Nawigacja
· Home
· O sobie
· O stronie
· Artyku?y
· Kursy freedivingu
· Terminy kursów
· Szkolenia indywidualne
· S?owniczek
· Media
· Roorka
· Rekordy
· Linki
· Szukaj
· FAQ
· KONTAKT
· Polityka Cookies
· Opowiadania
· RODO
· O sobie
· O stronie
· Artyku?y
· Kursy freedivingu
· Terminy kursów
· Szkolenia indywidualne
· S?owniczek
· Media
· Roorka
· Rekordy
· Linki
· Szukaj
· FAQ
· KONTAKT
· Polityka Cookies
· Opowiadania
· RODO
Losowa Fotka
Aktualnie online
Krwawe Motha 1. Kyle
Kyle
Kyle ostro?nie zbli?a? si? do k?py krzewów na szczycie wzniesienia. Stara? si? porusza? bezszelestnie. Mimo to wyschni?ta, spalona s?o?cem trawa cicho chrz??ci?a pod jego stopami. Gdy dotar? do celu ujrza? pod sob? rozleg?? perspektyw? miasteczka. By?o po?udnie. ?ar lej?cy si? z nieba obezw?adnia?. Powietrze lepi?o si? od wilgoci, by?o namacalnie ci??kie. Ka?dy ruch stawa? si? zb?dny. Nawet my?li grz?z?y w pustce, zanim uda?o si? im przybra? jak?? sensown? posta?. Sk?pane w s?o?cu uliczki zamar?y w niemym oczekiwaniu na odrobin? cienia, lecz nad g?owami brakowa?o nadziei na cho?by jedn? chmur?. W Motha by?o pusto, wr?cz bezludnie. Kto móg? ukrywa? si? w g??bokich podcieniach centralnego placu s?cz?c tequil? z lodem w jednym z dwóch podupadaj?cych barów lub w ogóle nie wychodzi? z domu. W taki dzie? nale?a?o tylko trwa?, czeka? a? za kilka godzin nadejdzie wreszcie nieco ch?odniejszy wieczór.
W t? panuj?c? wokó? martw? cisz? nagle wdar? si? ostry d?wi?k dzwonu. Uderzenia zrazu s?absze narasta?y powoli, by po chwili osi?gn?? apogeum, docieraj?c do uszu wszystkich bez wyj?tku mieszka?ców, swym zgrzytem ?widruj?c uszy i burz?c upalny, m?cz?cy spokój.
S?ysz?c dzwon Kyle ukl?k?, a nast?pnie po?o?y? na trawie trzyman? w r?ku pod?u?n? walizk?. Po chwili namys?u otworzy? j? i precyzyjnymi, nawyk?ymi do tej czynno?ci ruchami zacz?? sk?ada? w ca?o?? znajduj?ce si? w ?rodku czarne elementy. Po kilku chwilach przybra?y one posta? karabinu snajperskiego Remington M24 SWS. Gdy sko?czy? prze?adowa? zamek i spojrza? przez przymocowan? do lufy lunet?.
Dojrza? wówczas ruch, jaki wreszcie zaistnia? na opustosza?ych uliczkach. Z jedynego w miasteczku ko?cio?a rozpoczyna?a sw? w?drówk? niewielka procesja. Id?cy na czele ksi?dz przemieszcza? si? z wyra?nym wysi?kiem. Gdy tylko opu?ci? ch?odne wn?trze ?wi?tyni z czo?a zacz??y mu sp?ywa? kropelki potu zraszaj?c s?onymi strumyczkami jego nalan? i zm?czon? twarz. Pod pal?cymi promieniami s?o?ca duchowny przeklina? w my?lach Johna Waltera Muggiego, któremu zachcia?o si? zdechn?? w?a?nie teraz, gdy temperatury si?gaj? ponad 40 stopni, a pozbawione wiatru powietrze stoi nieruchomo tak, ?e mo?na kroi? je no?em. Rak toczy? go o dawna, jak wcze?niej jego ojca i dziada, wi?c na mi?o?? bosk?, móg? przecie? wyzion?? ducha miesi?c wcze?niej, gdy temperatury by?y jeszcze zno?ne! Jednak najgorsza by?a stuprocentowa wilgotno??, która sprawia?a, ?e przepocona sutanna oblepia?a mokrym kompresem obfite cia?o wielebnego Christo Mallone. Wypite przed zaledwie pó? godzin? dwie szklaneczki whisky z lodem dope?nia?y dzie?a. Pot wyciska? si? z ka?dej pory na skórze ksi?dza, który id?c niepewnym krokiem z trudem utrzymywa? w?a?ciwy kierunek.
Za wielebnym pod??a?a niewielka grupka ?a?obników. Wdowa, dobrze utrzymana czterdziestopi?ciolatka z wydatnym biustem skrywa?a sw? twarz za obowi?zkow? czarn? woalk?. Kr???ce w jej g?owie my?li by?y jednak dalekie od podnios?ego nastroju uroczysto?ci pogrzebowej. Skupia?y si? tylko na jednym, na czarnoskórym Albercie Wayle’u, z którym wreszcie b?dzie mog?a pieprzy? si? bez ryzyka, ?e który? z ?yczliwych s?siadów doniesie ma??onkowi lub on sam z?apie j? na gor?cym uczynku i wydziedziczy. John Walter nie dorobi? si? w swoim niezbyt d?ugim ?yciu niczego, poza rozklekotanym Fordem F-150 rocznik 1987 i czterema tuzinami ?wi?, ale od urodzenia do ?mierci by? niewiarygodnym skner? odk?adaj?cym ka?dy zarobiony grosz. Maria Theresa by?a ?wi?cie przekonana, ?e na prywatnym koncie, do którego ma??onek nigdy nie da? jej upowa?nienia, spoczywaj? grube tysi?ce dolarów. Mia?a racj?, ale wola?aby chyba nigdy nie doczeka? rozczarowania, jakie mia?o j? spotka? przy otwarciu ostatniej woli Johna Waltera odczytanej przez mecenasa Marka Doherty w cztery miesi?ce po pogrzebie. John podzieli? w niej ca?? zawarto?? konta po równo mi?dzy sierociniec prowadzony przez Matki Mi?osierdzia w s?siedniej Minst Village i, o zgrozo, jak?? nikomu nieznan? w miasteczku wyw?ok? Minny Sue z Nathan City, jedynego wi?kszego miasta w okolicy. Minny by?a kurw? w jednym z tamtejszych burdeli, a John Walter odwiedza? j? regularnie, cho? rzadko, bo tylko raz na kwarta? przy okazji targów ?wi?, które odbywa?y si? w Nathan City w?a?nie w takich interwa?ach. John Walter hodowa? ?winie niemal?e od urodzenia, bo hodowa? je równie? jego dziad i ojciec, któremu zacz?? pomaga? ju? jako ma?y ch?opiec i od którego przej?? skromny interes, po jego przedwczesnej, jak to u Muggiore’ów ?mierci. Przez ca?e ?ycie cuchn?? te? woni? ?wi? i by? to jeden z powodów, dla których Maria Teresa unika?a go w ?ó?ku, jak tylko mog?a. Minny stanowi?a wi?c alternatyw? dla niech?tnej mu biu?ciastej ma??onki, a zarazem jedyn? ekstrawagancj? w ?yciu, na jak? John Walter sobie pozwala?. By?a drobn? dziewczyn? o ?agodnym usposobieniu, która w ci?gu czterech lat, a tyle czasu trwa?a ich znajomo??, polubi?a go mimo nieodmiennie towarzysz?cej mu woni. Dla duchowo i ciele?nie opuszczonego przez ?on?, a jednocze?nie bezdzietnego i pozbawionego rodze?stwa Johna Waltera sta?a si? jedyn? blisk? osob?. Kontakty z ni? potrafi? utrzyma? w dyskrecji tak wielkiej, ?e Maria Theresa nigdy nie dowiedzia?a si? o jej istnieniu i mi?dzy innymi dlatego z czasem dosz?a do wniosku, ?e jej ma??onek musia? sta? si? impotentem. Pozosta?a w tej nie?wiadomo?ci a? do chwili odczytania testamentu. To jednak mia?o nast?pi? dopiero po wielu obfitych w wydarzenia tygodniach
Tymczasem kondukt oddali? si? o dobre sto jardów od ko?cio?a i zacz?? wkracza? na rozpalony, centralny plac miasteczka. W tych warunkach przebyta odleg?o?? ju? by?a na granicy mo?liwo?ci wielebnego, a do pokonania pozostawa?o przecie? jeszcze ponad 500 jardów dziel?cych plac od cmentarza. Christo przystan?? i zachwia? si? lekko. Si?gn?? r?k? po chusteczk?, by wytrze? pot z czo?a. Ta jednak by?a równie wilgotna jak sutanna. Ksi?dz westchn??, zmi?? chusteczk? i wciskaj?c j? do wewn?trznej kieszeni z niech?ci? postawi? kolejny krok.
Wtedy pad? strza?. Odleg?o?? z jakiej go oddano i u?yty t?umik sprawi?y, ?e na rynku nie s?ycha? by?o ?adnego odg?osu i zrazu nikt nie zorientowa? si?, ?e sta?o si? co? z?ego. Ksi?dz zachwia? si? jak przed chwil?, gdy zatrzymywa? si? by podj?? nieudan? prób? osuszenia mokrej od potu twarzy. Potem jak w zwolnionym tempie zacz?? osuwa? si? na bruk, by wreszcie przy?pieszy? i zwali? si? na? ca?ym ci??arem, czemu towarzyszy? brz?k t?uk?cej si?, ukrytej pod sutann? piersiówki.
Ca?e zdarzenie wydawa?o si? tak nierealne, ?e w pierwszej chwili tylko id?cy tu? za ksi?dzem Albert Wayle po?pieszy? mu z pomoc?. Maria Theresa by?a zaj?ta swoimi my?lami i otrze?wi? j? dopiero widok kochanka pochylaj?cego si? nad ukrytym w bia?ych szatach cielskiem wielebnego. Zas?ab?, pomy?la?a. Nic dziwnego tym upale. Byle tylko szybko doszed? do siebie. Szkoda czasu na przed?u?anie spraw z tym ?winiojebc?. I tak przeci?gn?? swoje zdychanie ponad miar?, zamiast wykitowa? ju? dawno temu. A przecie? niecierpliwy, czarny kutas Alberta ju? czeka?, a? sko?czy si? ca?y ten cyrk pogrzebu. Jednak wtedy wydarzenia potoczy?y si? w zupe?nie innym kierunku, ni? tego oczekiwa?a, a tempo, z jakim nast?powa?y wcale nie pasowa?o do leniwej atmosfery miasteczka.
Pod cia?em wielebnego pojawi?a si? powi?kszaj?ca si? z zawrotn? pr?dko?ci? ka?u?a ciemnej krwi. Zdumiony i przera?ony tym widokiem Albert uniós? nic nie rozumiej?ce oczy na Mari? Theres?. Wtedy pad? drugi strza?, który g?ow? Alberta roz?upa? na kawa?ki niczym pomara?cz?. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwil? znajdowa?a si? jego szyja zosta? nierównomierny, poszarpany otwór. Z rozerwanej t?tnicy szyjnej trysn??a struga ?wie?ej, czerwonej krwi trafiaj?c wprost na woalk? Marii Theresy. Serce Alberta wci?? jeszcze bi?o i krew, która sikn??a z drug? i zarazem ostatni? ju? fal? pulsu przyklei?a woalk? do twarzy wdowy pokrywaj?c j? ciep?? i lepk? mazi? krwi. Nad placem rozdar? si? jej histeryczny wrzask. Nieliczni klienci dwóch pobliskich barów z niech?ci? oderwali si? od swojej tequili i odwrócili twarze w jej kierunku. Tymczasem nast?pny strza? oddany kolejnym, wykonanym z 24 karatowego z?ota, r?ni?tym w krzy? pociskiem kontynuowa? dzie?o zniszczenia. Na ziemi le?a? ju? trzeci z ?a?obników - Matt, stryjeczny brat Marii Theresy. Z jego cia?a na wysoko?ci serca zion?? otwór wielko?ci talerza. Jednak siostra nie mog?a tego widzie?, bo si?a pocisku odrzuci?a cia?o Matta o dobre pi?? jardów od niej. Zreszt? przez zakrwawion?, przyklejon? do oczu woalk?, której nie zdo?a?a jeszcze zerwa? z twarzy i tak nie by?a w stanie niczego dostrzec.
Pozostali uczestnicy pogrzebu w dalszym ci?gu nie rozumieli, co w?a?ciwie sta?o si? przed chwil?. Jednak widok trzech poszarpanych, brocz?cych krwi? cia? le??cych u ich stóp obudzi? w nich instynkt samozachowawczy. W panice rzucili si? do ucieczki w kierunku pobliskich zabudowa?. Ci?ni?ta bez?adnie trumna ze szcz?tkami Johna Waltera run??a na bruk uchylaj?c wieko, zza którego wyjrza?a nabrzmia?a, sino szara twarz. Nieboszczyk u?miecha? si? w niemym grymasie jakby doznaj?c po?miertnej satysfakcji na widok tego, co spotka?o czarnoskórego kochanka jego ?ony. Poza czterema trupami na placu pozosta?a jedynie zanosz?c? si? szlochem Maria Theresa. Wtedy g?os nagle uwi?z? jej w gardle i zapanowa?a grobowa, ?widruj?ca uszy cisza. Kobieta bezsilnie upad?a na bruk rozrywaj?c czarne, koronkowe po?czochy i rani?c do krwi oba kolana, ale nawet nie poczu?a bólu. Mija?y minuty, a ona kl?cza?a trzymaj?c si? obiema d?o?mi za serce. Jej cia?em wstrz?sa?y spazmy, ale wci?? nie by?a w stanie wydoby? z siebie g?osu.
Kyle junior obserwowa? j? przez lunet? z zainteresowaniem uczonego ?ledz?cego rozwój dro?d?y w szalce labolatoryjnej. Przesuwa? palec wskazuj?cy po spu?cie jakby rozwa?aj?c czy doko?czy? dzie?a. Jednak w rzeczywisto?ci jego my?li kr??y?y ju? daleko od miejsca, w którym przed chwil? jego Remington M24 SWS poczyni? spustoszenie, jakiego Motha nie widzia?o od czasu swojego powstania. Obrazy przesuwa?y si? jeden po drugim. Pochylony nad Kyle’m ojciec z uniesion? r?k?, która nieodmiennie trzyma?a gruby, potrójnie pleciony rzemie?. Krzyk matki skaml?cej o lito?? dla dzieciaka i w chwil? pó?niej czerwona, nieregularna pr?ga przecinaj?ca jej przedwcze?nie postarza?? twarz. Piek?cy ból po smagni?ciach na plecach, udach i ca?ym ciele Kyle’a. Poprzewracane, opró?nione butelki po whisky, po któr? ojciec regularnie wysy?a? go do pobliskiego sklepiku. Czerwone, nabrzmia?e oczy Kyle’a McCormick’a seniora i dusz?cy odór przetrawionego alkoholu bij?cy od jego bezw?adnego cia?a, gdy po ataku agresji zapada? w niespokojny, urywany sen.
Jednak mimo, i? my?li Kyle’a juniora by?y odleg?e od tu i teraz, to jaka? cz??? jego pod?wiadomo?ci nieustannie monitorowa?a przebieg wydarze? w miasteczku. Lata sp?dzone w oddzia?ach specjalnych robi?y swoje. Umys? Kyle’a nigdy nie pozwala? sobie na wy??czenie kontroli nad otaczaj?c? go rzeczywisto?ci?. Nawet gdy spa? jego instynkt nieustannie czuwa? gotów zerwa? go ze snu, by w wy?wiczonym tysi?cami powtórze? odruchu powali? i unieszkodliwi? skradaj?cego si? do niego wroga. Dopiero w u?amek sekundy pó?niej Kyle budzi? si?, by skonstatowa? czy cia?o przygniecione do pod?ogi to rzeczywisty wróg, czy jego aktualna dziewczyna lub bogu ducha winny boy hotelowy. Równie? i tym razem, mimo natarczywie powracaj?cych obrazów z dzieci?stwa nie usz?o jego uwagi, ?e 400 jardów od rynku, na g?ównej ulicy miasteczka, z biura szeryfa wytoczyli si? dwaj zm?czeni upa?em funkcjonariusze. Zirytowani tym, ?e kto? zmusza ich do opuszczenia ch?odnego wn?trza komisariatu i wyj?cia na rozpalony s?o?cem betonowy plac skierowali si? do radiowozu. Staraj?c si? zachowa? pozory po?piechu wgramolili si? do niego i zapominaj?c o w??czeniu sygna?u, ale pami?taj?c o klimatyzacji z wolna ruszyli w kierunku miejsca jatki.
A wi?c kto? wreszcie wezwa? policj?. Pora si? zbiera?, pomy?la? Kyle. Lekko pochylony powoli i ostro?nie wycofa? si? do czekaj?cego u podnó?a wzniesienia Chevroleta Camaro rocznik 1968. By?a to druga obok M24 SWS i ostatnia ju? nami?tno?? Kyle’a. Zatrzyma? si? i przez chwil? z satysfakcj? kontemplowa? agresywne kszta?ty dwumiejscowego coupe. Sze?? i pó? litra pojemno?ci i trzysta pi??dziesi?t koni mechanicznych by?o tym, co oprócz Remingtona nadawa?o jego ?yciu sens. Nasyciwszy si? doskonale znanym mu widokiem zacz?? rozmontowywa? karabin i po kolei, z namaszczeniem u?o?y? wszystkie elementy w walizce. Otworzy? baga?nik, wyj?? le??cy na jego dnie gumowy dywanik, a nast?pnie si?gn?? r?k? w g??b i uniós? niewidoczn? pokryw?, pod któr? ukaza?a si? osobi?cie zaprojektowana i wykonana przez Kyle’a skrytka. W?o?y? idealnie pasuj?c? do? walizk? i opu?ci? pokryw?. Z powrotem w?o?y? na swoje miejsce dywanik, przesun?? na? znajduj?ce si? w baga?niku pakunki. Teraz nikt nie by?by w stanie domy?li? si?, ?e skrywa on w sobie co? wi?cej ni? u?o?one w idealnym porz?dku torby na narz?dzia i dwie walizki podró?ne. Zamkn?? klap?, otworzy? drzwi i wygodnie umo?ci? si? na siedzeniu. Powoli w?o?y? kluczyk do stacyjki, przekr?ci? go, w??czy? radio i chwil? szuka? ulubionej stacji nieustannie nadaj?cej muzyk? country. S?ucha? dobre kilka minut lekko wystukuj?c praw? nog? rytm „Ring of fire” w?a?nie ?piewanego przez Johnny’ego Cash’a. Upa? zdawa? si? nie robi? na nim ?adnego wra?enia. Nie w??czy? klimatyzacji, ani nawet nie otworzy? okien. Wreszcie uruchomi? zap?on i zacz?? stacza? si? ze wzniesienia na po?udniowy zachód zostawiaj?c za sob? rozedrgane, brutalnie wyrwane z letargu Motha.
Autor: Tomek Nitka
Opowiadanie pierwotnie (wrzesie? 2016) zamie?ci?em pod loginem Donald Kikoder na portalu http://www.portal-pisarski.pl. W stosunku do tamtej wersji, obecna zawiera niewielkie zmiany.
Kyle ostro?nie zbli?a? si? do k?py krzewów na szczycie wzniesienia. Stara? si? porusza? bezszelestnie. Mimo to wyschni?ta, spalona s?o?cem trawa cicho chrz??ci?a pod jego stopami. Gdy dotar? do celu ujrza? pod sob? rozleg?? perspektyw? miasteczka. By?o po?udnie. ?ar lej?cy si? z nieba obezw?adnia?. Powietrze lepi?o si? od wilgoci, by?o namacalnie ci??kie. Ka?dy ruch stawa? si? zb?dny. Nawet my?li grz?z?y w pustce, zanim uda?o si? im przybra? jak?? sensown? posta?. Sk?pane w s?o?cu uliczki zamar?y w niemym oczekiwaniu na odrobin? cienia, lecz nad g?owami brakowa?o nadziei na cho?by jedn? chmur?. W Motha by?o pusto, wr?cz bezludnie. Kto móg? ukrywa? si? w g??bokich podcieniach centralnego placu s?cz?c tequil? z lodem w jednym z dwóch podupadaj?cych barów lub w ogóle nie wychodzi? z domu. W taki dzie? nale?a?o tylko trwa?, czeka? a? za kilka godzin nadejdzie wreszcie nieco ch?odniejszy wieczór.
W t? panuj?c? wokó? martw? cisz? nagle wdar? si? ostry d?wi?k dzwonu. Uderzenia zrazu s?absze narasta?y powoli, by po chwili osi?gn?? apogeum, docieraj?c do uszu wszystkich bez wyj?tku mieszka?ców, swym zgrzytem ?widruj?c uszy i burz?c upalny, m?cz?cy spokój.
S?ysz?c dzwon Kyle ukl?k?, a nast?pnie po?o?y? na trawie trzyman? w r?ku pod?u?n? walizk?. Po chwili namys?u otworzy? j? i precyzyjnymi, nawyk?ymi do tej czynno?ci ruchami zacz?? sk?ada? w ca?o?? znajduj?ce si? w ?rodku czarne elementy. Po kilku chwilach przybra?y one posta? karabinu snajperskiego Remington M24 SWS. Gdy sko?czy? prze?adowa? zamek i spojrza? przez przymocowan? do lufy lunet?.
Dojrza? wówczas ruch, jaki wreszcie zaistnia? na opustosza?ych uliczkach. Z jedynego w miasteczku ko?cio?a rozpoczyna?a sw? w?drówk? niewielka procesja. Id?cy na czele ksi?dz przemieszcza? si? z wyra?nym wysi?kiem. Gdy tylko opu?ci? ch?odne wn?trze ?wi?tyni z czo?a zacz??y mu sp?ywa? kropelki potu zraszaj?c s?onymi strumyczkami jego nalan? i zm?czon? twarz. Pod pal?cymi promieniami s?o?ca duchowny przeklina? w my?lach Johna Waltera Muggiego, któremu zachcia?o si? zdechn?? w?a?nie teraz, gdy temperatury si?gaj? ponad 40 stopni, a pozbawione wiatru powietrze stoi nieruchomo tak, ?e mo?na kroi? je no?em. Rak toczy? go o dawna, jak wcze?niej jego ojca i dziada, wi?c na mi?o?? bosk?, móg? przecie? wyzion?? ducha miesi?c wcze?niej, gdy temperatury by?y jeszcze zno?ne! Jednak najgorsza by?a stuprocentowa wilgotno??, która sprawia?a, ?e przepocona sutanna oblepia?a mokrym kompresem obfite cia?o wielebnego Christo Mallone. Wypite przed zaledwie pó? godzin? dwie szklaneczki whisky z lodem dope?nia?y dzie?a. Pot wyciska? si? z ka?dej pory na skórze ksi?dza, który id?c niepewnym krokiem z trudem utrzymywa? w?a?ciwy kierunek.
Za wielebnym pod??a?a niewielka grupka ?a?obników. Wdowa, dobrze utrzymana czterdziestopi?ciolatka z wydatnym biustem skrywa?a sw? twarz za obowi?zkow? czarn? woalk?. Kr???ce w jej g?owie my?li by?y jednak dalekie od podnios?ego nastroju uroczysto?ci pogrzebowej. Skupia?y si? tylko na jednym, na czarnoskórym Albercie Wayle’u, z którym wreszcie b?dzie mog?a pieprzy? si? bez ryzyka, ?e który? z ?yczliwych s?siadów doniesie ma??onkowi lub on sam z?apie j? na gor?cym uczynku i wydziedziczy. John Walter nie dorobi? si? w swoim niezbyt d?ugim ?yciu niczego, poza rozklekotanym Fordem F-150 rocznik 1987 i czterema tuzinami ?wi?, ale od urodzenia do ?mierci by? niewiarygodnym skner? odk?adaj?cym ka?dy zarobiony grosz. Maria Theresa by?a ?wi?cie przekonana, ?e na prywatnym koncie, do którego ma??onek nigdy nie da? jej upowa?nienia, spoczywaj? grube tysi?ce dolarów. Mia?a racj?, ale wola?aby chyba nigdy nie doczeka? rozczarowania, jakie mia?o j? spotka? przy otwarciu ostatniej woli Johna Waltera odczytanej przez mecenasa Marka Doherty w cztery miesi?ce po pogrzebie. John podzieli? w niej ca?? zawarto?? konta po równo mi?dzy sierociniec prowadzony przez Matki Mi?osierdzia w s?siedniej Minst Village i, o zgrozo, jak?? nikomu nieznan? w miasteczku wyw?ok? Minny Sue z Nathan City, jedynego wi?kszego miasta w okolicy. Minny by?a kurw? w jednym z tamtejszych burdeli, a John Walter odwiedza? j? regularnie, cho? rzadko, bo tylko raz na kwarta? przy okazji targów ?wi?, które odbywa?y si? w Nathan City w?a?nie w takich interwa?ach. John Walter hodowa? ?winie niemal?e od urodzenia, bo hodowa? je równie? jego dziad i ojciec, któremu zacz?? pomaga? ju? jako ma?y ch?opiec i od którego przej?? skromny interes, po jego przedwczesnej, jak to u Muggiore’ów ?mierci. Przez ca?e ?ycie cuchn?? te? woni? ?wi? i by? to jeden z powodów, dla których Maria Teresa unika?a go w ?ó?ku, jak tylko mog?a. Minny stanowi?a wi?c alternatyw? dla niech?tnej mu biu?ciastej ma??onki, a zarazem jedyn? ekstrawagancj? w ?yciu, na jak? John Walter sobie pozwala?. By?a drobn? dziewczyn? o ?agodnym usposobieniu, która w ci?gu czterech lat, a tyle czasu trwa?a ich znajomo??, polubi?a go mimo nieodmiennie towarzysz?cej mu woni. Dla duchowo i ciele?nie opuszczonego przez ?on?, a jednocze?nie bezdzietnego i pozbawionego rodze?stwa Johna Waltera sta?a si? jedyn? blisk? osob?. Kontakty z ni? potrafi? utrzyma? w dyskrecji tak wielkiej, ?e Maria Theresa nigdy nie dowiedzia?a si? o jej istnieniu i mi?dzy innymi dlatego z czasem dosz?a do wniosku, ?e jej ma??onek musia? sta? si? impotentem. Pozosta?a w tej nie?wiadomo?ci a? do chwili odczytania testamentu. To jednak mia?o nast?pi? dopiero po wielu obfitych w wydarzenia tygodniach
Tymczasem kondukt oddali? si? o dobre sto jardów od ko?cio?a i zacz?? wkracza? na rozpalony, centralny plac miasteczka. W tych warunkach przebyta odleg?o?? ju? by?a na granicy mo?liwo?ci wielebnego, a do pokonania pozostawa?o przecie? jeszcze ponad 500 jardów dziel?cych plac od cmentarza. Christo przystan?? i zachwia? si? lekko. Si?gn?? r?k? po chusteczk?, by wytrze? pot z czo?a. Ta jednak by?a równie wilgotna jak sutanna. Ksi?dz westchn??, zmi?? chusteczk? i wciskaj?c j? do wewn?trznej kieszeni z niech?ci? postawi? kolejny krok.
Wtedy pad? strza?. Odleg?o?? z jakiej go oddano i u?yty t?umik sprawi?y, ?e na rynku nie s?ycha? by?o ?adnego odg?osu i zrazu nikt nie zorientowa? si?, ?e sta?o si? co? z?ego. Ksi?dz zachwia? si? jak przed chwil?, gdy zatrzymywa? si? by podj?? nieudan? prób? osuszenia mokrej od potu twarzy. Potem jak w zwolnionym tempie zacz?? osuwa? si? na bruk, by wreszcie przy?pieszy? i zwali? si? na? ca?ym ci??arem, czemu towarzyszy? brz?k t?uk?cej si?, ukrytej pod sutann? piersiówki.
Ca?e zdarzenie wydawa?o si? tak nierealne, ?e w pierwszej chwili tylko id?cy tu? za ksi?dzem Albert Wayle po?pieszy? mu z pomoc?. Maria Theresa by?a zaj?ta swoimi my?lami i otrze?wi? j? dopiero widok kochanka pochylaj?cego si? nad ukrytym w bia?ych szatach cielskiem wielebnego. Zas?ab?, pomy?la?a. Nic dziwnego tym upale. Byle tylko szybko doszed? do siebie. Szkoda czasu na przed?u?anie spraw z tym ?winiojebc?. I tak przeci?gn?? swoje zdychanie ponad miar?, zamiast wykitowa? ju? dawno temu. A przecie? niecierpliwy, czarny kutas Alberta ju? czeka?, a? sko?czy si? ca?y ten cyrk pogrzebu. Jednak wtedy wydarzenia potoczy?y si? w zupe?nie innym kierunku, ni? tego oczekiwa?a, a tempo, z jakim nast?powa?y wcale nie pasowa?o do leniwej atmosfery miasteczka.
Pod cia?em wielebnego pojawi?a si? powi?kszaj?ca si? z zawrotn? pr?dko?ci? ka?u?a ciemnej krwi. Zdumiony i przera?ony tym widokiem Albert uniós? nic nie rozumiej?ce oczy na Mari? Theres?. Wtedy pad? drugi strza?, który g?ow? Alberta roz?upa? na kawa?ki niczym pomara?cz?. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwil? znajdowa?a si? jego szyja zosta? nierównomierny, poszarpany otwór. Z rozerwanej t?tnicy szyjnej trysn??a struga ?wie?ej, czerwonej krwi trafiaj?c wprost na woalk? Marii Theresy. Serce Alberta wci?? jeszcze bi?o i krew, która sikn??a z drug? i zarazem ostatni? ju? fal? pulsu przyklei?a woalk? do twarzy wdowy pokrywaj?c j? ciep?? i lepk? mazi? krwi. Nad placem rozdar? si? jej histeryczny wrzask. Nieliczni klienci dwóch pobliskich barów z niech?ci? oderwali si? od swojej tequili i odwrócili twarze w jej kierunku. Tymczasem nast?pny strza? oddany kolejnym, wykonanym z 24 karatowego z?ota, r?ni?tym w krzy? pociskiem kontynuowa? dzie?o zniszczenia. Na ziemi le?a? ju? trzeci z ?a?obników - Matt, stryjeczny brat Marii Theresy. Z jego cia?a na wysoko?ci serca zion?? otwór wielko?ci talerza. Jednak siostra nie mog?a tego widzie?, bo si?a pocisku odrzuci?a cia?o Matta o dobre pi?? jardów od niej. Zreszt? przez zakrwawion?, przyklejon? do oczu woalk?, której nie zdo?a?a jeszcze zerwa? z twarzy i tak nie by?a w stanie niczego dostrzec.
Pozostali uczestnicy pogrzebu w dalszym ci?gu nie rozumieli, co w?a?ciwie sta?o si? przed chwil?. Jednak widok trzech poszarpanych, brocz?cych krwi? cia? le??cych u ich stóp obudzi? w nich instynkt samozachowawczy. W panice rzucili si? do ucieczki w kierunku pobliskich zabudowa?. Ci?ni?ta bez?adnie trumna ze szcz?tkami Johna Waltera run??a na bruk uchylaj?c wieko, zza którego wyjrza?a nabrzmia?a, sino szara twarz. Nieboszczyk u?miecha? si? w niemym grymasie jakby doznaj?c po?miertnej satysfakcji na widok tego, co spotka?o czarnoskórego kochanka jego ?ony. Poza czterema trupami na placu pozosta?a jedynie zanosz?c? si? szlochem Maria Theresa. Wtedy g?os nagle uwi?z? jej w gardle i zapanowa?a grobowa, ?widruj?ca uszy cisza. Kobieta bezsilnie upad?a na bruk rozrywaj?c czarne, koronkowe po?czochy i rani?c do krwi oba kolana, ale nawet nie poczu?a bólu. Mija?y minuty, a ona kl?cza?a trzymaj?c si? obiema d?o?mi za serce. Jej cia?em wstrz?sa?y spazmy, ale wci?? nie by?a w stanie wydoby? z siebie g?osu.
Kyle junior obserwowa? j? przez lunet? z zainteresowaniem uczonego ?ledz?cego rozwój dro?d?y w szalce labolatoryjnej. Przesuwa? palec wskazuj?cy po spu?cie jakby rozwa?aj?c czy doko?czy? dzie?a. Jednak w rzeczywisto?ci jego my?li kr??y?y ju? daleko od miejsca, w którym przed chwil? jego Remington M24 SWS poczyni? spustoszenie, jakiego Motha nie widzia?o od czasu swojego powstania. Obrazy przesuwa?y si? jeden po drugim. Pochylony nad Kyle’m ojciec z uniesion? r?k?, która nieodmiennie trzyma?a gruby, potrójnie pleciony rzemie?. Krzyk matki skaml?cej o lito?? dla dzieciaka i w chwil? pó?niej czerwona, nieregularna pr?ga przecinaj?ca jej przedwcze?nie postarza?? twarz. Piek?cy ból po smagni?ciach na plecach, udach i ca?ym ciele Kyle’a. Poprzewracane, opró?nione butelki po whisky, po któr? ojciec regularnie wysy?a? go do pobliskiego sklepiku. Czerwone, nabrzmia?e oczy Kyle’a McCormick’a seniora i dusz?cy odór przetrawionego alkoholu bij?cy od jego bezw?adnego cia?a, gdy po ataku agresji zapada? w niespokojny, urywany sen.
Jednak mimo, i? my?li Kyle’a juniora by?y odleg?e od tu i teraz, to jaka? cz??? jego pod?wiadomo?ci nieustannie monitorowa?a przebieg wydarze? w miasteczku. Lata sp?dzone w oddzia?ach specjalnych robi?y swoje. Umys? Kyle’a nigdy nie pozwala? sobie na wy??czenie kontroli nad otaczaj?c? go rzeczywisto?ci?. Nawet gdy spa? jego instynkt nieustannie czuwa? gotów zerwa? go ze snu, by w wy?wiczonym tysi?cami powtórze? odruchu powali? i unieszkodliwi? skradaj?cego si? do niego wroga. Dopiero w u?amek sekundy pó?niej Kyle budzi? si?, by skonstatowa? czy cia?o przygniecione do pod?ogi to rzeczywisty wróg, czy jego aktualna dziewczyna lub bogu ducha winny boy hotelowy. Równie? i tym razem, mimo natarczywie powracaj?cych obrazów z dzieci?stwa nie usz?o jego uwagi, ?e 400 jardów od rynku, na g?ównej ulicy miasteczka, z biura szeryfa wytoczyli si? dwaj zm?czeni upa?em funkcjonariusze. Zirytowani tym, ?e kto? zmusza ich do opuszczenia ch?odnego wn?trza komisariatu i wyj?cia na rozpalony s?o?cem betonowy plac skierowali si? do radiowozu. Staraj?c si? zachowa? pozory po?piechu wgramolili si? do niego i zapominaj?c o w??czeniu sygna?u, ale pami?taj?c o klimatyzacji z wolna ruszyli w kierunku miejsca jatki.
A wi?c kto? wreszcie wezwa? policj?. Pora si? zbiera?, pomy?la? Kyle. Lekko pochylony powoli i ostro?nie wycofa? si? do czekaj?cego u podnó?a wzniesienia Chevroleta Camaro rocznik 1968. By?a to druga obok M24 SWS i ostatnia ju? nami?tno?? Kyle’a. Zatrzyma? si? i przez chwil? z satysfakcj? kontemplowa? agresywne kszta?ty dwumiejscowego coupe. Sze?? i pó? litra pojemno?ci i trzysta pi??dziesi?t koni mechanicznych by?o tym, co oprócz Remingtona nadawa?o jego ?yciu sens. Nasyciwszy si? doskonale znanym mu widokiem zacz?? rozmontowywa? karabin i po kolei, z namaszczeniem u?o?y? wszystkie elementy w walizce. Otworzy? baga?nik, wyj?? le??cy na jego dnie gumowy dywanik, a nast?pnie si?gn?? r?k? w g??b i uniós? niewidoczn? pokryw?, pod któr? ukaza?a si? osobi?cie zaprojektowana i wykonana przez Kyle’a skrytka. W?o?y? idealnie pasuj?c? do? walizk? i opu?ci? pokryw?. Z powrotem w?o?y? na swoje miejsce dywanik, przesun?? na? znajduj?ce si? w baga?niku pakunki. Teraz nikt nie by?by w stanie domy?li? si?, ?e skrywa on w sobie co? wi?cej ni? u?o?one w idealnym porz?dku torby na narz?dzia i dwie walizki podró?ne. Zamkn?? klap?, otworzy? drzwi i wygodnie umo?ci? si? na siedzeniu. Powoli w?o?y? kluczyk do stacyjki, przekr?ci? go, w??czy? radio i chwil? szuka? ulubionej stacji nieustannie nadaj?cej muzyk? country. S?ucha? dobre kilka minut lekko wystukuj?c praw? nog? rytm „Ring of fire” w?a?nie ?piewanego przez Johnny’ego Cash’a. Upa? zdawa? si? nie robi? na nim ?adnego wra?enia. Nie w??czy? klimatyzacji, ani nawet nie otworzy? okien. Wreszcie uruchomi? zap?on i zacz?? stacza? si? ze wzniesienia na po?udniowy zachód zostawiaj?c za sob? rozedrgane, brutalnie wyrwane z letargu Motha.
Autor: Tomek Nitka
Opowiadanie pierwotnie (wrzesie? 2016) zamie?ci?em pod loginem Donald Kikoder na portalu http://www.portal-pisarski.pl. W stosunku do tamtej wersji, obecna zawiera niewielkie zmiany.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?