…dajÄ…c w dół, by z przerażeniem dostrzec, że pod lewym kolanem sterczy krwawy, zmiażdżony jakÄ…Å› potężnÄ… siÅ‚Ä… kikut Å‚ydki. Jej dolnej poÅ‚owy, jak i stopy nie byÅ‚o na swoim miejscu, a z kikuta na brudnoszarÄ… podÅ‚ogÄ™ poczekalni raz po raz tryskaÅ‚y strugi jasnoczerwonej krwi. Ponownie przywoÅ‚ane tym widokiem obrazy sprzed półrocza jak w kalejdoskopie przebiegÅ‚y przed oczami Margaret potÄ™gujÄ…c jej wstrÄ™t i przerażenie. Tymczasem mężczyzna z wolna zaczÄ…Å‚ osuwać siÄ™ na podÅ‚ogÄ™ jednoczeÅ›nie caÅ‚ym ciaÅ‚em napierajÄ…c na wpółotwarte drzwi. Nie naprawiane od miesiÄ™cy zawiasy nie wytrzymaÅ‚y obciążenia i Margaret dostrzegÅ‚a jak najpierw wyginajÄ… siÄ™, by w chwilÄ™ potem oderwać siÄ™ od futryny, a pozbawione punktu zaczepienia skrzydÅ‚o nieÅ›piesznie, jak na filmie odtwarzanym w zwolnionym tempie, spÅ‚ywa w dół. BrzÄ™k tÅ‚uczonego szkÅ‚a brutalnie wyrwaÅ‚ z wÅ‚asnych myÅ›li wszystkich pozostaÅ‚ych oczekujÄ…cych. OsÅ‚upiali odwracali gÅ‚owy w kierunku zakłócajÄ…cego ich spokój źródÅ‚a haÅ‚asu. Jane Foster siedzÄ…ca dwa krzesÅ‚a od tego, które jeszcze przed chwilÄ… zajmowaÅ‚a O’hara, wypuÅ›ciÅ‚a z rÄ™ki kubek z niedopitÄ…, cuchnÄ…cÄ… kawÄ… macchiato serwowanÄ… za 50 centów przez zdezelowany automat stojÄ…cy w rogu poczekalni. Kubek najpierw obróciÅ‚ siÄ™ dwukrotnie w powietrzu zanim spadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™ do góry dnem. Resztki kawy rozprysÅ‚y siÄ™ wokół znaczÄ…c brÄ…zowymi kropkami Å›wieżo uprane, biaÅ‚e spodnie Johna Malonney’a. Oczy stojÄ…cego po przeciwnej stronie poczekalni listonosza Marka Wellsa otwieraÅ‚y siÄ™ coraz bardziej i bardziej, podczas gdy okaleczone ciaÅ‚o intruza osuwaÅ‚o siÄ™ na posadzkÄ™. Nicky, która jeszcze przed chwilÄ… tyÅ‚em do drzwi ukÅ‚adaÅ‚a dokumenty na półce okrÄ™ciÅ‚a siÄ™ wokół swojej osi, by widzÄ…c wystajÄ…cy z kikuta lewej nogi fragment koÅ›ci piszczelowej z przerażeniem unieść obie dÅ‚onie do ust i zastygnąć w bezruchu. Ani ona, ani nikt inny nie wydaÅ‚ z siebie najmniejszego dźwiÄ™ku. SÅ‚ychać byÅ‚o tylko spadajÄ…ce odÅ‚amki rozbitej szyby. Margaret rejestrowaÅ‚a te wydarzenia z dokÅ‚adnoÅ›ciÄ… kamery wysokiej rozdzielczoÅ›ci. Å»aden, nawet najdrobniejszy szczegół nie umykaÅ‚ jej uwadze. WÅ‚Ä…cznie z tym, że zaciÅ›niÄ™ta kurczowo prawa dÅ‚oÅ„ przybysza uzbrojona byÅ‚a w spoczywajÄ…cy na Å›rodkowym palcu zÅ‚oty sygnet z krwistoczerwonym koralem wielkoÅ›ci kostki do gry.

Gdy wszystkie odłamki szkła opadły, zapadła cisza, a przybysz znieruchomiał na brzuchu w nienaturalnie wykręconej pozycji. Wtedy rozległ się krzyk Nicky: - Harry! Haaarry! Chodź tu natychmiast!
Dopadła drzwi, szarpnęła za klamkę i rzuciła jeszcze raz
- Chodź! Szybko!
Neil, którego zdążyÅ‚ już zaniepokoić brzÄ™k tÅ‚uczonego szkÅ‚a poÅ›piesznie wybiegÅ‚ z gabinetu. WzdrygnÄ…Å‚ siÄ™ mimo iż byÅ‚ przyzwyczajony do widoku krwi. Nieznajomy leżaÅ‚ na podÅ‚odze, a z rozerwanej tÄ™tnicy podkolanowej raz za razem tryskaÅ‚a posoka tworzÄ…c wokół rozrastajÄ…cÄ… siÄ™ czerwonÄ… kaÅ‚użę. Harry gapiÅ‚ siÄ™ na ten obraz jak zamurowany. Wreszcie fontanna zaczęła sÅ‚abnąć. PociekÅ‚a jeszcze jedna, sÅ‚abnÄ…ca struga i strumieÅ„ zamarÅ‚. W tym momencie Harry odzyskaÅ‚ zdolność dziaÅ‚ania. „Tampony!” RyknÄ…Å‚ do Nicky i rzuciÅ‚ siÄ™ ku rannemu. OdwróciÅ‚ go na plecy ale zanim zdążyÅ‚ zrobić cokolwiek znieruchomiaÅ‚ ponownie. Lewa rÄ™ka przybysza do tej chwili przytrzymujÄ…ca poÅ‚Ä™ pÅ‚aszcza opadÅ‚a na podÅ‚ogÄ™ odsÅ‚aniajÄ…c rozpruty ukoÅ›nym ciÄ™ciem brzuch. Z rany wylaÅ‚a siÄ™ miazga wnÄ™trznoÅ›ci. Organy wewnÄ™trzne byÅ‚y poćwiartowane, jakby sprawca nie ograniczyÅ‚ siÄ™ do zadania jednego, rozcinajÄ…cego ciÄ™cia, ale siekaÅ‚ je dalej kolejnymi ciosami. Unurzane w brunatno czerwonej brei jasne, poszatkowane fragmenty jelita cienkiego bez poÅ›piechu spÅ‚ywaÅ‚y na przybrudzonÄ… podÅ‚ogÄ™ poczekalni. „Kto, do cholery ciÄ™ tak urzÄ…dziÅ‚?!” pomyÅ›laÅ‚ Harry nie mogÄ…c uwierzyć w to co widzi, gdy nagle wnÄ™trze rozpÅ‚atanego brzucha z lekka nadęło siÄ™, wypuczyÅ‚o narastajÄ…cym bÄ…blem, który wreszcie z charakterystycznym odgÅ‚osem „puff!” pÄ™kÅ‚ rozpryskujÄ…c siÄ™ na wszystkie strony. W poczekalni panowaÅ‚a Å›miertelna cisza. Wszyscy Å›wiadkowie stali lub siedzieli na swoich miejscach. Nikt nie Å›miaÅ‚ nawet drgnąć. Tylko Margaret rozszerzonymi oczami wodziÅ‚a wokół wciąż odnotowujÄ…c wszystkie szczegóły. Nie umknÄ…Å‚ jej jeszcze jeden – gdy lewa rÄ™ka odsÅ‚oniÅ‚a skrytÄ… zawartość pÅ‚aszcza, wówczas palce prawej dÅ‚oni zwolniÅ‚y uÅ›cisk, a spoczywajÄ…ca w niej kartka wysunęła siÄ™ odsÅ‚aniajÄ…c niezdarnie, jakby dzieciÄ™cÄ… rÄ™kÄ… nagryzmolone sÅ‚owa „Witamy w Motha!”

Autor: Tomek Nitka

Komentarze

Brak dodanych komentarzy. Mo¿e czas dodaæ swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj siê, aby móc dodaæ komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani u¿ytkownicy mog± oceniaæ zawarto¶æ strony

Zaloguj siê lub zarejestruj, ¿eby móc zag³osowaæ.

Brak ocen. Mo¿e czas dodaæ swoj±?
Wygenerowano w sekund: 0.01
1,977,534 Unikalnych wizyt