Nawigacja

Facebook

Losowa Fotka

Aktualnie online

· Goci online: 1

· Uytkownikw online: 0

· cznie uytkownikw: 16
· Najnowszy uytkownik: maro

Bezpieczeństwo w nurkowaniach rekreacyjnych - wstydliwy temat.

My, freediverzy jesteśmy bardzo dumni z tego, że wiemy jak zabezpieczać się w czasie najgłębszych nawet nurkowań (no, może poza jazdą na windzie, która jednak sprawia nam trochę problemów asekuracyjnych). Pozornie jest to duma jak najbardziej uzasadniona. Poziom bezpieczeństwa uzyskiwany w czasie zawodów bezdechowych rzeczywiście jest bardzo wysoki, praktycznie 100 procentowy. W czasie ponad dziesięcioletniej historii imprez organizowanych pod auspicjami AIDA nie miał miejsce ani jeden poważny wypadek. Mimo że zawody te obfitowały w setki przypadków LMC i blackoutów nikomu nic złego się nie stało. To wszystko prawda, jest tylko jedno małe ale… ten poziom bezpieczeństwa można zapewnić tylko w czasie zawodów, a mówiąc ogólniej nurkowań przy linie. Tu mamy do dyspozycji opustówkę wraz ze smyczą, które nie pozwalają nurkowi zgubić się w odmętach, buddie’s bezdechowych asekurujących wynurzającego się zawodnika na kluczowych 10-20 metrach w strefie blackoutu i wreszcie systemy przeciwwagowe, które pozwalają na jego błyskawiczne wyciągnięcie gdyby, co mało prawdopodobne, ale jednak teoretycznie możliwe, zasłabł poniżej tej strefy.

A jak sprawy się mają, kiedy tego wszystkiego nie możemy zastosować, czyli w nurkowaniach rekreacyjnych? To temat wstydliwie zamiatany pod dywan, nieobecny na większości stron internetowych, w podręcznikach do freedivingu, a nawet na forach internetowych. Omijany, bo … właściwie nie bardzo wiemy jak asekurować się bez liny. Ogólne zasady mówią, że należy postępować zgodnie z protokołem one up – one down, czyli jeden nurkuje, a drugi obserwuje go uważnie z powierzchni, towarzyszy mu po wynurzeniu (nie zapominając o regule 30 sekund), a w razie gdyby nastąpił blackout pod wodą, nurkuje i wyciąga ofiarę. Teoretycznie wszystko gra, ale tak naprawdę ten schemat może poprawnie funkcjonować tylko przy zachowaniu dwóch warunków, które niestety w naszych mętnych jeziorach nie są spełnione nigdy, a w wodach przejrzystych też nie zawsze.

Przede wszystkim istotna jest dobra - kilkudziesięciometrowa przejrzystość wody. Tylko wtedy podwodny blackout ma szanse na to, że zostanie dostrzeżony przez asekuranta i, że w porę podejmie on odpowiednie działania. Tam gdzie przejrzystość nie przekracza kilku metrów, jeśli doszłoby do utraty przytomności pod wodą, to zanim w ogóle by to stwierdzono (a daje się to stwierdzić tylko w jeden sposób – po tym, że przez niepokojąco długi czas nurek się nie wynurzył), ofiara zostałaby odnaleziona i wydobyta na powierzchnię upłynęłoby tyle minut, że nie byłoby żadnych szans na jej uratowanie.

Jednak sama przejrzystość wody to nie wszystko. Drugim warunkiem jest by dno znajdowało się na niewielkiej (10-15 metrów) głębokości. Wyobraźmy bowiem sobie taki scenariusz: nurkowanie odbywa się w Morzu Czerwonym (superwidoczność) przy ścianie rafy opadającej w bezdenną przepaść. Nurek zachowuje się ostrożnie tj. nie zanurza się głębiej niż 15 metrów ale … dostrzega wyjątkowo interesującą ławicę ryb, podpływa do niej. Ławica fascynująco mieni się w słońcu, kręcąc się w koło i jednocześnie obniżając pułap. Wraz z nią opada nasz nurek. Po kilku chwilach jest już poniżej 20 metrów. Tymczasem minuty płyną nieubłaganie – kontrakcje, które pojawiły się już kilkanaście sekund wcześniej narastają. Nurek już prawie decyduje się na powrót, ale nietypowe zachowanie ławicy ponownie przykuwa jego uwagę. Kiedy wreszcie kontrolnie rzuca okiem na komputer, pokazuje on ponad 2 i pół minuty. Spanikowany tym niespodziewanie długim czasem pozostawania w bezdechu nurek z głębokości blisko 30 metrów rusza do góry. Niestety, narastająca hipoksja, odwodnienie i zmęczenie spowodowane długą sesją nurkowania (to już dwudzieste któreś zanurzenie tego dnia) robią swoje – po 3 minutach od startu, na głębokości 17 metrów traci przytomność.

Asekurujący go z powierzchni partner nie od razu orientuje się, co się stało. Rusza z pomocą dopiero po kilkunastu kolejnych, bezcennych sekundach. Zanim dotrze na 17 metrów ofiara, która na tej głębokości miała ujemną pływalność opadła już dobre 8 metrów niżej. Kiedy asekurant wreszcie dociera do nieprzytomnego kolegi komputer pokazuje prawie 30 metrów. To głębokość bliska jego życiówce. Jest spanikowany, przepona bije, uszy w których nie udało się wyrównać ciśnienia przeraźliwie bolą, nie może racjonalnie myśleć – zapomina o odpięciu pasów balastowych i z pełnym obciążeniem próbuje wyciągać partnera. Po kilkunastu sekundach nieefektywnej walki, w czasie której posunął się zaledwie o 3 metry do góry, czując narastające uczucie duszenia się, przerażony porzuca partnera i w kosmicznym tempie wystrzeliwuje ku powierzchni. Dociera tu z potężną sambą, ale na szczęście po kilkudziesięciu sekundach dochodzi do siebie. Tymczasem jego partner jest już w Wielkim Błękicie, poza czyimkolwiek zasięgiem i bez żadnych szans na ratunek. Mieliśmy zastosowany właściwy (?) protokół bezpieczeństwa, ale skończyło się tragedią. Niemożliwe? Możliwe.

/
Zdjęcie z podręcznika "Freedive!" Terry Maas & David Sipperly

Niestety nurkowanie rekreacyjne ze względu na brak możliwości zastosowania rozwiązań używanych w asekuracji nurkowań rekordowych jest mimo mniejszych głębokości bardziej niebezpieczne. Ryzyko podnosi dodatkowo fakt, że nurek zachowuje się inaczej niż przy linie. Tam mamy tylko zejście, nawrót i natychmiastowe wynurzenie. Praktycznie blackout może nastąpić tylko na ostatnich metrach w strefie SWB, gdzie nie tylko jest płytko (i zawsze w zasięgu ręki jest służący pomocą asekurant), ale nurek porusza się z impetem skierowanym ku powierzchni i ma dodatnią pływalność. W rekreacyjnych sprawy mają się inaczej – nurkujemy wprawdzie zdecydowanie płycej, ale pozostajemy tam dłużej, oglądamy rafę, rybki itp. co czasem, jak w przytoczonym opisie może nas tak zaabsorbować, że zapomnimy o bożym świecie. Jeśli wskutek tego pozostaniemy pod wodą zbyt długo i dojdzie do blackoutu, to niestety może on zastać nas nie tuż pod powierzchnią, gdzie partner powinien sobie poradzić z problemem, ale na głębokości, która w dodatku ze względu na ujemną pływalność z każdą sekundą będzie się powiększać. To, że takie sytuacje nie są tylko wymysłem gderliwych dziadków potwierdzają fakty (na szczęście jak na razie jeszcze nie z naszego, polskiego podwórka), jak choćby tragiczny wypadek syna Terry Maasa - gwiazdy amerykańskiego spearfishingu. W tym przypadku asekurujący partner, prawdopodobnie w skutek paniki, która mu się udzieliła, nie był w stanie wyciągnąć ofiary z zaledwie kilkunastu metrów. Warto zdawać sobie sprawę, że szczególnie narażeni na taki rozwój wydarzeń są łowcy podwodni. Zamiast wsłuchiwać się w swój organizm, kontrolować czas i głębokość koncentrują się na ustrzeleniu ryby. Czekają często zbyt długo, aż ta wypłynie spod kamienia, pod którym się ukryła, zajmie optymalną do oddania strzału pozycję itp. Dlatego wśród nich śmierć co roku zbiera wyjątkowo obfite żniwo i wśród ogółu osób nurkujących na zatrzymanym oddechu stanowią oni grupę najwyższego ryzyka.

Jak więc radzić sobie w sytuacji, kiedy dno jest głęboko i / lub widoczność nie przekracza kilku metrów i / lub jest się łowcą podwodnym, a w związku z tym asekuracja przez system one up – one down jest czysto iluzoryczna?

Kamizelka ratunkowa
Freediverzy zastanawiali się nad tym problemem od lat. W sumie już od dłuższego czasu najtrafniejszym rozwiązaniem wydawało się zastosowanie automatycznej kamizelki ratunkowej. Byłaby ona zaopatrzona w zbiorniczek ze sprężonym powietrzem, służącym w razie potrzeby do jej napełnienia, wyniesienia nurka na powierzchnię i utrzymania go na niej w pozycji twarzą ku górze. Zawór zbiorniczka otwierany byłby automatycznie w jednej z dwóch sytuacji: po przekroczeniu z góry zaprogramowanego maksymalnego czasu nurkowania (np. 2 minuty) lub maksymalnej dopuszczalnej głębokości (np. 20 metrów). Bardzo ważne jest by napełnienie odbywało się bez udziału woli nurka i w sposób całkowicie automatyczny, co stanowi główny problem konstrukcyjny (oraz źródło, za pewne wysokiej ceny gotowego produktu). Powstało kilka projektów tego typu kamizelek zarówno z mechanicznym jak i elektronicznym systemem kontroli głębokości i czasu nurkowania. Przy projektowaniu niektórych z nich brali udział znani freediverzy jak były współpracownik Pipina Rick Hernandez, czy ostatnio Terry Maas. Niestety jak do tej pory projekty te nie wyszły poza fazę prototypów. Ponadto istnieje obawa, że jeśli kiedyś pojawią się na rynku, to mogą być niechętnie kupowane zarówno z powodu ceny, która prawdopodobnie nie będzie niska jak i ze względu na to, że freediverzy mogą nie być entuzjastami zakładania na siebie czegokolwiek poza skafandrem.

Kamizelka (tu projektu firmy OCEANIC SAFETY SYSTEMS LLC) została zaprojektowana tak, by w wpozycji "spoczynkowej" była w miarę opływowa (patrz górny obrazek; dolny - kamizelka po napompowaniu), ale jednak będzie nieco krępować ruchy i generować dodatkowe opory hydrodynamiczne, co z pewnością nie wywoła zachwytu u przynajmniej części fanatyków „prawdziwego” free. Jednak mimo tych, może nieuzasadnionych, obaw kamizelka wydaje się być optymalnym rozwiązaniem zarówno dla nurka rekreacyjnego jak i dla łowców podwodnych. Jej nieocenioną zaletą jest to, że dawałaby realne zabezpieczenie również ludziom nurkującym solo.







Nurkowanie na smyczy

Póki co jednak kamizelek nie ma. A czy jest dla nich jakakolwiek alternatywa? Niestety, jak na razie nikt nie wymyślił niczego, co dawałoby podobny poziom bezpieczeństwa. Wydaje się, że w miarę rozsądną protezą systemu bezpieczeństwa mogłoby być nurkowanie rekreacyjne na … smyczy. Chodzi jednak o zupełnie inną smycz niż ta, której używamy w nurkowaniu przy linie opustowej. W tym wypadku jest to dużo dłuższy odcinek linki, rzędu 10-20 metrów (w zależności od tego, na jaką głębokość chcemy nurkować). Jeden koniec linki przymocowany jest do pływającej po powierzchni bojki, drugi na plecach nurka do pasa balastowego. Dzięki temu nurek może zanurzyć się tylko na długość linki, a więc nie opadnie na głębokość, z której nie będzie można go wyciągnąć. Będzie też z nim kontakt również w mętnej wodzie - jeśli nie wynurzy się w odpowiednim czasie, to pozostający na powierzchni partner po prostu ściągnie linkę i wydobędzie go. Istotne jest, żeby zamocowanie było właśnie do pasa balastowego, a nie w inny sposób (np. na stałe do nadgarstka). Dzięki temu w sytuacji gdyby linka zapętliła się na jakimś podwodnym obiekcie (czego niestety nie można wykluczyć) uniemożliwiając wynurzenie, wówczas nurek będzie mógł bez problemów uwolnić się od niej odpinając pas balastowy, a dzięki uzyskanej w ten sposób dodatkowej pływalności łatwiej osiągnie powierzchnię. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że w tej konfiguracji odpięcie pasa nie powoduje jego utraty (bo cały czas pozostaje on przypięty do linki), co w sytuacji awaryjnej powinno psychologicznie ułatwić podjęcie decyzji o jego odrzuceniu. Oczywiście rozwiązanie dające możliwość wypięcia się z linki ma swoje wady. Jeśli nurek to zrobi, wówczas partner traci z nim kontakt, ze wszystkimi możliwymi tego konsekwencjami. Jednak wydaje się, że jest to lepsze niż ryzyko zaplątania się i pozostania na dnie. Dodatkowym, tylko pozornie drobnym szczegółem jest to, że linka koniecznie musi być pływająca. Dzięki temu nie będzie pętała się po dnie zahaczając o podwodne obiekty. Nurkowanie z pływającą linką jest też bardzo eleganckie – spoczywa ona na powierzchni, a w dół opada tylko tyle jej metrów ile nurek wyciągnął schodząc na daną głębokość. Kiedy nurek wraca, linka jest jakby wybierana tj. samoczynnie powraca na powierzchnię, co bardzo ogranicza możliwość zaplątania się w nią. Kiedy nurkujemy w parach, należy posługiwać się jednym zestawem bojka + linka. Dwa komplety są zbędne, bo i tak zawsze nurkuje tylko jeden nurek, ponadto dwie linki łatwo mogłyby się splątać ze sobą. Partnerzy nurkują na przemian każdorazowo przepinając się do linki, dlatego aby to ułatwić i przyśpieszyć można zapiąć na obu pasach balastowych po jednym karabinku i zamiast wiązać linkę do pasa, wpinać ją jednym ruchem do tego właśnie karabinka (powinien jednak być to karabinek zakręcany lub lepiej bagnetowy, z blokadą otwarcia). Kluczowe jest by w razie sytuacji awaryjnej wymagającej zastosowania systemu tj. wyciągnięcia nieprzytomnego nurka, w ogóle dało się to zrobić. Wbrew pozorom nie jest wcale oczywiste, że uda się to tak łatwo. Wyciąganie czegokolwiek przez człowieka pozostającego w wodzie, gdzie nie ma żadnych punktów oparcia nie jest banalne. Dlatego do bojki podpięty powinien być karabinek, a jeszcze lepiej karabinek z bloczkiem Po przepięciu przez niego linki można zaprzeć się jedną nogą powyżej karabinka uzyskując brakujący punkt podparcia, a rękami ciągnąc linkę wydobywać ofiarę. Ponadto właściwe wydaje się stosowanie bojek o dużej wyporności np. takich, do których wiązane są liny opustowe, a nie małych używanych przez nurków scuba.

Niestety nie róbmy sobie wielkich nadziei. Życie jest tylko życiem. Kamizelki, o ile w ogóle kiedykolwiek staną się dostępne, to z pewnością nie nastąpi to szybko i ze względu na cenę mogą nie wejść w powszechne użycie, przynajmniej nie od razu. Wątpię też, aby nurkowanie na smyczy stało się popularną metodą, ale gdybym nawet się mylił, to w żaden sposób nie załatwia ono problemu nurkowania solo. Oczywiście w tym momencie puryści powiedzą, że nurkowanie solo jest absolutnie niedopuszczalne i w ogóle nie powinno być rozpatrywane. Niby racja, ale z drugiej strony, życie jest tylko życiem, i mimo powszechnego w środowisku freediverów potępienia tego rodzaju działalności, nie znam chyba ani jednego nurka, któremu by się to nie przytrafiło w karierze.

Kilka dobrych rad (tych samych, co zawsze)

Co więc robić wobec takiego stanu rzeczy? Niestety, na 100% zabezpieczyć nijak się nie da. Można tylko przypomnieć jeszcze raz elementarne zasady, które powinny obowiązywać zawsze wtedy, kiedy nurkujemy bez liny opustowej i całego wiążącego się z nią zabezpieczenia (BTW większość tych zasad odnosi się do każdego rodzaju nurkowania, również tego z liną). Z pewnością stosowanie się do nich ryzyka nie wyeliminuje, ale może je w pewnym stopniu ograniczyć:

- nurkuj nie więcej niż na 50% swoich możliwości (czasu i głębokości)

- kontroluj swój organizm i w razie symptomów dyskomfortu (kontrakcje) wynurzaj się nie zwlekając

- nie hipewrentyluj (w ogóle!) przed zanurzeniem

- rób odpowiednio długie (minimum 3-4 x dłuższe niż czas zanurzenia) przerwy między nurkowaniami, a po wyczerpującym nurkowaniu zrób przerwę jeszcze dłuższą niż normalnie (znane są przypadki blackoutów / LMC, które wystąpiły w nurkowaniach poprzedzonych zbyt krótką przerwą na odpoczynek po bezpośrednio poprzedzającym je zanurzeniu)

- nie koncentruj się na osiągnięciu celu (jak dotarcie do określonego miejsca, ustrzelenie lub sfotografowanie ryby, czy wykonanie jakiegoś zadania) i generalnie nie pozwól by świat zewnętrzny zaabsorbował twoją uwagę, zamiast tego koncentruj się na własnym organizmie, kontroluj go, ale panuj też nad czasem nurkowania oraz głębokością

- unikaj zbędnego wysiłku pod wodą, oszczędzaj tlen jak tylko możesz

- nawadniaj się przed nurkowaniem jak i w jego trakcie (najlepiej stosuj napoje izotoniczne, które oprócz funkcji nawadniającej dodatkowo dostarczają łatwo przyswajalnych węglowodanów)

- w przeddzień nurkowania (nie mówiąc o samym dniu nurkowania) nie pij alkoholu, ale również kawy, herbaty, coli i nie jedz czekolady. Wszystkie te używki są diuretynami – odwadniają organizm, nie mówiąc o innych negatywnych skutkach

- w razie zaliczenia samby lub blackoutu wychodź z wody i nie wracaj do niej tego samego dnia

- nie przeważaj się, dostosuj obciążenie nie tylko do pułapu, na jakim planujesz się poruszać ale również biorąc pod uwagę to gdzie znajduje się dno. Nurkując rekreacyjnie często zabieramy więcej ołowiu by na (niewielkiej) głębokości operacyjnej mieć neutralną pływalność. Jeśli jest to np. 5 metrów, to wydaje się, że wyważenie na zero właśnie na 5 metrach będzie OK. Pamiętaj jednak, co będzie się działo jeśli dno leży kilkadziesiąt metrów niżej, a ty świadomie lub przypadkiem przekroczysz planowaną głębokość o kilka dobrych metrów i nagle staniesz się mocno ujemny? Jeśli potem pojawi się niedotlenienie, to możesz mieć poważny problem. Oczywiście inaczej sytuacja wygląda, jeśli nurkowanie odbywa się w akwenie, gdzie dno znajduje się na głębokości nie przekraczającej tych przykładowych pięciu metrów.

- nigdy nie nurkuj z fajką w ustach. Wysiłek związany z opróżnianiem fajki przed wzięciem pierwszego oddechu może doprowadzić do blackoutu. To oczywiście może zdarzyć się tylko w sytuacji, gdy z jakiegoś powodu nurek znalazł się na granicy swoich możliwości. Nikt w nurkowaniach rekreacyjnych świadomie nie planuje takich skrajnych sytuacji, ale czasem dochodzi do nich zupełnie nieoczekiwanie. Ponadto trzymana w ustach fajka utrudnia rozluźnienie mięśni twarzy, a także może być przyczyną zaaspirowania wody do dróg oddechowych

- nie nurkuj po długotrwałym wysiłku, ale również nie przedłużaj zanadto sesji nurkowej, bo ona sama w sobie jest źródłem zmęczenia. Ta kwestia wymaga krótkiego wyjaśnienia. Chodzi o to, że w wyniku długotrwałego wysiłku spaleniu ulegają węglowodanowe zapasy energii (przyjmuje się, że starczają one na ok. 1 godzinę treningu) i organizm przechodzi na metabolizowanie tłuszczy. To z kolei łączy się z konsumowaniem większej o około 8% ilości tlenu, przy jednoczesnej mniejszej o około 30% podaży dwutlenku węgla. W rezultacie powstaje szatańska mieszanka - mamy mniej tlenu, a ze względu na niższy poziom CO2 potrzeba zaczerpnięcia oddechu zamiast wcześniej pojawia się dużo później! Blackout bez żadnego ostrzeżenia staje się więc bardzo prawdopodobny.

Mamy więc listę zaleceń, ale nie oszukujmy się. Nawet stosowanie się do nich co do joty może nie uchronić nas od tragedii. Na to czy blackout będzie miał miejsce czy nie, wpływ ma tyle czynników, że nie ma co liczyć na to, że będziemy w stanie w pełni je kontrolować. Co roku odnotowujemy potwierdzające to przypadki, kiedy blackout pojawił się bez żadnego ostrzeżenia i to w sytuacji kiedy „nie miał prawa” się zdarzyć, bo nurek czuł się dobrze, nie hiperwentylował, a nurkowanie leżało grubo poniżej jego możliwości. Konkretne przykłady : nurek bez problemów zrobił na basenie nawrót po 75 metrach (bez płetw) i płynął dalej, bo nie odczuwał potrzeby zaczerpnięcia oddechu. Jednak mimo, że czuł się tak dobrze i dotarł do 100 metra, to z ostatniej długości zapamiętał tylko jej pierwszą połowę. Po wynurzeniu miał potężny blackout. Inny przypadek też z basenu: nurek powtarzał ćwiczenie wielokrotnie wykonywane przez niego bez najmniejszych problemów (25 metrów + 30 sekund statyki przy drabince i powrót). Tym razem w połowie statyki, bez żadnego ostrzeżenia stracił przytomność. Obudził się następnego dnia na OIOM’ie. I przykład z wód otwartych: doświadczony łowca podwodny (10 lat nurkowania na koncie) wykonuje nurkowanie na głębokość 20-kilka metrów (zdecydowanie w granicach jego możliwości), czas około półtorej minuty (jak z głębokością), na dole strzela do ryby, wynurza się z łatwością i … na ok. 10 metrach bez żadnych zapowiadających to symptomów traci przytomność. Późniejsza analiza pokazuje, że nie popełnił żadnych błędów ani w czasie godzin poprzedzających feralne nurkowanie, ani w bezpośrednim przygotowaniu do niego, ani w czasie jego przebiegu. A jednak trafiło go! Takie przypadki można mnożyć w nieskończoność.

A więc, jeśli decydujesz się na nurkowanie bez odpowiedniego zabezpieczenia pamiętaj – kostucha czeka. Ona jest cierpliwa, nie śpieszy jej się, ale kiedyś może przyjść i po ciebie. W momencie, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał.


Autor: Tomek "Nitas" Nitka


Komentarze

Brak dodanych komentarzy. Moe czas doda swj?

Dodaj komentarz

Zaloguj si, aby mc doda komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani uytkownicy mog ocenia zawarto strony

Zaloguj si lub zarejestruj, eby mc zagosowa.

Brak ocen. Moe czas doda swoj?
Wygenerowano w sekund: 0.01
1,978,543 Unikalnych wizyt